[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiwnęła głową w przekonaniu, że nie ma co dalej przeciągać tej rozmowy. Choć
przecież nie myślała tak naprawdę.
- Zwietnie. Wiedz tylko, że twój Doskonały Kandydat Na Męża może w ogóle nie
istnieje. Daj mi znać, kiedy będziesz w stanie zaakceptować człowieka, a nie ideał -
powiedział i wyszedł, nie zaszczyciwszy jej spojrzeniem.
Hallie wmawiała sobie, że nic się nie stało, że pozostaną przyjaciółmi i nadal będą
służyć sobie wsparciem. Próbowali, ale nic z tego nie wyszło.
Spotkała Steve'a, wychodząc do pracy następnego dnia po ich kłótni.
- Witaj, piękny ranek, prawda? - zagadnęła z uśmiechem.
- Uroczy - odparł grobowym tonem, wsiadł do samochodu i odjechał.
Potem spotkała go w czwartek, w sklepie spożywczym. Zamienili kilka słów, ale
dawna zażyłość gdzieś się ulotniła. Rozmowa była wymuszona, serdeczność sztuczna, a ból
tym większy. Coś należało postanowić.
W piątek po południu zajrzeli Meagan i Kenny. Steve nie wrócił jeszcze z pracy,
dzieci zaś wyglądały na znudzone, jakby uszła z nich cała energia.
- Mama i Kip się pogodzili - powiedziała Meagan. Hallie ucieszyła się, głównie ze
względu na nich oboje.
- Muszę wam coś powiedzieć - zaczęła, siadając miedzy nimi na kanapie.
- Na pewno żenisz się z tatą - oznajmił Kenny i pokazał siostrze język.
- Nie.
- Tata się jeszcze nie oświadczył? Nie przejmuj się, niedługo poprosi cię o rękę -
zapewniła Meagan.
- Sprzedaję swój dom.
- Przeniesiesz siÄ™ do taty?
- Nie. Wyprowadzam się w ogóle.
Nie była to łatwa decyzja. Nosiła się z nią przez cały tydzień, wreszcie zasięgnęła rady
znajomej z agencji nieruchomości, tej samej, która poleciła jej obecny dom. Gaby zapewniała,
że sytuacja na rynku jest w tej chwili idealna na sprzedaż. To ostatecznie przekonało Hallie.
Czy mogła podjąć inną decyzję? Nic nie wskazywało na to, że napięcie miedzy nią a
Stevem uda się załagodzić. Nie była w stanie mieszkać drzwi w drzwi z człowiekiem, którego
tak niefortunnie pokochała. Nie wierzyła też, że uwolni się od antypatii wobec Mary Lynn i
będzie patrzeć spokojnie, jak Steve biegnie na każde jej skinięcie, ilekroć tej kobiecie
przytrafią się kłopoty.
- Wyprowadzasz się? - zapytała zaszokowana Meagan.
- Nie tak od razu. Muszę najpierw sprzedać dom.
- Ale dlaczego? - zasmucił się Kenny.
Nie potrafiłaby odpowiedzieć na jego pytanie bez bólu.
- Czy tata wie? - pytał dalej.
- Jeszcze nie. - Nie miała odwagi mu powiedzieć. Bała się nawet wystawić tablicę z
napisem NA SPRZEDA%7Å‚" przed domem.
- Kiedy się wyprowadzasz? - zapytała Meagan.
- Nie wiem, ale pewnie nieprędko. Minie kilka miesięcy, zanim znajdę kupca, kilka
następnych, nim załatwimy formalności.
Widziała, że dzieci jej nie wierzą, ale klamka zapadła. Zdawała sobie sprawę, że
będzie jej brakowało Meagan i Kenny'ego równie mocno, jak Steve'a, ale wierzyła też, że
wybrała najrozsądniejsze rozwiązanie. Bolesne, ale słuszne.
- Wszystko siÄ™ zmieni, jak siÄ™ stÄ…d wyprowadzisz - mruknÄ…Å‚ Kenny smutno.
Nie dokończyli rozmowy, gdyż wrócił Steve i dzieci pobiegły mu na powitanie. Tak
jak myślała, natychmiast podzieliły się z ojcem wiadomością. Już po chwili bębnił pięścią w
jej drzwi.
- To prawda? - zapytał obcesowo, gdy mu otworzyła.
- Tak, wystawiłam dom na sprzedaż.
Na jego twarzy pojawił się smutny uśmiech. Cofnął się o kilka kroków.
- Miałaś chyba rację.
- Zazwyczaj mam rację. A w jakiej sprawie tym razem się nie pomyliłam? - spytała,
siląc się na żartobliwy ton.
- %7łe się nam nie uda. Dostrzegłaś to wcześniej niż ja.
Jego słowa zabolały jak policzek. Nie była w stanie powiedzieć ani słowa. Włożył
ręce do kieszeni.
- %7Å‚yczÄ™ ci wszystkiego dobrego, Hallie McCarthy.
- Ja tobie też, Steve'ie Marrisie - odpowiedziała cicho.
Kiwnął głową i odszedł.
ROZDZIAA 32
MARZENIA NA JAWIE
7 WRZEZNIA
Trudno uwierzyć, że to już prawie koniec łata.
Od początku roku minęło osiem miesięcy, a ja się nie posunęłam nawet o krok ze
swoimi planami matrymonialnymi. Smutne, ale wcale mnie to nie obchodzi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]