[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stad bydła przyswoił sobie na wzór innych ró\ne metody szybkiego zdobywania majątku. Nauczył
się tego od ludzi bez skrupułów, posługujących się w swej pracy szybkimi końmi i znakiem do
wypalania piętna. Okazał się uczniem pojętnym, jak równie\ gorliwym. Wkrótce, wraz z paroma
bezdomnymi kowbojami, przeprowadził z Teksasu stado bydła, będące jego pierwszą większą
zdobyczą. Poprzez Indian Nations udali się do Abilene, Hays i Dodge City z bydłem, które nie
kosztowało ich ani centa, ale za to sprzedało się dobrze, nawet bardzo dobrze.
W tamtych czasach kraj był surowy i niebezpieczny. Najrozmaitsi straceńcy, Indianie i
zatrudnieni na ranczach kowboje zatruwali mu stale \ycie: jedni - szukajÄ…c Å‚atwego zarobku, inni -
tropiąc skradzione bydło. Dobe starał się unikać walki tam, gdzie było to mo\liwe, lecz pod jego
zasuszoną twarzą i pozornie bezbarwną osobowością kryła się dynamiczna siła, która nie
przestawała pchać go do przodu. Z zimnym wyrachowaniem, nie bawiąc się w skrupuły i
współczucie, wypatrywał swojej wielkiej szansy. Kiedy ziemia na Południu zaczęła mu się palić
pod stopami, wyruszył w stronę dziewiczych w większości pastwisk na Północy, gdzie znalazł
dolinę, o jaką mu chodziło.
Wojna między Barrami a ranczerami znad wschodniej odnogi Ute przedłu\ała się i ka\dej
ze stron zale\ało na jego pomocy. On jednak trzymał się na uboczu, zajmował się hodowlą, patrzył,
jak giną ludzie i często wsłuchiwał się nocami w odgłosy strzelaniny, dochodzące z lasu. Wiedział
te\, jak Barrowie dotarli do wzgórz, za którymi znajdowało się ranczo ojca Tony.
Przez wszystkie te lata do chwili obecnej pozostał dla wszystkich zagadką. Nikt nie mógł
pojąć jego polityki. Dobe nauczył się układać, tak, jak wiatr wieje, nie płynął nigdy pod prąd.
Obserwował, jak bierze górę to jedna, to druga strona, a teraz uznał, \e błędy tamtych mogą
wreszcie przynieść mu korzyści. Pragnął, by bydło nacechowane jego znakiem pasło się na
olbrzymim pastwisku, którego granice rozciągałyby się od jego rancza a\ do doliny Barrów i z
powrotem po wschodnią odnogę Ute. Wiedział, \e istnieją momenty, kiedy dryfuje się biernie, ale
są te\ chwile, kiedy trzeba zacząć działać. Jego zdaniem taka chwila właśnie nadeszła.
O tym wszystkim rozmyślał, czekając na Jetta.
Jett nadjechał pół godziny pózniej i wszedł do pokoju Dobe'a, pobrzękując ostrogami. Był
to niemal młodzieniec o bladej, przedwcześnie złej twarzy.
- Siedziałem długo w lesie - powiedział. - Obaj Barrowie, Fay i Ring, udali się do chaty na
pastwisku, jak tylko zapadł zmrok. Jest tam równie\ ich kuzyn i jeszcze ktoś, chyba wuj. A więc
czterech.
- Powiedz Sultanowi, \eby tu przyjechał. Niech wyśle kogoś do Ketchuma. Potem
pojedziesz do Oldroyda. Niech te\ wiedzÄ….
- Jeszcze nie miałem nic w ustach - zaprotestował Jett.
- Sultan da ci coÅ› do jedzenia. Ruszaj!
Jett mruknął coś pod nosem i wybiegł na zewnątrz. Wkrótce Dobe usłyszał tętent jego
konia. Wtedy wstał, odszukał okulary i wziął najświe\szy numer "Harper's Weekly", rozsiadł się
wygodnie na krześle i zaczął czytać artykuł wstępny o prezydencie Hayesie.
Taki właśnie był Dobe Hyde - inteligentny, ale zarazem zimny i twardy jak głaz. Tam,
gdzie się urodził, stałby się mo\e bogatym człowiekiem, mieszkałby w białym domu na
najwykwintniejszym wzgórzu. Co ranka jechałby swoim powozem zaprzę\onym w czwórkę koni
do własnej fabryki mę\czyzna o cienkich wargach, energiczny, bez serca i z głową do interesów,
jednym słowem osobistość godna szacunku. Prawda o nim była inna, brał on świat takim, jakim go
widział. Nie dbał o \adne przywileje i chodził zawsze swoimi drogami.
***
Jett ściągnął konia przed domem Sultana i zawołał:
- Mój szef chce z panem pomówić. Powiedział, \eby pan wysłał kogoś do Ketchuma i... na
Boga, ale\ jestem głodny!
Buff wskazał kciukiem na kuchnię i Jett udał się tam natychmiast. Sultan wyszedł na
werandę, zawołał Sama Veena i polecił mu udać się do Ketchumów. Po kilku minutach Jett
odjechał i Buff pozostał w domu sam.
Zdawał sobie sprawę, \e Dobe zamierza uderzyć na Barrów i w zasadzie nie miał nic
przeciwko temu. Niepokoiła go tylko ta nagła \ądza walki - tym bardziej zaskakująca, \e Dobe
trzymał się do tej pory z dala od zatargu. Buff krą\ył długo po pokoju, pogrą\ony w myślach. Nie
znalazł jednak powodu, dla którego miałby odmówić swego udziału. Miał rozwinięte poczucie
dumy i nie zapomniał jeszcze krzywd wyrządzonych jego rodzinie przez Barrów w ciągu tych
wszystkich lat. Przypuszczał, \e inni ranczerzy ze wschodniej doliny równie\ przyłączą się do
Dobe'a, a on musi w takim razie wziąć ich stronę.
Przed odjazdem napisał krótki list, w którym powiadamiał Edith, \e niedługo wróci.
W tym czasie Sam Veen przekazywał Ketchumowi wiadomość, a po chwili wspólnie z
synem Ketchuma i Hallemem byli ju\ w drodze.
Jett natomiast jechał na przełaj przez pogrą\oną w ciemnościach dolinę do Oldroydów. Z
podwórza wywołał głośno gospodarza, i czekał, patrząc jak światło w domu gaśnie. Oldroyd był
starym pionierem, zahartowanym w bojach i pamiętającym doskonale nagłe napady z przeszłości.
Kiedy otworzył drzwi, nie był widoczny, ale Jett wiedział, \e tam jest i \e trzyma w ręku broń
wycelowanÄ… prosto w niego.
- Dobe Hyde chciał z panem pomówić - oświadczył. - Sultan i Ketchum są ju\ w drodze do
niego.
Zawrócił konia i odjechał, a \ona Oldroyda natychmiast zapaliła lampę. Matt odszedł od
naro\nego okna, a stary Oldroyd powoli odwrócił się do nich. Miał sześć stóp wzrostu, bujną brodę
i małe, przenikliwe oczy. Miał zwyczaj głaskać brodę wierzchem dłoni i gest ten powtarzał teraz
machinalnie.
- Dobe? - parsknęła pani Oldroyd. - On nie pomógł nam jeszcze nigdy. Zostaniesz w domu,
mę\u. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl