[ Pobierz całość w formacie PDF ]
163
Tak odparł David, nalał sobie do kieliszka pysznego zimnego wina i pomyślał,
że tu w tym słonecznym pokoju, w tym wygodnym czystym hotelu, wśród
pięknego jasnego dnia nawet dobre wino nie zdoła rozgrzać jego skamieniałego
serca.
Czy przyprowadzić ci Dziedziczkę? zapytała go Katarzyna.
Byłoby niedobrze, gdyby powstało między nami nieporozumienie co do tego, czyj to
jest dzień, albo żeby pomyślała, że zaczęliśmy nagle popijać na stronie.
Nie trzeba.
Kiedy mam ochotę. To jest jej dzień, a nie mój. Naprawdę, Davidzie, nie jestem
wcale taką zołzą, za jaką mnie masz. Ja tylko tak gadam i tak się zachowuję.
Czekając na powrót Katarzyny David wypił jeszcze jeden kieliszek szampana i
przeczytał paryskie wydanie New York Herald Tribune , które pozostawiła na
stoliku. Uznał, że samotne picie zmieniło smak wina, więc poszedł do kuchni, znalazł
korek i zakorkował butelkę, żeby ją wsta-wić do lodówki. Ale butelka okazała się
dziwnie lekka i kiedy spojrzał pod światło, okazało się, że zostało w niej już bardzo
niewiele wina, więc wypił je i postawił butelkę na kafelkową podłogę. Nawet tak
szybko wypity szam-pan w ogóle na niego nie podziałał.
Dzięki Bogu, pomyślał, że przynajmniej idzie mi pisanie. Jego ostat-nia książka
zyskała uznanie głównie dlatego, że jej postacie były praw-dziwe, a szczegóły
wiarygodne. Wystarczyło, żeby przypomniał sobie do-kładnie jakieś przeżycie, a
formę zawdzięczał głównie temu. co pomijał. Kończył je zazwyczaj tak, jak
przymyka się przesłonę soczewki aparatu fotograficznego, by zyskać jak największą
ostrość, a wtedy upał nabierał blasku i zaczynał unosić się dym. Był pewny, że i tym
razem osiÄ…gnÄ…Å‚ ten efekt.
To, co Katarzyna mówiła o jego opowiadaniu tylko po to, by sprawić mu przykrość,
przywodziło mu na myśl ojca i wszystko, co usiłował niegdyś zrobić dla tego
człowieka, jeżeli to w ogóle było możliwe. Teraz, mówił sobie, musisz raz jeszcze
postarać się być dorosłym mężczyzną i dziel-nie stawić czoła temu co nieuniknione
bez irytacji, bez żalu do kogoś, kto czy nie rozumie, czy nie docenia tego, co piszesz.
Ona rozumie z tego coraz to mniej i mniej. Ale przynajmniej wiesz, że dobrze ci się
pracowało i nic nie może cię zranić dopóty, dopóki jesteś zdolny do pracy. Postaraj
się jej pomóc i zapomnij o sobie. Jutro powrócisz do swojego opowiadania,
przejrzysz je raz jeszcze i doprowadzisz do perfekcji.
Jednakże wolał nie myśleć o nim zbyt intensywnie. Na pisaniu zale-
164
żało mu więcej niż na czymkolwiek innym i chociaż zależało mu również na wielu
innych sprawach, wiedział, że nie wolno mu analizować zbyt szczegółowo czegoś, co
już zostało przelane na papier, nie dotykać, nie mię-tosić, podobnie jak nie wolno
otwierać drzwi do ciemni, żeby zobaczyć, czy klisza dobrze się wywołuje.
Powrócił myślami do dziewcząt, zastanawiał się nad tym. czy ich nie poszukać, nie
dowiedzieć się, na co mają ochotę, czy może chciałby poje-chać na plażę. W końcu
był to dzień jego i Marity, toteż ona na pewno już na niego czeka. Kto wie, może
udałoby się jeszcze uratować odrobinę tego dnia dla nich wszystkich. Zresztą może
dziewczyny coś razem wymyśliły. Powinien chyba pójść do nich i dowiedzieć się o
ich plany. Zrób to, za-chęcał samego siebie. Nie stój jak głupi. Zdecyduj się na coś.
No, jazda, idz do nich.
Drzwi do pokoju Marity były zamknięte, więc zastukał.
Dziewczyny rozmawiały, a kiedy usłyszały jego pukanie, zamilkły.
Kto tam? zawołała Marita.
Doszedł go śmiech Katarzyny i jej słowa: Proszę wejść. Kimkolwiek jesteś,
przybyszu.
Marita powiedziała coś do Katarzyny, a ta zawołała: Wejdzże, Davi-dzie!
Otworzył drzwi. Dziewczyny leżały w łóżku, bardzo blisko siebie, przy-kryte pod
szyje prześcieradłem.
Proszę cię bardzo, podejdz bliżej. Czekałyśmy na ciebie po-wiedziała
Katarzyna.
David patrzał na poważną ciemnowłosą dzie.wczynę, na roześmianą jasnowłosą.
Marita usiłowała mu coś powiedzieć wzrokiem. Katarzyna tylko się śmiała.
No co, nie wejdziesz?
Przyszedłem was zapytać, czy nie pojechałybyście do zatoki?
Ja nie odparła Katarzyna. Dziedziczka spała, więc położyłam się obok niej.
Prosiła, żebym sobie poszła, bo nic chciała cię zdradzić. W najmniejszej nawet
mierze. Może byś się przyłączył do nas, a wtedy obydwie będziemy mogły być ci
wierne.
Nie.
Proszę cię, Davidzie. jest taki piękny dzień.
Masz ochotę popływać? zwrócił się David do Marity.
Owszem odparła sponad prześcieradła.
Cóż z was za purytanie roześmiała się Katarzyna. Bądzcież rozsądni. Chodz
do łóżka, Davidzie.
165
Mam ochotę na kąpiel oświadczyła Marita. Wyjdz, Davidzie.
Dlaczego wstydzisz się swojej nagości? Przecież on widuje cię nagą na plaży.
Więc mnie zaraz zobaczy powiedziała Marita. Proszę cię jesz-cze raz.
Davidzie, wyjdz.
David wyszedł i nie odwracając się zamknął za sobą drzwi. Słyszał szept Marity i
śmiech Katarzyny. Idąc po gładkich płytach chodnika obszedł hotel i spojrzał na
morze. Wiała lekka bryza, w dali widać było trzy francuskie kontrtorpcdowce i
jeden.krążownik, ciemne, czyste w rysunku, odcinające się ostro od błękitu morza.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]