[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dodatkową szafkę z żywnością?
- Niestety nie - odpowiedział - to co widać w kredensie i w lodówce, to wszystko, co mam. Raczej niewiele. Czekam na prom. -
"Przede wszystkim po to, żeby was stąd zabrał" - pomyślał.
- Hmm... - Samanta skrzywiła twarz. - Pozostaje nam mieć nadzieję, że prom nie da na siebie długo czekać, bo inaczej
wszyscy zgłodniejemy. Myślę, że mógłbyś upolować jakąś gęś albo królika.
- Mógłbym - Frank popatrzył na Ellen i napotkał jej grozne spojrzenie. - Pod warunkiem, że będę miał amunicję, żeby je
zastrzelić.
- Nie masz zapasu amunicji? - Samanta spojrzała zaniepokojona.
- Zostało mi nie więcej niż 10 naboi i nie mogę zagwarantować, że każdym coś ustrzelę. Nie jestem dobrym strzelcem -
odrzekł.
- Wydaje mi się, że zawsze możemy zabić owcę, jak już nic nie będzie - Debbie mówiła cicho, prawie szeptem.
- Nie! - zaskrzeczała Ellen i zaczęła walić w stół zaciśniętymi pięściami, aż naczynia podskakiwały z brzękiem.
- Nie pozwolę wam. Wolę umrzeć z głodu. Jeśli zabijecie owcę, rzucę się ze skał do morza!
- Ellen, nie wolno ci mówić takich rzeczy - Saman-
90
ta obróciła się do dziecka. - To jest nikczemne! Wiesz, że tego nie zrobisz...
- Zrobię, i ty wiesz, że nie kłamię! - Ellen odsunęła krzesło, przeszła przez pokój, rzuciła się na legowisko i leżała tak, z twarzą
odwróconą do ściany.
Samanta spojrzała na Franka, po raz pierwszy zauważył w jej ciemnych oczach błysk strachu. "Ona to zrobi, przecież wiesz.
Cokolwiek się stanie, nawet jeśli przyjdzie nam umrzeć z głodu, nie ośmielimy się zabić owcy".
Znów była noc. Nic nie zmieniło się w sypialni, z wyjątkiem tego, że Frank przyniósł do góry strzelbę, oparł ją o ścianę, a
naboje schował w kieszeni marynarki wiszącej na krześle. Drugim krzesłem zastawił drzwi. Jake leżał niespokojnie w nogach
łóżka.
Frank usiadł na pościeli i próbował czytać magazyn - ten sam rolniczy magazyn, którego strony przerzucał już tyle razy. W
rogu wisiała półka z książkami, pomyślał, że powinien przynieść jedną. Ale to i tak nic by nie zmieniło. Książka czy magazyn,
żadnej różnicy, drukowane słowa tworzyły masę niemożliwych do odczytania hie-roglifów. Cieszył się, że wiatr wieje, zagłuszał
przynajmniej inne dzwięki, w przeciwnym razie mógłby usłyszeć, jak kobiety rozmawiają na dole. O nim. ,,Podobasz się mojej
matce i siostrom, mówią, że jesteś sexy!"
Oczy zaczęły mu się zamykać. Walczył ze snem; zasnąć to umrzeć! Podskoczył bezwiednie, zdawało mu się to czasem we
śnie, miał wtedy wrażenie, że leci w dół. Poruszył się gwałtownie, obudził się i zobaczył, że Jake nie śpi. Pies leżał obserwując
swego pana i obaj czekali na świt.
Frank wiedział, że nie wytrzyma długo, że wyczerpanie w końcu go pokona. Organizm domagał się snu. Zdecydował, że
zostawi przynajmniej zapalone światło. Dzięki temu Samanta nie będzie mogła dręczyć go erotycznymi snami, to było możliwe
tylko w ciemności. Powinien to był zrobić już zeszłej nocy: zostawić włączone światło! Gdyby tak zrobił, nic by nie zaszło,
spałby spokojnie.
Nagle Jake zawarczał, z jego gardła wydobył się głęboki ostrzegawczy warkot.
91
Frank zesztywniał, zmęczenie uleciało, zastąpione przez strach. Patrzył na psa i widział, jak ten wpatrywał się w drzwi, ale nie
zrobił najmniejszego nawet ruchu. To tylko system ostrzegania, a nie straż przyboczna. Jake po prostu piekielnie się bał.
Farmer spojrzał na strzelbę, nie wiedział, czy ma naładować, czy jeszcze poczekać. Miał sporo czasu, nic jeszcze nie było
słychać, a drzwi były podparte. I mocne, kobieta nie zdołałaby ich wyważyć.
Teraz przeklinał wiatr - nie słyszał nic, oprócz jego wycia. Zdawało mu się, że słyszy także skrzypienie desek, ale w tym domu
każdej nocy skrzypiały setki desek. Pamiętał, jak wyglądała sypialnia, gdy zobaczył ją po raz pierwszy. Rozrzuconą pościel
pozostawili w nieładzie dawni mieszkańcy, którzy nagle wybiegli z domu w takim strachu, że nie zatrzymali się, woleli rzucić się
do Kotła, niż spotkać się twarzą w twarz z czymś, co ich ścigało. Postanowił wziąć strzelbę i naładować ją.
Gestem nakazał psu ciszę. Podniósł się z łóżka i zaczął ostrożnie stawiać kroki. Usiłował stąpać tak, aby deski nie trzeszczały,
ale wiedział, że to na nic. Dwa kroki, trzy kroki. W połowie drogi przez pokój usłyszał pukanie do drzwi, delikatne, niemal
ukradkowe. Zastygł w połowie kroku, z nogą uniesioną w powietrzu. Odwrócił się, twarz mu poszarzała jak popiół, modlił się,
żeby krzesło podpierające klamkę było wystarczająco mocne.
- Frank!
Szept, który ledwo do niego dotarł, zawierał w sobie tajemnicę i lęk, a nawet nutę błagania. Był raczej wzruszający, niż
złowieszczy, jak oczekiwał. Frankowi zdawało się, że pokój się kołysze. Przechylił się i szukał po omacku czegoś, czego
mógłby się przytrzymać, ale nie znalazł. Potknął się, prawie że upadł, ale udało mu się odzyskać równowagę. Stał więc,
wytężając słuch, nie słyszał jednak nic prócz gardłowego warczenia Jake'a.
"Nie odpowiadaj, bo tylko nerwy płatają ci figla" - powiedział do siebie. "Ale wez strzelbę i naładuj, będziesz się czuł
bezpieczniej". Następne pół kroku i głos się powtórzył.
92
- Frank? Och, proszę cię. Frank, otwórz. Muszę z tobą pomówić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl