[ Pobierz całość w formacie PDF ]

brakowało im rąk do pracy. Pewnego razu Stefan zdobył się na wysiłek i wyjaśnił: Zoja
miała szczęście, że nie trafiła do grupy wydobywającej torf ani do brygady budowlanej.
Nie oczekiwał wdzięczności, ale wybuch nienawiści go zdziwił.
W salonie pasażerskim, jasno oświetlonym po wyłączeniu syntezatora, Donna uczyła
maluchy. Było ich czworo  młodszych w wieku do pięciu lat, nieprzydatnych do pracy
fizycznej, dla których w końcu Stefan znalazł zajęcie, oderwawszy od niekończących się
głupich zabaw. Tu już od dawna nie bawiono się. Tu pod kierownictwem Donny
dojrzewała rezerwowa zmiana specjalistów, szeleścił papier schematów i wykresów,
paluszki jezdziły po papierze, kaszlał przeziębiony Aksel i nudno  mamlotała wkutą
lekcję malutka Juta:  ...długi pomocnicy zespół chłodzenia leaktola spzęga się
z awaryjnym systemem kontlolującym za poślednictwem kliogenowych zawolów,
umiesconych w awalyjnych klapach tzeciego i siódmego holyzontów... .  Awaryjnych! 
zmarszczył czoło, wchodząc, Stefan. Nie było się z czego śmiać: dwuletni maluch nie dał
rady pokonać logopedycznego defektu. Cierpliwa Margaret znalazła wytłumaczenie;
zbierała bezcenny materiał obserwacyjny, nie potrafiąc wytłumaczyć dla kogo i po co.
Stefan jej nie przeszkadzał.
 Jak tam sukcesy?  zapytał dziarskim głosem.
Nikt nie docenił troski  Juta natychmiast straciła wątek, zaczęła gadać głupoty i,
powstrzymana, zamilkła, gotowa rozryczeć się w każdej chwili. To był jej koronny numer.
Igor, Aksel i Cyntia znieruchomieli przestraszeni. Chudziutka anemiczna Donna
(niektórzy przezywali ją  Szkieleton , z czym Stefan w duchu się zgadzał  blada jak
licho, przezroczysta!), relacjonując postępy, wzruszyła ostrymi ramionkami: że niby 
posuwamy siÄ™, nie przeszkadzaj.
Stefan powinien był zostać, przeegzaminować przyszłych ekspertów od systemów
pokładowych, wyrazić swoje zwyczajowe niezadowolenie z powodu powierzchownego
przyswojenia materiału, a  co najważniejsze  zapytać, czy nie odżyła przypadkiem
łączność z grupą Petera  po prostu tak, żeby pokazać zatroskanie  ale tym razem
Stefan to zlekceważył. Aączności nie było, wiedział o tym. Gdyby odżyła łączność po
pięciu minutach, trzęsłyby się od tego korytarze.
 Donna  powiedział Stefan.  Musisz częściej przebywać na słońcu. Nie wolno ci
chować się w statku. To jest szkodliwe.
 Dziękuję.  Donna uśmiechnęła się słabo.  Ono nas zabija, to słońce.
 Tu też nas zabija. Znaczy chciałem powiedzieć, zniekształca. Musisz wychodzić na
powietrze.
 Dzięki za troskę. O ile, oczywiście, to rada, a nie rozkaz.
 Na razie, rada  suchym tonem rzucił Stefan.  Na razie tyle. Działać.
Słyszał doskonale, jak za cienką ścianką za plecami odetchnął z ulgą Igor, jak
rozkaszlał się Aksel, biedak  w jego obecności zapomniał o kaszlu, a Cyntia nagle
parsknęła śmiechem, nie wiadomo dlaczego, coś się jej wydało zabawne... Powszednia
reakcja podwładnych na kierownictwo  ale nie ma zaufania. Skończyło się. A bez
jakiegoś zapasu wzajemnej wiary... nie ma perspektyw. Stefan przygryzł wargi. Ciekawe
bardzo: po co Donnie  oko ? Z kim ona trzyma? Z Peterem?
To potem, potem...
Serdecznie przywitał się z Petrą, którą spotkał z miotłą w ręku. Złożył życzenia,
pochwalił za pracę. Krągła, pulchna Petra uradowała się bardzo. Podłoga nie była czysta,
ale Stefan przymknął na to oko  nikomu jeszcze nie udało się zmusić Petry do rzetelnej
i efektywnej pracy. Taki charakter, fruwajÄ…cy motylek, wiecznie w locie. Dobroduszna,
litościwa, nieszkodliwy motylek... Przyjaciel wszystkich i dla wszystkich, czyli
bezużyteczny przyjaciel. Nadaje się, i to z trudem, na praczkę. Dobre i to.
On był sam, i należało się z tym pogodzić. Samotność szczególnie mocno doskwierała
wewnątrz statku, ale statek dawał też ochronę. Był osobistą twierdzą Stefana, który
spenetrował wzdłuż i wszerz każdy luk i mógł po omacku rozpoznać to, co Donna i inni
znali tylko ze schematów. I miejsca w tej twierdzy wystarczało dla wszystkich. Statek był
wielki, nienormalnie wielki dla garstki dzieci. Wystarczyło podnieść się o jeden horyzont,
by dzwięki zginęły. Stefan słyszał tylko kroki, a te były jego własnymi. Czasem, ale bardzo
rzadko i dopiero wstrzymawszy oddech, można było wyłowić lekki trzask, szelest czy
skrzypienie  własne dzwięki statku, powstające w wyniki starzenia metalu.
Jego włości.
Niezamknięte pomieszczenia  wchodz, korzystaj. Kurz na podłodze, i nie ma na
kurzu śladów. Nie ma też, szczerze mówiąc, z czego korzystać. Mieszkalna strefa 
sześćdziesiąt kajut, salon. Pokój zabaw dla najmłodszych  jakieś dawno połamane lalki,
ani jedna nie potrafi już gadać... Służbowe przejścia, korytarze, awaryjne przełazy.
Schody, sztolnie wind. Stary jak diabli, wycięty nożem na ściance, wielokrotnie
zamalowywany, ale ciÄ…gle czytelny napis:  Ludwig + Paula . Trzyplatkowy znak
promieniotwórczego zagrożenia przy wejściu do sali reaktora, z dawno i niezawodnie
wyłączonym reaktorem  strefa nominalnej odpowiedzialności Petera. Trudno wymyślić
większą synekurę, to i nosi go po ekspedycjach, a Margaret ma rację: to niebezpieczne.
Ale dobrze, że go tu nie ma...
Zeszlifowane szwy spawów  remont po awarii. Jakieś świństwo, przyłączone do
nazwiska Lorenz  znowu...
Doszukać się i ukarać winnego.
Wiersz. Stefan zatrzymał się, podrapał palcem. Węgiel drzewny. Tanka czy nie tanka
ale coś na kształt. Czyli tankietka.
Od miłości do zawiści
Tylko jeden krok.
Czterdzieści tysięcy kroków
Można przejść,
RobiÄ…c po kroku dziennie.
Ciekawe, pomyślał Stefan. Zoja? Fukuda? Albo piszący kiepsko stoi z matematyką,
albo ma nadzieję dożyć do stu z hakiem lat. Czyli  pochwalić za optymizm, i ukarać za
brudzenie ścian.
O, jeszcze rysunek na ścianie: wąsaty kot. Peter miał psa, foksteriera, zapomniałem,
jak się wabił, i tak zdechł, a Wiera miała kotkę  trójkolorową, miała się okocić, ale nie
urodziła, długo męczyła się i miauczała. I zeszła pierwsza. Dziwne, niemal nikogo
z dorosłych z  Dekarda nie pamiętam, a miauczenie pamiętam...
Sauna, solarium.
W kaplicy Stefan starannie zamknął za sobą drzwi. Tu wszystkie ściany otulał mrok,
ale nie tak gęsty jak w korytarzach, a w niszach panowała prawdziwa ciemność, z której
wyłaniały się symbole światowych religii. Każdy symbol miał swoją niszę. Symbolom nie
było ciasno.
Bezszelestny żyrokompas wskazywał muzułmanom kierunek na umowny wschód.
Krzyż z brązu oznaczał strefę chrześcijańską. Katolicy zadowolili się skromnym
posążkiem Marii Dziewicy. Prawosławny Spas surowo patrzył na wieczną diodę we [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl