[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystkimi - byly bardziej kuszace, niz poludniowy posilek. Iantine postanowil dobrze sie
zabawic wieczorem.
W tym momencie Leopol, z oczyma rozszerzonymi podnieceniem, wyskoczyl zza stolu:
-Patrz! Patrz! Przyjechali muzykanci!
Iantine wyjrzal na zewnatrz i zobaczyl, jak artysci zsiadaja z szesciu smokow. Smiali sie i
pokrzykiwali, gdy ostroznie podawano im z gory instrumenty i zrzucano worki podrozne.
Tisha majestatycznie wyszla przed jaskinie wraz z pomocnicami i wkrotce juz wszyscy
siedzieli przy stolach, zajadajac bardziej wyszukane dania, niz kanapki i zupa. Leopol, ten
zdrajca, oczywiscie siedzial juz wsrod nich i raczyl sie poteznym kawalem lukrowanego
ciasta. Iantine znalazl dobre miejsce pod sciana, zaostrzyl olowek nozem i otworzyl
szkicownik. Te scene nalezalo utrwalic. Jesli teraz namaluje ich wszystkich, moze
wieczorem, podczas koncertu, nie beda go swedzialy palce. Pracujac przypomnial sobie, ze
Telgar mial doskonalych muzykow, ktorzy na swieto Konca Obrotu wracali do domu,
niezaleznie od wiazacych ich kontraktow. Ach, skonczy ten szkic i wystarczy pracy na
dzisiaj!
Naturalnie, stalo sie inaczej. Ale przeciez nigdy nie potrafil sie powstrzymac przed
rysowaniem fascynujacych scenek i waznych chwil. Tym bardziej ze nie mogl przeciez
rozstac sie ze szkicownikiem - a nuz ktos by do niego zajrzal? Poza tym, kiedy rysowal,
mial zajete dlonie i nie musial ich pilnowac, by nie wedrowaly w okolice ramion Debery, albo
nie braly jej za reke. Praca byla tez wymowka, zawsze mogl przeciez przeprosic, ze
pochloniety rysowaniem nie zauwazyl, jak przysuwa sie do niej za blisko, albo styka udem
lub ramieniem. Przeciez byl taki zajety, w ogole nie zwracal uwagi na to, co sie dzieje wokol
niego.
Gdyby Debera uznala to za niepokojace czy nieprzyjemne, zawsze mogla odsunac noge,
albo usiasc nieco dalej na lawie. Wygladalo na to, ze nie przeszkadza jej dotyk Iantine'a,
ktory staral sie uchwycic taka, czy inna poze artystow. Naprawde jednak byl caly czas
swiadomy jej bliskosci i kwiatowych perfum, ktore nie do konca ukrywaly zapach nowosci,
jaki roztaczala jej sliczna, bladozielona suknia. Do twarzy bylo jej w tym kolorze i doskonale
o rym wiedziala: lagodny odcien mlodych, wiosennych lisci pieknie kontrastowal z jej cera.
Angie zdradzila mu, jaki kolor bedzie miala swiateczna suknia Debery, wiec kupil sobie
ciemnozielona koszule, zeby pasowali do siebie. Podobalo mu sie, ze upiela wlosy w gruba
korone wokol glowy i wplotla w nie bladozielone wstazki, ktorych konce luzno opadaly na
plecy. Miala nawet zielone pantofelki. Ciekaw byl, czy pozniej beda grac do tanca, przeciez
zawsze tak bywa na swiecie Obrotu. Chociaz, moze tym razem nie bedzie to pasowalo do
"Suity o Ladowaniu". Pochylil sie, zeby poprosic o kilka tancow, ale uciszyla go.
-Wsluchaj sie w slowa - szepnela cichutko, wskazujac na szkicownik. - Sa rownie piekne,
jak muzyka.
Znow spojrzal przed siebie i nagle zdal sobie sprawe, ze na scenie sa takze spiewacy. Az
tak go pochlonelo towarzyszenie Deberze samej, bez Morath?
Jestem tutaj. Ja tez slucham muzyki.
Niemal podskoczyl, slyszac niespodzianie w glowie glos smoczycy. Przelknal sline. Czy ten
smok zawsze bedzie czytac w jego myslach?
Zadal to pytanie rowniez w mysli, ale nieco glosniej. Odpowiedzi nie bylo. Czy dlatego, ze
na takie pytania sie nie odpowiada? A moze jest tak oczywista, ze nie trzeba jej udzielac?
Morath wcale nie wygladala na nieszczesliwa, dowiedziawszy sie, jaka radosc sprawia mu
bliskosc Debery. Byla zadowolona, ze jest z nimi i slucha. Smoki lubily muzyke.
Spojrzal przez ramie na Niecke i wzdluz wschodniej krawedzi ujrzal wiele par smoczych
oczu. Wygladalo to, jakby ktos porozwieszal na calej scianie, naroznych wysokosciach,
okragle, niebieskozielone latarnie. To smocza publicznosc przysluchiwala sie wystepom.
Poslusznie zaczal sluchac slow i po chwili wciagnela go dramatyczna opowiesc, choc znal ja
od dziecinstwa. Muzycy nazwali ja "Suita o Ladowaniu"; teraz spiewali o rozstaniu
kolonistow z wielkimi pojazdami kosmicznymi. Glos tenora wzniosl sie w smutnym
pozegnaniu statkow, ktore juz na zawsze pozostana na orbicie nad punktem Ladowania,
lecz korytarze ich beda puste, nikt nie stanie na mostku, pod kopulami nie odezwie sie
echo. Spiewak z nieslychana sprawnoscia kontrolowal oddech i w koncu pozwolil ostatniej
nucie ucichnac, jakby zawisla w niezmierzonej przestrzeni miedzy statkami a planeta.
Nastapila chwila pelnej podziwu ciszy, a potem wybuchly brawa, na ktore solista rzetelnie
zasluzyl. Iantine pospiesznie go naszkicowal, jak sie klania przed powrotem w szeregi
choru.
-Och, Ian, byl cudowny - powiedziala Debera, wyciagajac szyje, zeby zobaczyc rysunek.
Nie przerywala klaskania, a oczy jej blyszczaly. - Bedzie zachwycony tym portretem.
Iantine raczej w to watpil, udalo mu sie jednak usmiechnac, ukrywajac uklucie zazdrosci, ze
ktos inny poza nim wzbudzil zainteresowanie Debery.
Ona lubi ciebie, Ian, powiedziala Morath, jakby z wielkiej odleglosci, choc siedziala wsrod
innych, nielotnych jeszcze smoczatek, na dnie Niecki
Ian? powtorzyl, zaskoczony. Jezdzcy powiedzieli mu, ze choc smoki czasem rozmawiaja nie
tylko ze swoimi jezdzcami, bardzo rzadko zapamietuja ludzkie imiona. To Morath zna moje
imie?
A dlaczego nie? Ciagle je slysze, odpowiedziala, nieco urazona. Pewnie nigdy sie nie
dowie, ile znacza dla mnie te slowa, pomyslal Iantine, i nabral tyle powietrza, ze az piers
mu sie wydela. Teraz, kiedy uda mu sie byc z nia sam na sam...
Ona nigdy nie jest sama, jest moja jezdzczynia. Zdusil jek, by nie uslyszala go ani
smoczyca, ani jezdzczyni i postaral sie z calych sil sciesnic mysli na samym dnie glowy. Czy
to ma sens, zaczal sie zastanawiac... i przez reszte koncertu staral sie utrzymac dystans
miedzy soba a Debera.
Nie poswiecil wiele uwagi drugiej i trzeciej czesci suity, ktore doprowadzaly wydarzenia do
chwili obecnej. Cyniczny glosik w jego myslach zauwazyl, ze nie wspomniano o usunieciu
Chalkina, ale przeciez to zdarzylo sie bardzo niedawno i kompozytor ani autor libretta nie
mieli pojecia o tym, ze wydarzenia przyjma taki obrot. Ciekawe, czy ten incydent przejdzie
do historii. Chalkin bylby zachwycony. Moze wlasnie dlatego wszyscy postaraja sie o tym
zapomniec. To bedzie dla niego ostateczna kara: odejdzie w zapomnienie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl