[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i śmieszne.
Na przykład? Dobrze, oto macie  na przykład .
2
W słoneczny dzień sierpniowy batalion poszedł na strzelnicę.
Rozbiliśmy obóz nad brzegiem bystrej górskiej rzeczki Tałgarki. Nie opodal stanicy Tałgar
zieleniły się sady, w których rosły olbrzymie, najlepsze w świecie jabłka z Ałma-Aty. Dokoła
rozciągał się równy, spalony przez słońce step. Lecz na południu ponad stepem wznoszą się
przedgórza Tiań-Szań. Gdzieś wysoko, zaznaczone ledwo widoczną kreską na tle
błyszczącego nieba, świeciły wieczne śniegi na szczytach gór. To jest południowy Kazachstan
- jego piękna nie potrafię nigdy opisać.
Step - to idealna strzelnica. Jest tuż obok, nie tylko pod ręką, ale dosłownie pod nogą, jest
gładka jak deska do prasowania.
Aatwo i przyjemnie - przejść dwa, trzy kilometry po takiej równinie, postrzelać i wrócić. Ale ja
przecież przygotowywałem ludzi do wojny. Aatwa? Przyjemna droga? A więc, jeśli tak, to nic
nie warta! Poprowadziłem tedy batalion w góry.
Wspięliśmy się na pierwszy taras. Pełno tu było suchych i kłujących krzaków, pełzających
krzewów  kuraj . Nie, tu strzelać nie można.
Na następny taras prowadziło strome kamieniste wejście. Batalion, naprzód! Za mną! Wspinali
się pod górę. Spod żołnierskich butów z szumem potoczyły się w dół kamienie.
Dostali się wreszcie. Do diabla, i tu nie ma gdzie strzelać. Wznosi się ściana soczystej trawy,
wysokiej, niemal wzrostu ludzkiego. Więc dokąd iść? Wyżej, na zboczach, widać ciemną
zieleń dąbrowy.
Takie są kontrasty w górach. Ale taki jest, nawiasem mówiąc, cały Kazachstan. Czy
słyszeliście legendę o stworzeniu Kazachstanu? Na początku świata Bóg stworzył niebo
i ziemię, morze i oceany, wszystkie kraje, wszystkie lądy, lecz o Kazachstanie zapomniał.
Przypomniał sobie w ostatniej chwili, gdy już zabrakło materiału. Więc z różnych miejsc szybko
pozdejmował po kawałeczku: - koniuszek Ameryki, brzeżek Włoch, skrawek pustyni
afrykańskiej, pasemko Kaukazu - złożył to wszystko razem i przylepił w tym miejscu, gdzie miał
się znajdować Kazachstan. Tam, w ojczyznie mojej, znajdziecie wszystko: wiecznie nagie, jak
gdyby przeklęte przez niebo, bezwodne przestrzenie przesycone solą i najbardziej
błogosławione krainy.
Ale gdzie mamy strzelać? Ustawiłem batalion czwórkami i poprowadziłem tę ścianę na ścianę
trawy. Przeszli tam i z powrotem kilkakrotnie. Ciężkie wojskowe buty gniotły, łamały, tratowały
trawę. Wreszcie przemaszerowali wyciągając rękoma ocalałe zdzbła. Stanąłem z boku,
cieszyłem się tym widokiem. Jaka to siła - batalion! Wkrótce nadejdzie chwila i mój batalion -
zdyscyplinowany, gotowy do boju, zahartowany - zacznie kosić chmary wrogów i przejdzie po
nich tak jak teraz, wdeptując ich w ziemię. Wiedziałem, że wojna tak nie wygląda, lecz mimo to
wyobrażałem ją sobie w ten sposób.
W trawie wykoszono długi obszerny czworokąt. Na jednym końcu ustawiono tarcze, do których
żołnierze mieli strzelać. Batalion wciąż jeszcze stał w szyku. Wszyscy widzieli głowy
w hełmach ze swastyką, narysowane węglem na arkuszach dykty. Pragnąłem jeszcze raz
uzmysłowić sobie siłę batalionu. Kazałem pierwszemu szeregowi paść na ziemię, drugiemu -
strzelać z kolana, potem wydałem komendę:
- Przeciw faszystom... Batalion salwÄ…...
Zatrzymałem się. Kilkaset karabinów skierowanych było w stronę czterech tarcz. Regulamin
bojowy nie polecał wówczas batalionowi strzelania salwami, ale próbowałem:
- Ognia!
Do diabła! Po jednej salwie pozostaliśmy bez tarcz do strzelania. Jakby je ścięło. Siedemset
wystrzałów od razu - to straszna rzecz. Paliki, do których były przybite tarcze, przecięte były
kulami, dykta rozszczepiona, rozdarta. I kląłem, i śmiałem się zarazem: wspinaliśmy się,
utorowaliśmy strzelnicę i znów nie można strzelać...
W ten sposób uczyliśmy się, w ten sposób kruszyliśmy wroga, zanim jeszcze wzięliśmy udział
w walkach. A tu... Ale o tym, co  tu , nie chciałem myśleć.
I znów przechodziły przed oczyma drogie obrazy przeszłości. Nie, nie tylko o batalionie.
Również o innych sprawach. Przewinęło się wiele obrazów, bardzo wiele.
3
Nagle zabrzmiał głos Brudnego.
- Towarzyszu dowódco batalionu...
Zerwałem się. Rachimow już zdążył wstać. Płaszcz jego leżał na podłodze. I mój niezwykle
staranny, opanowany szef sztabu nie podniósł go. Uśmiechał się. Patrzył na Brudnego i
Kurbatowa.
Weszli we dwójkę. Na ich płaszczach jeszcze świeciła gładka warstwa niezaschniętego błota:
pewnie gdzieś musieli się czołgać.
- Towarzyszu dowódco batalionu, melduję...
Pamiętam, przemknęła myśl - czy to wszystko nie sen. Nie, to był najprawdziwszy Brudny -
jego szybka mowa, ruchliwe spojrzenie, rozpalone policzki.
- Macie rozkaz?
- Jest, towarzyszu dowódco batalionu.
Brudny wręczył mi kartkę.
Dowódca pułku major Jelin nakazywał odwrót. W kilku pośpiesznie napisanych wierszach
komunikował, że w lesie za wsią Dołgorukowką będzie na nas czekał jeden z oficerów sztabu;
ten wskaże nam dalszą marszrutę na Wołokołamsk - tam zbiera się pułk.
Na Wołokołamsk! Cofnąć się o trzydzieści kilometrów! Ale na przeżywanie nie ma czasu.
Spojrzałem na zegarek. Pół do czwartej. Czyżbym leżał zaledwie kilka minut? Czy zegarek nie
stoi? Nie. Pól do czwartej. A o siódmej świta.
4
W mroku po grząskiej ziemi posuwają się kolumny marszowe batalionu. Idą żołnierze, jadą
działa, taczanki z karabinami maszynowymi, wozy z amunicją, wózki sanitarne, potem znowu
żołnierze.
Z przyzwyczajenia przepuszczam szeregi obok siebie, potem popędzam Ayska, mijam je
i znowu przepuszczam. Chwilami na czarnym niebie ukazuje się mętna plama księżyca.
KolumnÄ™ prowadzi Krajew. Jego kompania idzie na czele. RozpryskujÄ…c wodÄ™ i wymachujÄ…c
długimi rękami, jak zwykle z lekka pochylony naprzód, wciąż wybija krok nadając tempo. Za
nim czwórkami postępują żołnierze. Kompania przechodzi.
Za nią jadą wozy plutonu sanitarnego, znajdującego się pomiędzy oddziałami bojowymi.
Mamy ze sobÄ… czterdziestu rannych. PoznajÄ™ naszego felczera, starego Kiriejewa, nieco
ociężałego, z brzuszkiem. Nawet teraz nie przestaje troszczyć się o rannych; idzie obok wozu,
pochyla siÄ™ nad kimÅ›, coÅ› tam poprawia i znika we mgle.
Ominąwszy Dołgorukowkę zbliżamy się do drogi, tej samej, o której nieraz była mowa w naszej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl