[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dak zdążył dać nura między drzewa.
Rety, Bert, patrzaj, co upolowałem! zawołał William.
Co to takiego? spytali tamci, podchodząc bliżej.
Niech mnie diabli, jeśli wiem. Coś ty za jeden?
Bilbo Baggins, włamy... hobbit rzekł nieszczęsny Bilbo trzęsąc się od stóp
do głów i zastanawiając się, jak tu huknąć sowim głosem, zanim mu troll zdu-
si gardło.
Włamyhobbit? spytali trochę zaskoczeni. Trolle na ogół ciężko myślą
i bardzo podejrzliwie traktują każde nowe zjawisko.
I co ma taki włamyhobbit do roboty w mojej kieszeni? spytał William.
Nada się toto na pieczeń? spytał Tom.
Można spróbować rzekł Bert chwytając za szpikulec.
Nie starczy bodaj raz na ząb powiedział William, który już był po dobrej
kolacji. Mało zostanie, jak się odrzuci skórę i gnaty.
Może jest ich więcej gdzieś w pobliżu, to udusiłoby się w potrawce rzekł
Bert. Gadaj no, małe paskudztwo, czy jest dużo takich jak ty w tym lesie?
spytał, przyglądając się kudłatym stopom hobbita, po czym chwycił go za wiel-
kie palcu u nóg i potrząsnął.
Mnóstwo! krzyknął Bilbo, zapominając w pierwszym strachu, że nie wol-
no zdradzać przyjaciół. Nie ma ani na lekarstwo poprawił się natychmiast.
Co to znaczyć? spytał Bert, nie wypuszczając go z ręki, ale teraz trzyma-
jąc już za włosy, głową do góry.
To, co mówię bez tchu odpowiedział Bilbo. Proszę, niech mnie łaska-
wi panowie nie pieką na rożnie. Sam jestem doskonałym kucharzem i wolę goto-
wać niż być gotowanym, jeśli pan rozumie, co mam na myśli. Przyrządzę wam coś
pysznego, wspaniałe śniadanko, byleście mnie nie zjedli na kolację.
Biedny głuptak rzekł William. Jak już wspomniałem, najadł się na kola-
cje po gardłodziurki i wypił morze piwa. Biedny głuptak. Puśćmy go żywego.
Nie puszczę, dopóki nie powie, co to znaczy: i mnóstwo, i ani na lekarstwo
powiedział Bert. Nie chcę, żeby mi poderżnęli gardło, jak zasnę. Będę mu
na ogniu przypiekał pięty, póki nie wygada wszystkiego.
30
Nie zgadzam się odparł William. Ja go złapałem, nie ty.
Spasiony dureń z ciebie, Williamie rzekł Bert jak to już zresztą dawno
zauważyłem.
A z ciebie cham!
Tego ci nie daruje, Billu Huggins krzyknął Bert i kropnął Williama pięścią
między oczy.
Bójka rozpętała się na dobre. Bilbo miał jeszcze dość przytomności umy-
słu, żeby skorzystać z zamieszania, i gdy go Bert upuścił na ziemię, wymknął
się między nogami dwóch trollów, którzy już rzucili się na siebie niby wściekłe
psy, wrzeszcząc przy tym różne wyzwiska, bardzo szkaradne, ale najzupełniej dla
nich stosowne. Wkrótce spleceni wzajemnie ramionami tarzali się po ziemi, omal
nie wpadając w ognisko, wierzgając i grzmocąc się pięściami, podczas gdy trzeci
kamrat, Tom, obu walił kijem; chciał ich w ten sposób przywołać jakoś do rozu-
mu, ale oczywiście tym bardziej zapaśników rozwścieczył.
Bilbo w tym momencie powinien był umknąć, ale noga, zgnieciona w potężnej
pięści Berta, bardzo go bolała, tchu brakowało w piersi, w głowie się kręciło. Le-
żał więc jeszcze przez długą chwilę tuż pod kręgiem światła bijącego od ogniska
i dyszał ciężko.
Trolle wciąż się ze sobą biły, kiedy nadszedł Balin. Krasnoludy słyszały z dale-
ka zgiełk, a nie mogąc się doczekać powrotu hobbita, ani hukania sowy, ruszy-
ły naprzód jeden za drugim, kierując się w stronę ogniska i przemykając możli-
wie jak najciszej. Ledwie Balin ukazał się w blasku ognia, Tom ryknął przerazli-
wie. Trolle wręcz nienawidzą krasnoludów, patrzeć na nie nie mogą (lubią je tyl-
ko na półmisku). Bert i Bill natychmiast przerwali bójkę. Dawaj worek, Tom,
żywo! krzyknęli obaj. Balin rozglądał się, gdzie wśród tej całej awantury może
być Bilbo, lecz nim zrozumiał, co się dzieje worek spadł na jego głowę i kra-
snolud obezwładniony legł na ziemi.
Przyjdzie ich tu więcej rekł Tom albo się grubo mylę. Z nimi tak: albo
żaden, albo kupą. Nie jakieś tam włamyhobbity, ale krasnoludy. Bo ten mi wyglą-
dał na krasnoluda, na pewno.
Masz rację powiedział Bert. Schowajmy się w cieniu.
Tak też zrobili. Z workami, których używali do przenoszenia porwanych owiec
lub innej zdobyczy, przyczaili się w ciemnościach. Co który krasnolud wychynął
z lasu i zagapił się na ognisko, na przewrócone dzbanki i ogryzione baranie kości
hop! spadał mu z znienacka cuchnący worek na głowę. Wkrótce leżał tak
uwięziony Dwalin obok Balina, Fili, Kili obaj w jednym worku, a Dori, Nori i Ori na
kupie, Oin zaÅ›, Gloin, Bifur, Bofur i Bombur jeden na drugim bardzo niewygodnie
tuż przy ognisku.
31
Będą mieli nauczkę rzekł Tom, ponieważ Bifur i Bombur sprawili mu dużo
kłopotu walcząc zawzięcie, jak zwykle krasnoludy, gdy je ktoś przywiedzie do de-
speracji.
Ostatni przyszedł Thorin i ten przynajmniej nie został zaskoczony znienacka.
Idąc już węszył zasadzkę i nim jeszcze spostrzegł nogi swych przyjaciół sterczące
z worków, zrozumiał, że dzieje się coś niedobrego. Zatrzymał się więc nieco da-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]