[ Pobierz całość w formacie PDF ]
natychmiast.
- Aż tak zle?
Usłyszawszy te słowa, Chase usiadł na łóżku. Jego bliskość
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
podziałała na nią dziwnie kojąco.
- Niestety wygląda to coraz gorzej. Od jakiegoś czasu prawie już
nie wstaje z łóżka. Przestał chodzić do biura, wszystkim zarządza z
domu.
Mallory zamknęła oczy. Dzwoniła do taty regularnie, ale nigdy
się nie zdradził, że choroba poczyniła aż takie postępy.
- Nie miałam pojęcia... Randolph, gdyby nie ty...
- Teraz to nie ja jestem mu potrzebny. Teraz potrzebny jest cud.
Mallory jęknęła.
- Dlatego wysyłam po ciebie samolot, bo tylko ty możesz sprawić
ten cud. Sama twoja obecność pomoże Hewittowi.
Gdy zakończyła rozmowę, poczuła się kompletnie zagubiona.
Peggy Sue nie była jeszcze gotowa do powrotu, obie potrzebowały
więcej czasu! Niestety, czasu już nie było.
- Z moim tatą jest bardzo zle - powiedziała w przestrzeń. - Być
może nadchodzi najgorsze... Muszę wracać do domu. Natychmiast.
- Nie martw się, pomożemy ci - odparł uspokajającym tonem
Chase i odruchowo poprawił ramiączko jej nocnej koszuli, które
zsunęło się swoim zwyczajem. - Zaraz spróbuję zarezerwować ci lot z
Denver. Pojadę tam z tobą, żebyś na lotnisku o nic nie musiała się
martwić. Ja wszystkiego dopilnuję.
Niecierpliwie machnęła ręką.
- Nie trzeba, w Denver będzie czekał nasz prywatny samolot. -
Nawet nie zauważyła jego zdumionej miny, tak bardzo była zajęta
swoimi myślami. - Chcę zabrać ze sobą Peggy Sue.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- Co???
- Tam jest jej miejsce. Już ci mówiłam. Chase aż parsknął.
- No wiesz! Twój ojciec jest ciężko chory, a ty się upierasz przy
jakimÅ› kaprysie...
- Och, to nie tak! - Zerwała się z łóżka i podeszła do krzesła, na
którym powiesiła szlafrok. Chase śledził ją głodnym wzrokiem, ale i na
to nie zwróciła uwagi. Ubrała się szybko i zawiązała pasek. Pozbierała
się już i mogła działać zdecydowanie. - Chodzmy do kuchni, zrobię ka-
wy i porozmawiamy. Mamy mało czasu, jutro wyjeżdżam. Muszę się
spakować, przygotować Peggy Sue...
Nie wytrzymał. Teraz on zerwał się z łóżka, podszedł do niej,
chwycił ją za ramię i odwrócił w swoją stronę.
- Wbiłaś sobie do głowy, że ją stąd zabierzesz i w ogóle nic do
ciebie nie dociera! Czemu tak diabelnie ci na tym zależy?
- Tam jest jej dom, jej prawdziwa ojczyzna - odparła z
niezachwianym przekonaniem. - Chase, ja wiem, ile ona dla ciebie
znaczy i jak trudne będzie dla ciebie to rozstanie, ale jej dobro jest
ważniejsze. Widzisz, nie powiedziałam ci jeszcze wszystkiego... To
długa historia, a twoja córka odgrywa w niej pewną rolę. Gdyby nie
Skylar, Peggy Sue prawdopodobnie nie przeżyłaby w niewoli.
Jego ręka opadła.
- Ile razy mi się wydaje, że zaczynam cię rozumieć, zawsze
powiesz coÅ› tak szalonego...
- Proszę, chodzmy do kuchni, spróbuję ci wszystko wytłumaczyć.
Z rezygnacją poszedł za nią. Nastawiła ekspres do kawyi usiadła
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
po przeciwnej stronie stołu niż Chase, który zaczął bujać się na krześle.
- Mój pradziadek był armatorem. Miał wspólnika, z którym
założyli firmę żeglugową, a ona przyniosła krociowe zyski. Wprawdzie
wspólnicy działali sobie na nerwy, ale ponieważ interes prosperował
świetnie, znosili się jakoś. Pradziadek nabył rozległą posesję,
wybudował dom i założył hodowlę koni. Nie bez znaczenia jest tu fakt,
że nasza rodzinna posiadłość znajduje się na terenie legendarnej krainy
jednorożców.
Chase ze śmiechem pokręcił głową, lecz Mallory z godnością
zignorowała jego reakcję.
- Pradziadek zdołał wyhodować pewną szczególną rasę koni,
kiedyś jedną z najwyżej cenionych na świecie. Kiedyś, bo ta rasa już
nie istnieje.
- Co to za rasa? - zainteresował się.
- Cornelle. Zwierzęta wywodziły się od jednorożców, dlatego w
dużym stopniu je przypominały. Jasne umaszczenie, przechodzące na
zadzie w popielate lub szare, biała grzywa i biały ogon, sierść
jedwabista w dotyku. Drobnej budowy, lecz zdumiewajÄ…co silne. I
wyrazna narośl na czole, jakby niewielki róg.
Chase przestał bujać się na krześle.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]