[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak powiedział? E, nie, nie miałby odwagi. Może w kuluarach!
- Dla mnie najważniejsze to nauczyć tak, żeby umieli, i wychować jednego z drugim na dobrego
Polaka. A czy taki ustrój, czy inny i jaki tam dostojnik w klasie wisi pod krzyżem, to... Ot, wez pan
modę. Kiedyś mówiono, pisano: turniura, tylko turniura! Najpiękniejsza, najracjonalniejsza! A teraz
znowu najpiękniej niewiastom w majtasach kąpielowych, kiedy pół starej pani na wierzchu. A czy
przez to kobiety stały się inne, powiadam?
- Czytał pan profesor w dzisiejszym Dzienniku felieton O umiar? Wzięli się wreszcie za te
ciągłe capstrzyki i wywieszanie flag. Najwyższy czas!
- A propos najwyższy czas: czy to aby nie mój dyżur teraz? Niech pan zerknie na rozkład.
- Ech, gdzież. Teraz Rysiowa dyżuruje.
Kiedy ja odkryłem czas? Niosłem ojcu śniadanie do biura. Przez fabrykę, wzdłuż szyn. Całą
drogę z powrotem przeskakiwałem na jednej nodze. Bucik na zbitym żużlu wydawał odgłosy takie
właśnie; jak te pazurki ptaka o blachę parapetu... Już dotarłem do żółtego budyneczku, zwanego nie
wiedzieć czemu lodownią". W owej zawsze zamkniętej na cztery spusty murowance mieszkał
diabeł, W dzień spał, pózną nocą wychodził i grał sam z sobą w serso koloru czerwonego księżyca.
Tego południa widocznie nie spał, bo coś nagle zagadało do mnie, że tego poprzedniego podskoku
już nigdy w życiu nie będzie, choćbym nie wiem jak tego chciał, będą tylko następne. Było to jakby
ukłucie szpilką - maleńki bólik, który minął dopiero przy nowym podskoku.
Pani Genia do Mieci:
- Czytała pani profesor? Na kartki mają dawać po tabliczce czekolady. Wyobrażam sobie, jak się
Marzenka państwa ucieszy! Pewnie bardzo lubi słodycze?
- Jak to dziecko. Niewiele miała okazji w nich zasmakować.
Wszyscy mówią, mnóstwo osób, tylko ja milczę. Mają jakieś stereotypy sądów o świecie,
powtarzające się gesty, skłonności do podstawowych wzruszeń; gdybym się odezwał, byłoby to nie
na miarę mojego, jak by to określić, życia wewnętrznego i mieliby święte prawo myśleć o mnie tak
samo. Gdybym kiedyś na przykład zechciał o tej szkole napisać, powiedzmy, powieść - o sobie
napisałbym jak Bóg wie o kim, a o nich, że mówią nienowe rzeczy, kiwają głowami, unoszą w taki
a taki sposób ręce.
- Czytał profesor - szelest gazety - co za bezczelność: Ribbentrop powołuje Churchilla na
świadka obrony?
- Wart Pac pałaca.
W drzwiach ukazał się Dyrektor, nastroszony, zły.
- Proszę państwa, jak można! Jak Nika nie ma, to -: już nikt nie pilnuje dyżurów! Młodzież
samopas chodzi!
- Panie dyrektorze, ja w sprawie lektury do biblioteki - zdobyłem się na odwagę.
- Sekundę! Proszę państwa, jest możliwość uzyskania przydziału dla ciężko pracujących, proszę
więc łaskawie wypisać swoje personalia na kartkach i dać Koronie. Ona ma się tym zająć. Mnie
głowa pęka! - Wyszedł czy raczej wybiegł.
Odezwał się dzwonek, ociężale, tak jak to na czwartą lekcję.
Drzwi otwarły się z taką siłą, że, zdawało . się, pękły. Najpierw ukazała się Rysiowa. Szeroko
otwarte usta, nieruchome oczy. Coś trzyma w ręku. Właściwie nie idzie, stoi idąc. Bruno i
Szablowski przesuwają ją ostrożnie w stronę wiedeńskiego fotela.
- Wody! - woła Miecia piskliwym, odmienionym głosem. Lasiewicz i Zpiewak ruszyli ku
umywalni. Miecia i Janka rozluzniajÄ… dekolt Rysiowej.
- Janka, niech pani wezwie pogotowie! - mówi Dyrektor.
- Nie trzeba, już Korona dzwoni - informuje prawie spokojnym głosem Bruno. - Ktoś pani
profesor przyczepił t o - wskazał na kartkę tkwiącą ciągle w dłoni Rysiowej - i ona to przeczytała.
Wyjąłem z zaciśniętych palców:
Zmierć Rzydówie!
Dzień któryś tam
Ten belfer od rysunków coś mi tam chciał dalej pleść o swojej młodości, ale przerwałem mu
wpół słowa i wybiegłem z zeszytami do I b.
Lubię lekcje poświęcone omawianiu klasówki. Wchodzi się z uśmieszkiem arcyzagadkowym...
Szmerek robionego, a trochę i szczerego przerażenia. Pochlebca-dowcipniś jest zawsze taki -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]