[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kościoła i chcą przyłączyć się do naszej świętej sprawy.
To Martel mu o tym powiedział mruknął Sparhawk. A jeżeli dla
niego Martel jest głosem Boga, to jest jeszcze bardziej szalony, niż myślałem.
Rycerz stanął na palcach i rozejrzał ponad głowami stłoczonych fanatyków.
W pewnym oddaleniu od wzgórza, na którym Arasham wygłaszał swoje kazanie,
stał duży namiot. Otaczała go palisada z solidnych bali. Przepchajmy się przez
ten motłoch. Chyba znalazłem namiot staruszka.
Powoli się wycofali. Arasham perorował dalej bez związku, ale jego słów nie
można było dosłyszeć z tej odległości i z powodu pomruków tłumu. Sparhawk
i Sephrenia posuwali się dalej wzdłuż zgromadzonej wokół starca ciżby, zmierza-
jąc w kierunku ciemnego namiotu. Gdy zbliżyli się na jakieś dwadzieścia kroków,
rycerz gestem dyskretnie powstrzymał Sephrenię. Przed wejściem w obręb pali-
sady stało wielu uzbrojonych ludzi.
Musimy poczekać, aż skończy przemawiać mruknął Sparhawk.
Co planujesz? spytała czarodziejka. Powiedz mi, bardzo nie lubię
niespodzianek.
Spróbuję dostać się do jego namiotu. Jeśli ten talizman ma rzeczywiście
jakąś moc, to trudno byłoby go zabrać pośród tego tłumu.
A jak zamierzasz tego dokonać, Sparhawku?
Pomyślałem, że może użyję pochlebstwa.
Czy nie jest to jednak zbyt niebezpieczne i. . . nachalne?
Oczywiście, że to jest nachalne, ale musimy tak postępować, skoro ma-
my do czynienia z szaleńcami. Oni nie są w stanie dostatecznie się skupić, by
zrozumieć coś bardziej subtelnego.
Głos Arashama przeszedł w przenikliwie wysokie tony, a wyznawcy wybu-
chali entuzjazmem przy końcu każdego z bełkotliwych zdań. Wreszcie prorok
udzielił swego błogosławieństwa i tłum począł się rozchodzić. Otoczony pierście-
niem zazdrosnych uczniów święty człowiek zaczął powoli zmierzać w kierunku
swojego namiotu. Sparhawk i Sephrenia stanęli na drodze starca.
Odsuńcie się! zażądał grubiańsko jeden z uczniów.
Wybacz mi powiedział Sparhawk dostatecznie głośno, aby jego słowa
dotarły do trzęsącego się starca ale przynoszę wiadomość dla świętego Arasha-
ma od króla Deiry. Jego królewska mość przesyła pozdrowienia dla prawdziwej
głowy Kościoła Elenów.
Sephrenia jęknęła cicho z dezaprobatą.
297
Zwiętego Arashama nie interesują królowie! krzyknął arogancko uczeń.
Z drogi!
Chwileczkę, Ikkadzie wymamrotał zdumiewająco słabym głosem Ara-
sham. Chcielibyśmy wysłuchać wiadomości od naszego brata z Deiry. Może
to jest właśnie ta wiadomość, o której wspominał Bóg, gdy ostatni raz z nami
rozmawiał.
Przenajświętszy Arashamie! Sparhawk ukłonił się nisko. Jego wyso-
kość król Obler z Deiry pozdrawia cię jako swojego brata. Król nasz jest bardzo
stary, a mądrość zawsze przychodzi z wiekiem.
To prawda przyznał Arasham, głaszcząc swą długą, siwą brodę.
Jego królewska mość od dawna rozmyślał nad naukami błogosławionego
Eshanda ciągnął Sparhawk oraz z wielką uwagą śledził twoją działalność
tu, w Rendorze. Z coraz większym niezadowoleniem obserwuje on poczynania
Kościoła. Odkrył, że duchowni są samolubami i obłudnikami.
Dokładnie moje słowa powiedział w ekstazie Arasham. Sam powta-
rzałem to już setki razy.
Jego wysokość uznaje cię za zródło i studnię swoich myśli, święty Arasha-
mie.
Tak, tak. Arasham był wyraznie zadowolony.
Jego wysokość wierzy, że nadszedł już czas, by oczyścić Kościół Elenów,
a co więcej wierzy, że ty jesteś wybrańcem Boga, który oczyści go z grzechu.
Czy słyszałeś moje dzisiejsze kazanie? zapytał skwapliwie starzec.
Mówiłem dokładnie o tym samym.
Istotnie. Byłem zdumiony, jak bardzo twoje słowa zgadzały się z tym, co
polecił mi przekazać mój król. Wiedz jednak, święty Arasbamie, że miłościwy
Obler chce cię wesprzeć nie tylko swoimi pozdrowieniami i pełną szacunku mi-
łością, jaką do ciebie żywi. Szczegóły przeznaczone są jedynie dla twoich uszu.
Sparhawk powiódł podejrzliwym spojrzeniem po naciskającym na nich tłumie.
W tak wielkiej ciżbie zawsze może znalezć się ktoś, kto nie jest tym, za kogo
się podaje. A jeśli to, co mam ci przekazać, dotarłoby do Chyrellos, to Kościół ze
wszech sił starałby się zniweczyć plan miłościwego pana.
Arasham bez powodzenia usiłował nadać swemu spojrzeniu przenikliwy wy-
raz.
Jesteś samą roztropnością, młodzieńcze przyznał. Wejdzmy do na-
miotu, byś mógł mi wyjawić zamiary mojego drogiego brata Oblera.
Rozpychając na boki tłoczących się uczniów, Sparhawk rzucił się, by zaofe-
rować swoje ramię szalonemu starcowi.
O, święty proroku mówił tonem pochlebcy nie obawiaj się wesprzeć
na moim ramieniu, albowiem, jak nakazał błogosławiony Eshand, obowiązkiem
młodych i silnych jest służyć starym i mądrym.
Jakże słuszne są twe słowa, synu.
298
Minęli palisadę i pas piasku upstrzony owczymi odchodami.
Namiot Arashama był urządzony daleko bardziej dostatnio, niżby się można
było spodziewać. W jedynej lampie spalał się kosztowny olej, bezcenne dywany
rozłożono wprost na piasku. Tylną część namiotu oddzielały zasłony z jedwabiu,
zza nich dochodziły chłopięce chichoty.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]