[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przygląda się jej bacznie, więc ani nie przyspieszała, ani nie zwalniała kroku.
Powóz i zaprzęg skierowały się wprost na nich, zwalniając tempo, jakby zamierzając skręcić i
wyjechać na drogę. Musiała się zatrzymać. Tupała nogą ze zniecierpliwienia, nie pozwoliła sobie
jednak spojrzeć w tył, żeby zobaczyć, czy intruz idzie za nią. Och, gdzież się podziewał Nathaniel?
Jerome Brockhurst podejrzliwie obserwował kobietę z trojgiem dzieci. Coś w niej budziło jego
nieufność, ale nie umiałby określić, co to właściwie było. Denerwowała się, lecz mogła mieć wiele
powodów do tego. Podczas podróży kobiety często są rozdrażnione. Czy nie należałoby jej
zagadnąć? W końcu nie wyglądał na jakiegoś groznego gbura.
Zjawiła się na podwórzu w towarzystwie służącej, którą pózniej odesłała z jakimś poleceniem -
zapewne pytaniem, dlaczego powóz jeszcze nie zajechał. Może drażni ją, że wyjazd się opóznia? A
jednak jej niepokój wydawał mu się przesadny. Brockhurst zdecydował się dokonać pewnego
eksperymentu i zatrzymał młodego stajennego, rozmyślnie mówiąc zbyt głośno:
- Szukam mojego znajomego. Może tędy przejeżdżał? Nie widział pan angielskiego dżentelmena
podróżującego prywatnym powozem z trojgiem dzieci, dwiema dziewczynkami i chłopcem?
Stajenny pokręcił przecząco głową, lecz Brockhurst nawet na niego nie spojrzał, o wiele bardziej
interesowało go, co zrobi kobieta. Najpierw lekko zesztywniała, a potem usiłowała nadać swemu
zachowaniu pozór naturalności. Podejrzenia Brockhursta przybrały na sile.
Podszedł ku niej. Musiała to wyczuć, bo odwróciła się i spojrzała na niego przez ramię. Z
życzliwym uśmiechem dotknął palcami ronda kapelusza. Odpowiedziała mu wyniosłym spojrzeniem.
Zobaczył, że objęła dzieci obronnym gestem.
Instynktownie zawołał:
- Panno Sainthill, proszę zaczekać!
Nazwisko jakby zawisło w powietrzu, odbijając się echem od ścian. Kobieta drgnęła
gwałtownie, a potem otworzyła z przerażeniem usta. Zrozumiała, że odkrył, kim ona jest. Kurczowo
obejmowała stojące przed nią dzieci. Gdy powóz podjechał, pchnęła je w przód, wołając coś do
nich. W tym samym momencie na podwórze wjechał z hałasem drugi pojazd i Brockhurst nie
dosłyszał jej polecenia. Próbował podejść bliżej, ostrzec ją, żeby nie uciekała, ale już nie zdążył.
- Nathanielu, na pomoc!
Odwrócił się pospiesznie, usiłując zlokalizować lorda Avery  ego, lecz skądś niespodziewanie
wystrzeliła męska pięść, trafiając go w kant szczęki. Agent zwalił się ciężko na ziemię z głośnym
Å‚omotem.
Nigdy jeszcze niczyj widok nie sprawił jej takiej ulgi. Harriet niemalże padła w objęcia
Nathaniela, który chwycił ją i przytrzymał. Dyszała ciężko, zdumiona, że cała drży dopiero teraz,
kiedy jest już po wszystkim.
Nathaniel objÄ…Å‚ jÄ… mocno w pasie, patrzÄ…c na niÄ… z niepokojem.
- Czy już ci lepiej?
- Chyba tak.
- Mój Boże, co się stało? Czy ten człowiek napadł na ciebie?
- Nie. - Harriet zadygotała, rozglądając się nerwowo po podwórzu. - Gdzie dzieci?!
- W powozie, razem z Jane.
Nathaniel przesunął łagodnie dłonią wzdłuż jej policzka.
- Serce we mnie zamarło, kiedy wpadły biegiem do stajni. A potem usłyszałem, że wzywasz
pomocy. Jesteś pewna, że nic ci się nie stało?
- Nie, przestraszyłam się tylko. Poza tym jestem wściekła.
- Na kogo?
- Na siebie! - Jej spojrzenie powędrowało ku rozciągniętemu na ziemi mężczyznie. - %7łe też dałam
mu się wciągnąć w pułapkę. Najwyrazniej domyślił się, kim jestem, a ja, niczym głupia gęś,
potwierdziłam jego podejrzenia, kiedy użył mojego nazwiska.
- Teraz ci już nie zagrozi. Solidnie oberwał. - Nathaniel podał Harriet czystą chusteczkę.
Przycisnęła ją do górnej wargi i ze zdumieniem stwierdziła, że cała przesiąkła potem.
- Mówił jak Anglik - dodała.
- Pewnie to jakiś szpicel wysłany za nami przez mojego stryja.
- Trudno się temu dziwić, zważywszy na to, co napisałam w liście.
- Hola, a co to znowu za burda? - Przez podwórze zmierzał ku nim krzepki oberżysta, a wraz z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl