[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wyszedł, mówiąc, że jedzie na ranczo Parsonów.
Wrócił parę minut przed dwunastą. W ręku trzymał dużą
torbÄ™.
- Czas na lunch! - zawołał w drzwiach.
Jenny machnęła rÄ™kÄ…, dajÄ…c mu znak, by byÅ‚ cicho. Rozma­
wiała przez telefon i jednocześnie pisała.
- Tak, wszystko zanotowałam i przekażę te informacje panu
Hendrenowi, gdy tylko przyjdzie. DziÄ™kujÄ™. - PoÅ‚ożyÅ‚a sÅ‚ucha­
wkę na widełki i z dumą wręczyła mu notatkę.
Po przeczytaniu wiadomości uderzył w kartkę.
- Wspaniale. Od dawna czekałem na pozwolenie, by rzucić
okiem na tę ziemię. Przyniosłaś mi szczęście. - Uśmiechnął się
szeroko i położył torbę na brzegu biurka. - A ja przyniosłem ci
lunch.
1 1 2 W OSTATNIEJ CHWILI
- Czy mam rozumieć, że tak będzie codziennie? - Wstała
i zajrzała do torby.
- Mowy nie ma. Ale, jak mówiłem, dziś jest ten szczególny
dzień.
- Naprawdę powinnam pojechać do domu, zobaczyć, co
porabiajÄ… Sara i Bob.
- Nic im się nie stanie. Zadzwoń do nich pózniej, jeśli
musisz.
Cage rozpakowywaÅ‚ lunch przyniesiony z jedynych delikate­
sów w mieście. Jego pogodny nastrój był zarazliwy.
- A dla ukoronowania... - ZniknÄ…Å‚ na zapleczu, a kiedy
wrócił, w ręku trzymał butelkę szampana.
- SkÄ…d go wziÄ…Å‚eÅ›?
- Chłodził się w lodówce.
- To tu jest lodówka?
- Malutka. Nie zauważyłaś?
- Nie. ByÅ‚am zajÄ™ta. - WskazaÅ‚a na stosik listów czekajÄ…­
cych na jego podpis.
- A więc zasługujesz na kieliszek szampana - powiedział,
zręcznie odkorkowując butelkę. Musujące wino wystrzeliło, ale
nie wylało się. Cage napełnił jej papierowy kubek po same
brzegi.
- NaprawdÄ™ nie powinnam.
- Dlaczego?
- Może trudno ci w to uwierzyć, ale na plebanii zazwyczaj
nie pijamy szampana do lunchu - zauważyła z przekąsem. - Nie
jestem do niego przyzwyczajona.
- To dobrze. Może się upijesz, ściągniesz ubranie i będziesz
tańczyć nago na blacie biurka.
Prześliznął się po niej łakomym spojrzeniem, które jasno
dawało do zrozumienia, że zastanawiał się, jak by to wyglądało.
Zakłopotana, obserwowała, jak nalewa sobie szampana.
- Często to robisz?
- Chodzi ci o picie szampana w środku dnia? Nie.
W OSTATNIEJ CHWILI 113
- To skąd wiesz, że ty się nie upijesz, nie ściągniesz ubrania
i nie będziesz tańczyć nago na biurku?
DotknÄ…Å‚ jej kubka swoim.
- Ponieważ, moja droga Jenny - szepnÄ…Å‚ ochryple - gdyby­
śmy oboje znalezli się nago na biurku, nie tańczylibyśmy.
UdaÅ‚o jej siÄ™ oderwać wzrok od jego hipnotycznego spojrze­
nia i zdała sobie sprawę, że jej dłoń drży.
- Napij się - zachęcał Cage tym samym ochrypłym głosem.
Chcąc zająć czymś ręce, posłuchała. Szampan był zimny
i szczypał w język.
- Smakuje ci?
- Tak. - Upiła kolejny łyk.
Przysunął głowę bliżej. Prawie stykali się nosami. Jego
wzrok dosłownie palił.
- Co powiesz na...
- Na co?
- Na gorÄ…ce pastrami?
Pastrami nigdy jeszcze nie wydawało jej się tak smaczne.
Szczerze mówiąc, był to jeden z najwspanialszych posiłków,
jaki Jenny kiedykolwiek jadła. Przy jedzeniu Cage opowiadał
o swojej pracy i był zadowolony z inteligentnych, sensownych
pytań Jenny.
Nie udało mu się nakłonić jej do wypicia więcej niż pół
papierowego kubka szampana. Kiedy skoÅ„czyli, starannie ze­
brał puste kartony i schował z powrotem do torby.
- Nie ośmieliłbym się śmiecić w twoim biurze - podkreślił
z przewrotnym uśmiechem.
Jeszcze długo po jego wyjściu Jenny nie mogła przestać
myśleć o tym, co powiedział. O co mu chodziło, kiedy mówił, że
nie tańczyliby? Wiedziała, o co.
O tym też nie mogła przestać myśleć.
Dni przebiegały w ustalonym rytmie, choć Cage sprawił, że
życie stało się nagle spontaniczne i nieprzewidywalne. Przypo-
114 W OSTATNIEJ CHWILI
minało podróż tajemniczą rzeką w dżungli. Nigdy nie wiedziało
się, jaka niespodzianka czeka za kolejnym zakrętem.
DawaÅ‚ jej drobne prezenty, które nie powinny niczego ozna­
czać, ale dla kogoś, o kogo nigdy nie zabiegano, były bardzo
ważne.
MaÅ‚e ciastko z pojedynczÄ… Å›wieczkÄ… czekaÅ‚o na biurku ran­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl