[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak Favor. Poza tym Gunna mogła wiedzieć, gdzie Carr podział
resztÄ™ dobytku Janet.
- Szukam skarbu McClairenów.
- Czego? - Na jej zrytym bruzdami czole pojawiło się jesz
cze więcej linii. - A cóż to takiego?
Gunna nie mogła słyszeć o klejnotach. Jak zauważyła Favor,
to była tylko miejscowa legenda. A Gunna nie pochodziła z Mc
Clairenów. Przyjechała z północy w poszukiwaniu zajęcia, kilka
lat po śmierci jego matki. Carr, widząc, jak Fia przylgnęła do niej,
149
z miejsca zatrudnił kobietę. Guwernantce o wyglądzie Gunny
nie potrzeba było dużo płacić.
- Moja matka miała klejnoty, Gunno, które powierzył jej klan.
Gunna pokiwała znacząco głową.
- A zatem sÄ… teraz w posiadaniu Carra.
- Nie. On nie ma pojęcia o ich istnieniu. Ja się o nich dowie
działem tylko dlatego, że zobaczyłem kiedyś, gdy je wyjęła.
Gunna nie wydawała się przekonana.
Raine podjął opowieść.
- Widziałem naszyjnik i broszę w kształcie lwa, wysadzaną
nieoszlifowanymi kamieniami. Raczej nie wyglądały na dzieło
artysty, nawet dziecko to widziało. Złoto było jednak takie grube,
jak mój kciuk, a co dostrzegłem to kamienie, wielkie jak ślepia
kota.
- Mów dalej! - Gunna parsknęła śmiechem, rozbawiona ta
jemniczÄ… historiÄ….
Uśmiechnął się.
- Trzymała je w orientalnej szkatułce. Czy nie natrafiłaś kie
dyÅ› na coÅ› takiego tutaj lub w innym pomieszczeniu?
Gunna zerknęła na sufit. Zastanawiała się chwilę, pocierając
kciukiem płaski nos.
- Nie, Raine. Przykro mi. Nie pamiętam, żebym widzia
ła coś takiego, co nie znaczy, że to nie istnieje. Tyle rzeczy tutaj
zgromadzono.
Jej słowa skazywały go na żmudne przegrzebywanie stosów
niepotrzebnych przedmiotów, śmieci i rozmaitych drobiazgów.
Prawdopodobnie zajmie to wiele dni.
Wszystkie w towarzystwie jego małej ofiary".
Bez względu na powód, świadomość tego go nie zniechęciła.
Dziewczyna miała do niego awersję.
Carr prowadził Favor w stronę galerii obrazów. Przedtem
oznajmiła, że będzie nieszczęśliwa Jeśli nie zobaczy zbiorów, i to
wyłącznie w jego towarzystwie.
150
Podał ramię damie, a jej palce tańczyły nad rękawem kubraka,
ledwie go dotykając. Bardzo dziwne zachowanie, jeśli w istocie za
mieszkiwał w tej kobiecie duch jego żony, oddanej mu bez reszty,
która kochała go całym sercem, namiętnie i często swoje uczucie
okazywała demonstracyjnie. Przynajmniej na początku małżeństwa.
Ciągle się zastanawiał, co z nią zrobić, jeśli rzeczywiście się oka
że, że to Janet. Na pewno nie mógł poślubić dziewczyny. A gdy
by ożenił się z nią, a potem ona zmarła wskutek naprawdę nie
szczęśliwego zbiegu okoliczności? Mógł jej zaproponować pozycję
kochanki, ale Janet miała surowe zasady w takich sprawach. Nie
mógł jej tknąć, zanim nie złożyli przysięgi małżeńskiej. A ta dama,
jak zdążył zauważyć, również nieskora była dać mu przyzwolenie.
Nie mylił się. Uwiódł wiele kobiet. Ona jednak stale ustawia
ła się na jego drodze. Jak to wytłumaczyć? Chyba należy uwie
rzyć Pali, która twierdziła, że dziewczyną kieruje duch Janet.
Ogarnęły go wątpliwości po incydencie z szalem, ale nie na
długo. Szukała bowiem jego towarzystwa z takim uporem, a na
wet desperacją, że zaczął wierzyć Pali. Poza tym dziewczyna nie
zdawała sobie sprawy, że jej ciało gości jeszcze kogoś innego.
Tak więc uspokoił się i oto byli tutaj, stojąc przed jednym
z obrazów Tycjana. Włożył dużo pieniędzy w dzieła sztuki, klej
noty, manuskrypty.
- Lubię niebieski. Zwłaszcza taki niebieski, jak u pawia - po
wiedziała Favor, zerkając na niego z ukosa. Ciemne oczy, jak wi
dział, miała dziwnie rozszerzone i niemal czarne. Równie osob
liwe były jej włosy. Ponętne, ale dziwne.
- Piękny odcień - przyznał.
Po drodze do galerii zrobiła wiele tego typu przypadkowych
uwag. Lubiła skorupiaki. Wzruszała ją muzyka skrzypiec. Oznaj
miła, że czytała Jonathana Swifta i Henry'ego Fieldinga, oczeku
jąc wyraznie, że się oburzy. Powiedział jej, że nie czytał nic ich
autorstwa i że czytanie uważa za męczące. Zbita z tropu, zapadła
w długie milczenie, z którego ocknęła się tylko po to, żeby uczy
nić jeszcze kilka niezbyt mądrych uwag.
151
Zdumiewające, żeby dziewczyna nie potrafiła prowadzić kon
wersacji i mówiła tak niedorzecznie. Słyszał przedtem, jak lekko
i raczej dowcipnie rozmawiała z Tunbridge'em. Może wchodziło
w grę oddziaływanie Janet i cały ten nonsens należało tłumaczyć
nawiedzeniem dziewczyny.
Przyglądali się arcydziełu Tycjana przez parę minut, aż poczuł
siÄ™ znudzony.
- Czy będziemy kontynuować?
Poprowadził ją obok rozpaczliwie ciemnego obrazu fla
mandzkiego mistrza do czegoś, co naprawdę lubił, krajobrazu
namalowanego z niemal matematycznÄ… precyzjÄ… przez Poussina.
Był to Dionizjusz przy bramie miasta. Temat grecki zachwycał go
w równym stopniu, jak analityczna czystość kompozycji. Zawsze
podziwiał architekturę grecką i do pewnego stopnia samych Gre
ków. Nie tak, oczywiście, jak Rzymian.
- Zliczne - mruknęła Favor.
- Nie tylko śliczne, ale i precyzyjne - pouczył ją. - Popatrz
na te budynki w tle. "wszystkie są przedstawione na swoim właś
ciwym miejscu w Atenach.
- NaprawdÄ™? Nie czytam po grecku. Ani po Å‚acinie. Znam
trochÄ™ francuski. Gorzej niemiecki.
Carr prawie jej nie słuchał. Byłby z niego wspaniały grecki
arystokrata. Albo grecki filozof Albo może grecki polityk. Wygła
szałby mowy właśnie... tutaj.
- Widzisz, moja droga, tam jest Akropol, a tam dalej Partenon.
Odpowiedziała coś szeptem. Odwrócił się, patrząc czujnie.
Wydawała się jakby nieobecna, ale spojrzenie miało w sobie dużo
ciepła. Na ustach można było wyczytać obietnicę uśmiechu.
- Co powiedziałaś? - zapytał, pochylając głowę, żeby dobrze
usłyszeć. ~ Co powiedziałaś?
- Parter-Non - mruknęła, jakby przypominając sobie jakieś
miłe głupstwo.
Zabrakło mu tchu; w piersi poczuł bolesne łomotanie. Dotąd
nie wierzył. Nie do końca. Teraz tak.
Janet wróciła.
152
- %7Å‚yczÄ™ dobrej nocy, panno DonnÄ™.
- Lordzie Carr. - Uśmiechnęła się i weszła do pokoju, zamy
kając drzwi za sobą. Zacisnęła powieki, czekając, aż odejdzie. Upły
nęło pięć minut, zanim w końcu usłyszała oddalające się kroki.
Szlochając, opadła na drzwi; ramionami uderzyła z łoskotem
w deskę. Przycisnęła dłonią usta, by stłumić płacz. Nie mogła się
opanować. W głowie szalały niespokojne myśli. Dokonała tego.
Zyskała zainteresowanie lorda Carra. Nawet więcej. Stała się jego
obsesją. Gdzieś tam w tej długiej, ponurej galerii doszedł do prze
konania, że mieszka w niej duch Janet McClairen.
Dotknął jej. Pogłaskał policzek wierzchem dłoni. Boże! Nogi
pod nią zadrżały, osunęła się na podłogę. Aajała siebie za tę dzie
cinadÄ™.
Naturalnie, że jej dotknął! Jeśli wszystko będzie przebiegać
zgodnie z planem, on posunie się dalej, zechce więcej. Do tego j
dążyła, taki cel postawiła sobie od samego początku. %7łeby Carr
się z nią ożenił. Nic się nie zmieniło.
Azy popłynęły jej z oczu. Kapały coraz obficiej, nie sposób
było ich powstrzymać. Spływały po policzkach i ustach, mocząc
delikatnÄ… koronkÄ™ gorsetu. Zdradzieckie Å‚zy, nieliczÄ…ce siÄ™ z pla
nami, celami, intencjami.
Gdyby tylko, pomyślała bezradnie, Rafę nie dotknął jej pierw
szy.
18
M
ało nas, jak na razie, prawda? - zagadnęła lady Fia ze słod
kim uśmiechem, którym dodawała wdzięku swojej ślicznej twa
rzy, jakby kpiąc przy tym z własnej subtelności.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]