[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Zmecza sie tym siedzeniem w okopach - powiedzial Fowler. - Powoli beda wracac. Gdy tylko
dotra do nich wiesci, zdezerteruja porzucajac sprzet.
- To dobrze - mruknal Tolby. - Im szybciej, tym lepiej. - Dotknal strzelby Fowlera. - Ty tez, mam
nadzieje...
Sylwia zawahala sie. - Czy sadzisz...
- Co mam sadzic?
- Ze zrobilismy blad?
Tolby skrzywil sie w zmeczonym usmiechu. - Akurat cholernie dobra pora, zeby teraz o tym
myslec.
- Robil to, co uwazal za sluszne. Zbudowali domy i fabryki. Caly ten teren... Produkuja wiele
towarów. Patrzylam na to przez okno. Dalo mi do myslenia. Tyle zrobili. Bardzo duzo zrobili.
- Robili duzo broni - powiedzial Tolby.
- My tez mamy bron. Zabijamy i niszczymy. Mamy same minusy i zadnych plusów.
- My nie mamy wojny - odpowiedzial cicho Tolby. - Po to, aby bronic tej fikusnej organizacji,
jest tam, wsród tych wzgórz, dziesiec tysiecy zolnierzy. Czekaja, zeby sie bic. Czekaja, zeby
zrzucic te swoje bomby i kapsulki z bakteriami, zeby to cale miejsce funkcjonowalo. Ale juz
dluzej nie beda. Niedlugo zrezygnuja i powolutku wróca.
- Caly ten system rozpadnie sie bardzo szybko - powiedzial Fowler.
- On juz nad tym nie panowal. Dluzej juz nie mógl zatrzymywac zegara.
- Jakkolwiek bylo, stalo sie - powiedziala pod nosem Sylwia. - Zrobilismy swoja robote. - Lekko
usmiechnela sie. - Bors zrobil swoje, a my swoje. Ale czas byl z nami, a przeciw niemu.
- To prawda - zgodzil sie Tolby. - Zrobilismy swoje. I nigdy tego nie bedziemy zalowac.
Fowler nie mówil nic. Stal z rekami w kieszeniach, milczaco patrzac przez okno. Palcami czegos
dotykal. Trzech ocalalych synaptycznych cewek. Nie naruszonych elementów pamieci z
martwego robota, wzietych ukradkiem z rozrzuconych pozostalosci po nim.
- Na wszelki wypadek - powiedzial do siebie. - Na wszelki wypadek, gdyby czasy sie zmienily.
Książka pobrana ze strony
http://www.ksiazki4u.prv.pl
lub
http://www.ksiazki.cvx.pl [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl