[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie.
- Przestępczość tam praktycznie nie istnieje.  Papa" Monzano tak im obrzydził
przestępczość, że na samą myśl o niej ludziom robi się niedobrze. Słyszałem, że może pan tam
położyć portfel na środku ulicy, wrócić za tydzień, i znajdzie pan nienaruszony portfel w tym
samym miejscu.
- Hm.
- Wie pan, jaka tam jest kara za kradzież?
- Nie.
- Hak. %7ładnych mandatów karnych, żadnych trzydziestu dni aresztu, żadnych kar z
zawieszeniem. Po prostu hak. Hak za kradzież, hak za morderstwo, hak za pod palenie, za zdradę,
za gwałt, za podglądanie. Złamiesz: prawo - wszystko jedno jakie - i hak. Jest to rzecz dla
każdego zrozumiała i San Lorenzo jest najspokojniejszym krajem na świecie.
- Co to jest ten hak?
- Budują taką szubienicę, widzi pan? Dwa słupy i poprzeczna belka. Potem biorą wielki
żelazny hak i zawieszają go na bekę. A potem biorą kogoś, kto był tak głupi, że popełnił
przestępstwo, nadziewają go na ten hak i zostawiają. I wisi tak sobie nieszczęsny cholerny
przestępca.
- To straszne!
- Nie twierdzę, że to jest dobre - mówił dalej Crosby - ale nie twierdzę też, że to jest złe.
Czasami zastanawiam się, czy to nie rozwiązałaby sprawy przestępczości nieletnich. Może
zresztą hak byłby pewną przesadą w warunkach demokracji. Publiczne wieszanie byłoby bardziej
odpowiednie. Powiesić tak paru młodocianych złodziei samochodów na latarniach przed ich
domami z tablicami na szyi:  Mamusiu, to ja, twój synek." Zrobić tak parę razy, i myślę, że
wszelkie urządzenia zabezpieczające można będzie oddać do muzeum.
- Widzieliśmy tę rzecz w podziemiach gabinetu figur woskowych w Londynie -
powiedziała Hazel.
- Jaką rzecz? - spytałem.
- Ten hak. W izbie okropności, w podziemiach, była woskowa figura wisząca na haku.
Wyglądało to tak prawdziwie, że mało nie zwymiotowałam.
- Za to Harry Truman wcale nie był podobny - powiedział Crosby.
- Jaki Truman?
- W gabinecie figur woskowych - wyjaśnił Crosby - figura Trumana nie była wcale do
niego podobna.
- Ale większość była podobna - powiedziała Hazel.
- Czy było powiedziane, kto wisi na tym haku? - spytałem Hazel.
- Nie sÄ…dzÄ™.
- Po prostu jakiś człowiek?
- Tak. Była tam czarna, aksamitna kotara, którą należało rozsunąć. Wisiała na niej
tabliczka, że dzieciom nie wolno zaglądać.
- Ale dzieci zaglądały - powiedział Crosby. - Były tam dzieci i wszystkie zaglądały.
- Taki napis to dla nich tylko przynęta - dodała Hazel.
- A jak dzieci reagowały na widok tego człowieka na haku? - spytałem.
- Och - powiedziała Hazel - reagowały tak samo jak dorośli. Patrzyły i bez słowa
przechodziły do następnego eksponatu.
- A jaki był następny eksponat?
- Było to żelazne krzesło, na którym żywcem usmażono człowieka - powiedział Crosby. -
Za zamordowanie własnego syna.
- Jak go już usmażyli - przypomniała sobie Hazel - okazało się, że wcale nie zamordował
syna.
44. SYMPATYCY KOMUNIZMU
Kiedy wróciłem na swoje miejsce obok duprassu Claire i Horlicka Mintonów, miałem na
ich temat pewne nowe informacje. Uzyskałem je od Crosbych.
Nie znali oni Mintona osobiście, ale wiele o nim słyszeli. Byli oburzeni jego nominacją
na ambasadora. Powiedzieli mi, że Minton był niegdyś zwolniony z pracy przez Departament
Stanu za ugodowe stanowisko w stosunku do komunizmu, ale potem komunistyczne pachołki
przywróciły go do pracy.
- Tam w tyle jest bardzo przyjemny barek - powiedziałem do Mintona, siadając w swoim
fotelu.
- Hm? - Oboje nadal czytali maszynopis leżący między nimi.
- Mówię, że tam jest sympatyczny barek.
- To dobrze. Bardzo siÄ™ cieszÄ™.
Oboje byli pogrążeni w lekturze, zdradzając oczywisty brak zainteresowania rozmową ze
mną. Niespodziewanie Minton odwrócił się nagle w moją stronę z gorzko-słodkim uśmiechem i
spytał:
- Kto to był?
- Kto?
- Ten człowiek, z którym pan rozmawiał w barze. Poszliśmy tam z żoną i w progu
usłyszeliśmy, jak pan z nim rozmawiał. Tamten mówił bardzo głośno. Usłyszeliśmy, jak
powiedział, że jestem sympatykiem komunizmu.
- To fabrykant rowerów, nazywa się H. Lowe Crosby - powiedziałem, czując, że się
czerwieniÄ™.
- Zostałem zwolniony z pracy za pesymizm. Komunizm nie miał z tym nic wspólnego.
- Zwolnili go przeze mnie - powiedziała żona Mintona. - Jedynym dowodem przeciwko
niemu był list, jaki napisałam do nowojorskiego  Timesa" z Pakistanu.
- Co pani tam napisała?
- Napisałam masę rzeczy, bo byłam bardzo poruszona tym, że Amerykanie nie potrafią
sobie wyobrazić, że można nie być Amerykaninem i żywić z tego powodu dumę.
- Rozumiem.
- Ale było tam jedno zdanie, które stale powracało na przesłuchaniach w sprawie mojej
lojalności - westchnął Minton. -  Amerykanie - powiedział, cytując z listu żony do  Timesa" -
zawsze szukają miłości nie takiej i nie tam, gdzie trzeba. Możliwe, że jest to związane z tym, że
nie mamy już Dzikiego Zachodu."
45. DLACZEGO AMERYKANIE S ZNIENAWIDZENI
List Claire Minton do  Timesa" został opublikowany w najgorszych latach maccarthyzmu
i jej mąż został zwolniony z pracy w dwanaście godzin po ukazaniu się listu.
- Cóż takiego strasznego było w tym liście? - spytałem.
- Najgorszą formą zdrady - wyjaśnił Minton - jest stwierdzenie, że Amerykanie nie są
kochani wszędzie, gdzie tylko się pojawią, i niezależnie od tego, co robią. Claire usiłowała
wykazać, że amerykańska polityka zagraniczna powinna brać pod uwagę faktyczną nienawiść, a
nie wymyśloną miłość. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl