[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niedoli, zdolną spojrzeć oko w oko niebezpieczeństwu i nieszczęściu. Oblicze jej było jeszcze
dziecinne, ale postawa pełna powagi, skupienia i cichego hartu, a oczy wczoraj jeszcze patrzące w
świat tak ufnie i tak nieświadomie, miały teraz wielki smutek, ale i wielką moc, tak iż porauwszy je
utkwione w sobie z milczęcem oczekiwaniem, Szczepan spuścił wzrok swój zuchwały, jak żak,
schwytany przez nauczyciela na gorącym uczynku i gotujący się na plagi.
Nie znalazł też słów przyzwoitych dla powitania wezwanej tak brutalnie panienki. Nie
przyznałby się do tego za nic, nawet sam przed sobą, ale to dziewczę, wchodzące do izby z
podniesioną głową i niemym wyrzutem w oczach, budziło w nim jakiś nieopsany lęk i wstyd
zarazem. Sam nie wiedział czemu, ale wobec niej malał i nikczemniał we własnych swoich oczach i
stawało mu się jasno nieraz, jakby w świetle błyskawicy, rozjaśniającej w mgnieniu oka nocne
cienie, że do Hanusi nie trafić środkami, jakich chciał użyć, że droga, na którą wszedł, jest błędna i
że wogóle z tym "skrzatem" sprawa może nie pójść tak gładko, jak dotychczas myślał.
Ona, nie doczekawszy się odeń ani słowa, sama zaczęła pierwsza:
Wzywałeś mnie, rzekła chłodno. I tak ci było pilno, żeś, słyszę, dziewkom moim
obiecywał batogi, jeśli nie przywloką mnie tu bez chwili zwłoki.
Chciał jej coś odrzec, ale sam nie wiedział czemu słowa, uwięzły mu na ustach. Ona
zdawała się tego nie uważać i mówiła dalej:
Poznałam twój zbójecki proceder i wiem już, ja- ko nad bezbronnymi, nic nie winnymi i
słabymi najsnadniej ci się pastwić. Więc dla oszczędzenia bólu i hańby przychodzę. Czego chcesz
ode mnie?
W słowach tych i tonie, jakim były wyrzeczone, dzwięczało tyle pogardy, że wreszcie
Turobojski zmógł swą niemoc i smagnięty niemi, skoczył, jak ranny żbik.
Górnie przemawiasz, mościapanno, zachycho tał nieco przymuszonym śmiechem.
Zgoła tak, jakbyś miała kilkaset dobrych szabel na swoje usługi i jakby ciebie broniły niezdobyte
mury. A tymczasem szabel nie masz i murów nie masz, i jako wszystko tutaj. jesteś moją i na mojej
łasce, a jeśli zechcę, oddam cię moim semenom na uciechę i swawolę, albo i pierwszemu
czambulikowi sprzedam, by cię tam odwiózł, gdzie o mało już raz nie dostałaś się. A pierwej w
oczach twoich każę na śmierć zasiec pletniami twoje dziewki i nianie, bom ja tu jeden pan i nikogo
nade mnie, i nikt mi nic zrobić nie może, ani mojej pańskiej woli się sprzeciwić!
Przed chwilą jeszcze musiał sobie powiedzieć w duszy, że złą drogę obrał, by ją uczynić
powolną, a teraz znów brnął dalej tą drogą; uniesiony złością i urazą do hardej dziewczyny i
mówiąc sobie, że ją strachem przecie wezmie nie zaraz, to potem, bo cóż ona wobec niego, i jakże
jej, słabej i bezbronnej, jemu się oprzeć?
Ale ona nie dała po sobie poznać żadnego wrażenia. Stała spokojna i niewzruszona, jako
wprzódy, tylko na ustach jej zarysował się silniej pogardliwy uśmiech.
Zaprawdę wdzięczną winnam być waćpanu, ż e mi przynajmniej udawania oszczędzasz i
odrazu grasz ze mną w odkryte karty, takim się pokazując, jakim z przyrodzenia jesteś. I dlatego
odpowiem ci, choć inaczej nie słyszałbyś z ust moich ni słowa. Mocniejszym się mniemasz ponad
wszystko, a masz ponad sobą jednego, którym jest Bóg! I ponieważeś mocny, a ja słaba.. mniemasz
w pysze swojej, że nic już zgoła obronić mnie nie może, a ja ci powiadam, że nie boję się ciebie, bo
Ten, który nad ciebie i nad wszystko silniejszy, jest ze mną i będzie moim puklerzem, a przeciw
temu puklerzowi rozbiją się wszystkie twe obieże i wszystka moc twoja!
Mówiąc to, Hanusia podniosła w górę jasną główkę i oczy roziskrzyły się jej nabożnym
zapałem, a na bladem liczku wystąpił gorący rumieniec.
Gdy tak stała w aureoli złotych włosów dokoła skroni, można ją było wziąć za jedną z tych
świętych panien, promieniejących z kart %7ływotów i ze starych mszałów lub ze ścian kościołów. A
była przytem tak cudna, że Szczepan, choć w sercu miał inną, a wyższego piękna niezdolen
zrozumieć, nad to, które przemawiało do jego zwierzęcych żądz, tym razem, patrząc na nią,
zdumiał się i zastanowił. I z wahaniem a lękiem rzec musiał swojej twardej duszy, że to chyba inna
zgoła istota, niż ta, którą od niemowlęcia w izbach tych pamiętał.
Ale nijak było mu przyznać się do zmieszania, postanowił więc fantazją nadrabiać i odparł z
grubym śmiechem:
Bardzo misternie to waćpanna wywodzisz i nie nadarmo przysyłał tu twój wujek,
jegomość ksiądz bi- skup kijowski, uczonego patra z kijowskiego kolegjum, by cię wszelakich
sciencyj uczył, w których żem sam nie ćwiczony, nie potrafię z waćpanną iść w paragon, to jednak
chłopskim rozumem miarkuję, żeś utrafiła właśnie jako kulą w płot. Boga oto bowiem przeciwko
mnie stawiasz, jakobym ja coś niezbożnego zamyślał, podczas gdy mi idzie jeno o przysporzenie
chwały Bożej.
Wstydu waćpan nie masz i kary Bożej nie boisz się, że tak imię Pańskie postponujesz, do
drwin go używając! krzyknęła z oburzeniem panienka.
Nie postponuję i drwić nie myślę, jeno całkiem poważną mam intencję, tej godziny
jeszcze przyjąć wraz z waćpanną sakrament, śluby wzajemne sobie czyniąc.
Hanusia przez chwilę twarz ukryła w dłoniach, wnet jednak ręce opuściła i złotą główkę
podniosła, spozierając na stryjecznego spokojnie i hardo.
Wiedziałam, że o tem zamyślasz, z niemocy pana ojca i z własnej przewagi korzystając,
ale niedoczekanie twoje!
W Turobojskim zagrał znowu gniew, usuwając chwilowe zakłopotanie.
Czy tak? syknął, maskując wściekłość ironją Ano obaczymy!
Obaczymy! powtórzyła dumnie dziewczyna, mierząc go wyzywającym wzrokiem.
On już nie był w stanie powściągnąć gniewu. Przyskoczył do Hanusi i chwycił ją brutalnie
za rękę.
Chodz! krzyknął.
Ona uczepiła się krawędzi łoża i próbowała mu się oprzeć.
Puść mnie, zbóju! krzyknęła. Puść, bo pożałujesz!
Ale on nie zważał na opór i, targnąwszy silnie całem jej ciałem, oderwał ją i powlókł ku
drugiej izbie.
Nie chcesz po dobremu, to i tak cię doprowadzę do ołtarza! mówił, starając się
okiełznać jej gwałtowne ruchy.
Trupa chyba, nie mnie! odparła panienka, dobywając z zanadrza ukryty w niem
sztylet i podnosząc go do góry.
Szczepan gwałtownym a niespodzianym ruchem dłoń jej pochwycił, chcąc jej wydrzeć oręż,
ale ona usunęła mu się szybko i uderzyła weń lśniącą klingą z całej siły.
%7łmijo! jęknął młodzieniec, chwytając się za rękę, z której sączyć się poczęła krew.
Kąsasz! Ukarzę i ja ciebie, ale dziś nic ci nie pomoże!
Ona zaś twarz pobladłą nagle odwróciła od skrwawionego oręża, który wyśliznął się jej z
dłoni i nie wstrzymany zesunął się na ziemię, sama zaś z łkaniem przypadła do łoża starosty.
Ojcze! krzyknęła, obejmując ramionami bezwładne ciało starca.
Oczy starego Turobojskiego, szeroko rozwarte, nieruchome i szkliste, patrzyły przed siebie
z zastygłym wyrazem przerażenia. Teraz zamigotało w nich coś, jakby błysk, przedzierający się
wgórę z głębokiej otchłani; muskuły policzków drgnęły, wykrzywiając konwulsyjnie oblicze i usta
rozchyliły się, jakby chory chciał przemówić, ale zamiast słów wyszło z nich tylko głuche rzężenie.
Ojcze! powtórzyła głośniej Hanusia. Szczepan stał przez chwilę, pochylony nad
chorym i nad dziewczyną, jakby czekając, czy starzec nie odpowie wołaniu jedynaczki, ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]