[ Pobierz całość w formacie PDF ]

a.z po Ohio, panował spokój. Wojownicy wracali z myśliwskich wypraw obładowani zwierzyną. Dymiły
kociołki zapachem smakowitych potraw i rosły sterty świetnie wygarbowanych skórek.
Czasami szlakiem łączącym forty i miasta przemknął na karpiach samotny goniec lub z trudem torując;
sobie w śniegu drogę, brnął szwadron kawalerii. Jednak w pobliże wiosek i zimowych obozowisk Indian
nie dotarł ani jeden biały człowiek. ł^Tawet traperzy zaniechali łowów w
Wielkich Borach nad Missisipi i w rozległych preriach i puszczach Illinois. Przedziwne uspokojenie
spłynęło na umęczone ustawicznymi najazdami szczepy. Zdawało się, że po układzie na Psiiej Prerii
naprawdę zapanował pokój.
Była to, niestety, pozorna cisza. Ledwie biowiem spłynęły śniegi stopione wiosennym słońcem, a już
do indiańskich osiedli dotarli gońcy Unii, nakazując Indianom, zgodnie z traktatem, przejść poza
Missisipi.
Aagodny wiatr gnał siwe, postrzępione obłoki i niósł orzezwiającą woń rozmiękłej gleby. Siąpił deszcz.
W drzwiach wigwamu stanęła Nameąua, podniosła głowę. Drobniutkie kropelki spaidały wilgotną
pieszczotą na jej twarz, płynęły po czole i policzkach. Z zamkniętymi powiekami, głęboko oddychając,
upajała się zapachem wiosny.
Zpiewający Ptak, patrząc z macierzyńską miłością na dziewczynę, szepnęła do męża:
Twoja córka, Czarny Jastrzębiu, skończyła już dziesiąty rok. Spójrz, wyrosła jak brzoza.
Sżyhko dojrzewa  uśmiechnął si(? sachem.
Za pięć, sześć lat odejdzie z naszejgo wigwamu  żal zabrzmiał w słowach matki.
Być może  odparł Czarny Jastrząb.  Będzie miała własną chatę.
I tysiące kłopotów, jak każda sąuaw.
Mężczyzni też je mają. Taki jest los człowieka.
 Oby tylko nie było wojny  westchnęła kobieta.
Sachem pochylił w zadumie głowę.
Nameąua obtarła dłońmi mokrą od deszczu twarz i zostawiając uchyloną zasłonę, powiedziała do ojca:
 Idzie Zledzący Lis.
Wraz z matką usunęły się w głąb wigwamu.
Keokuk wszedł, położył w geście jpowitania prawą dłoń na sercu i siadając naprzeciw sachema,
powiedziiał:
Wczoraj w Saukenuk był goniec lvłiczi-malsa. Co mój brat zamierza?
Nic  padła sucha odpowiedz.
Trzeba przejść na prerie za Me-si-kse-pe.
Niech mój brat, Zledzący Lis, idzie.
Wszyscy musimy tam pójść  Keokuk wyskandował słowa.  Tak postanawia traktat.
Czarny Jastrząb nie podpisywał; tego układu  odrzekł sachem.  Nie dotyczy on Sauków i
Foxów. Taka była wola Rady Starszych.
Ja go podpisałem.
To niech Zledzący Lis ze swymi ludzmi odejdzie  głos Czarnego Jastrzębia był chłodny.
Ustaną deszcze, odejdziemy  powiedział Keokuk.  Radzę mojemu bratu uczynić to samo.
Tylko zdrajca opuszcza kraj swych ojców rzucił surowo Czarny Jastrząb.
Zledzący Lis nie jest zdrajcą  Fox poczuł się dotknięty.  Amerykanie nie przyjdą na Wielką
Pustynię, a zwierzyny tam dużo i kukurydza też wyrośnie wysoka. Będziemy mogli żyć w dostatku.
Ale na obcej ziemi.
To cóż?  Keokuk uśmiechnął się cynicznie.  Czy to nie wszystko jedno?
Nie! Tu nasze miejsce!  Czarny Jastrząb mówił z głębokim przekonaniem.  Niech nasze życie
upływa w niedostatku, ale we własnym kraju, gdzie leżą prochy ojców i dziadów, gdzie przyszliśmy na
świat, gdzie lasy i stepy, rzeki i jeziora wypełnione są śladami Sauków i Foxów, gdzie każdy skrawek
ziemi związany jest z dziejami naszego ludu... Za Me-si-kse--pe mieszkają inne plemiona, nie możemy tam
pójść.  Sachem zajrzał w oczy Keokuka i zmieniając tonację głosu, mówił dalej serdecznie, miękko: 
Bracie, porzuć Miczi-malsa, zerwij swoje wobec nich zobowiązania. Razem tworzymy siłę, z którą Unia
musi się liczyć. Pamiętasz, czego uczył Tecumseh? Wewnętrzne rozbicie zgubi czerwony lud, a jedność
nas uchroni od zagłady. Porzuć, bracie, ścieżkę zdrady.
Czarny Jastrząb jest w błędzie  odrzekł Keokuk.  Miczi-malsa są przyjaciółmi, wymagają tylko
posłuszeństwa.
Mylisz się, bracie  sachem z politowaniem pokiwał głową.  Oni skłócają nas po to, aby im
było łatwiej nas zniszczyć. Czyż tego, mój bracie, nie rozumiesz?
To fałsz.
To prawda.
Więc Czarny Jastrząb nie odejdzie ze mną?  spytał Keokuk wstając.
Nie mogę opuścić ziemi ojców i mego ludu  odrzekł z godnością sachem.  Nie jestem zdrajcą.
Zledzący Lis też zdrajcą nie jest  syknął Keokuk.  Czas okaże, kto z nas miał słuszność.
Fox wyszedł. Czarny Jastrząb ze smutkiem patrzył gdzieś w przestrzeń.
Tragedia plemion wynikała z ciemnoty, krótkowzroczności i braku rasowej więzi... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl