[ Pobierz całość w formacie PDF ]
30 VII
Dom to macica z widokiem - napisała Erica Jong. Nasza wymaga cesarskich cięć.
Po dniu z kosiarką i szmatą wracam do starego domu w podpiaseczyńskim Józefosławiu.
Nakupowałam soczków, mleka, warzyw. Z siatami wspinam się po piętrach, wchodzę do
mieszkania. Ze zmęczenia gorzej widzę. Klepka w przedpokoju drobniejsza, pewnie mój
astygmatyzm z wysiłku zaparował, gorsze rzeczy się halucynowało. Idę dalej do salonu, gdy
drogę zachodzą mi sąsiedzi, ci od uszkodzonej toyoty, z piętra niżej. Sądząc po ich minach,
przyszli po odszkodowanie. Nic nie mówią, patrzą wyczekująco na kobietę z siatkami...
pośrodku ich salonu.
- Przepraszam - rzucam za siebie ukłony i uciekam.
Chyba jestem przemęczona.
W przerwach między kopaniem dołów i pilnowaniem Poli przeglądam Markiza de
Sade Thomasa. Boski markiz nie robił gorszych rzeczy niż jego współcześni. Prześladowano
go nie za treść, lecz formę. Był artystą, chciał nadać kształt temu, co powszechne. Napisał
słowa swym niemym ofiarom, on je kochał z całego sadyjskiego serca. Za to go skazano, za
szczerość będącą zawsze największą perwersją.
SIERPIEC
Watykan wypowiedział się (znowu) stanowczo przeciwko ślubom homoseksualistów.
Zwietnie, przynajmniej biskupi nie będą się żenić między sobą. Niestety dodano też
grozbę przeklęcia heteryków wspierających gejów.
Co zrobi Kościół, jeśli homoseksualizm okaże się zapisany w genach? Uzna za rodzaj
cukrzycy dającej się wyleczyć manipulacją genetyczną? Może by i podłubać w hetero.
Skrócić im chromosomy wyłącznie do seksu reprodukcyjnego, skracając niektórym drogę do
nieba.
Gdzie w tym przeklęciu , odrzuceniu, podziało się chrześcijaństwo? Skąd to
namawianie do pogardy? Homoseksualizm nie jest pedofilią przekazywaną gwałtem.
W domach sękate krzyże, na poczcie drewniany krucyfiks, a między tymi uschniętymi
gałązkami bujny raj pogaństwa.
Bóg katolicki jest coraz częściej bogiem osobistym, takim pecetem niepodłączonym
do serwera Watykanu.
Słońce chowa się na krótko za zakładkę chmury.
Oglądam rozorane plecy Piotra. Czy próbuję się w niego wdrapać? Rozerwać mu
skórę i włożyć palce w wilgotną ranę? Ulepić mu z niej to, co mam między nogami, żeby
poczuł to samo, głęboko.
Nie umiem wyobrazić sobie jego rozkoszy, naskórkowej, wystającej z ciała. Jej
objawienie musi być w środku, gdzie biel nasienia miesza się z krwią, ja z kimś, z każdym
nie-ja. W tajemnicy, za krwistą zasłoną tkanek.
2 VIII
Postrzyżyny u fryzjera. Podczytuję reklamy: Włosy doczepiane: słowiańskie - nie
arabskie, nie portugalskie . Czy w Europie są jeszcze włosy czysto słowiańskie, germańskie,
żydowskie? Chyba w oświęcimskim muzeum, w gablocie.
Posiadłość wysprzątana, obmyta, a tu nagle otwiera się czarna dziura. Pod domem -
metrowy dół. Dowiadujemy się, że to nie fuszerka, ale nowa technologia. Zaglądamy przez
klapę w podłodze. Siedemdziesiąt metrów kwadratowych grobowca wyłożonego czarnymi
workami i włosiem waty mineralnej. Będziemy mieszkać nad pustym grobem. Strasznie
archetypowe, ale czy szczelne?
Zerkam w mijane lustra, szyby sklepowe nie po to, żeby sprawdzić, czy dobrze
wyglądam, albo poprawić włosy. Raczej uśmiechnąć się do siebie porozumiewawczo: Cześć,
jeszcze jesteÅ›!
Czy to różnica między dwudziestką a czterdziestką?
Zawiało mnie i mam gorączkę. Wracają wspomnienia z dzieciństwa. Rozkwitają w
odpowiedniej dla siebie temperaturze sprzed lat, dziecięcych angin i choróbsk?
Okładka Paris Matcha z czterdziestojednoletnią Marie Trintignant zmarłą na
krwiaka mózgu zafundowanego przez kochanka. Tytuły: Ofiara pasji. Kochali się do
szaleństwa. Co za kicz. Zrobić z twarzy kobiety ring jest romantyczną tragedią? Mamusia
czworga dzieci i tatuś niemowlęcia jadą do Wilna, na koniec świata, zatłuc się na śmierć.
Neurochirurg sprowadzony samolotem z Paryża nie miał już co robić.
Dużo wcześniej, wiele lat wcześniej potrzebny był psychoterapeuta.
4 VIII
Odwiedzamy rodziców na letnisku w Spalę. Tata uzależni! się od coli, co w jego
stanie, gdy szkodzi mu nawet woda w nadmiarze, jest zabójcze. Chowa butelki przed mamą i
uspokaja:
- Kochanie, nie denerwuj się, i tak będę pił, to nieuchronne.
Znakomita definicja nałogu: naturalna katastrofa nie do uniknięcia.
Spędzamy dzień na kortach przy słynnym metalowym żubrze z przyspawanym łbem.
Niemcy odrąbali mu go podczas okupacji, szukając w środku skarbu, tak jakby Polacy przed
wojną zajmowali się głównie ukrywaniem diamentów. Teraz na rogach żubra pozują
erotycznie a la Quo vadis ostatnie chrześcijanki w miniówach. Panowie fotografują, dzieci
stoją pod rzezbą i łapią to, co wystaje na ich wysokości - siurka.
5 VIII
wiczę prowadzenie nowego wozu. - Ale z ciebie mumia - mówi Piotr. - Tylko cię
przybandażować do kierownicy, rozluznij się.
Aha, prowadzę przecież tira. Dojeżdżam do podsiadłości spacerkiem, wjeżdżam celnie
w bramę, mogłabym jednym zderzakiem staranować wszystkie płoty. Muszę się nauczyć tym
jezdzić, Piotr znika na tydzień do Szwecji na przegląd małego samochodu i fratelli.
Zastanawiałam się, czy podsiadłość to nie letnie szaleństwo, za które jesienią, a
zwłaszcza zimą przyjdzie nam drogo płacić. Dzisiaj nie chce mi się stąd wracać. Czuję się
zaproszona do siebie, chociaż w domu nie ma nic mojego, żadnych mebli. Chcę tu być. Czy
to niewidzialna, pustawa dusza domu? Trochę drewniana, z podmurówką. Zamykając wieczo-
rem bramę wjazdową, zamykam zmierzch. Zaczyna się duszna noc, cykanie świerszczy -
zgrzyt rozpędzonej maszynerii lata.
6 VIII
Piotr wyjechał. Syndrom opuszczenia. Budzę się chora. Po namyśle - żyć dłużej
(oszczędzić wątrobę) czy zdrowiej (zlikwidować zapalenie oskrzeli) - biorę dwie bomby
tabcinu. Zwiat zwalnia. Wolniej widzÄ™, kicham w zwolnionym tempie. Do Poli przy obiedzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]