[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skończył juŜ trzydziestkę, ale wyglądał bardzo młodo. Przyjaźnił się Grierem i wiedział, Ŝe
zawsze moŜe na niego liczyć, choć czasami wdawali się w ostre dysputy.
- Dzień dobry - powiedział Mack. - To co, wejdziemy do środka?
- Jasne. - Curt gestem zaprosił policjantów, by poszli przodem.
Na chwilę przystanęli w drzwiach, jakby chcieli ocenić rozmiar zniszczeń, a potem
ruszyli przez dom w poszukiwaniu śladów.
- Macie jakieś podejrzenia, kto to mógłby zrobić? - spytał Hayes.
- Sądzimy, Ŝe to robota naszej macochy, to znaczy nie jej osobiście, ale na jej zlecenie
- wyjaśniła Libby. - Tata miał bardzo wartościową kolekcję monet, o której Janet wiedziała.
- I co?
- Nie miała szczęścia, bo tata zdeponował monety w banku razem z waŜnymi
dokumentami i oszczędnościami.
- Dobrze się staruszek spisał, co? Szczęściarze z was! Wszyscy spojrzeli w stronę
drzwi wejściowych, gdyŜ przed domem dał się słyszeć warkot silnika. Libby podeszła do
okna.
- To cięŜarówka Jordana - powiedziała niemal w tym samym momencie, w którym
Jordan wpadł do środka.
- Co się stało? - zapytał zdenerwowany.
- Ktoś się włamał i splądrował dom - wyjaśnił Hayes. - Jesteś tu najbliŜszym
sąsiadem, Jordan, widziałeś coś podejrzanego?
- Nie, nic, ale zapytam moich ludzi, moŜe któryś z nich coś zauwaŜył.
DłuŜszy czas wpatrywał się w Libby, jakby chciał ocenić sytuację.
- Wszystko w porządku? - spytał wreszcie, nie odrywając od niej wzroku.
- Tak - odparła spokojnie - Curt i ja mamy się świetnie.
- Co za podłość! - Jordan rozejrzał się po pokoju. Wszystko było poprzewracane do
góry nogami, połamane meble, po - ; tłuczona ceramika, porozrzucane dokumenty. - To nie
było konieczne...
- Tak, ktoś okazał się wyjątkowo złośliwy - przyznał Hayes, po czym zwrócił się do
Libby: - Doszły mnie słuchy, Ŝe miałaś jakieś ostre starcie z Julie Merrill. Ona była juŜ
wcześniej notowana... Sądzisz, Ŝe moŜe mieć z tym coś wspólnego?
Libby zmieszała się. Rzuciła krótkie spojrzenie Jordanowi, obawiając się tego, co za
chwilę nastąpi.
- To jest moŜliwe - usłyszała jego niski głos. - Była szalenie zazdrosna o Libby, a ja
właśnie z nią zerwałem. Zakończyłem takŜe znajomość z jej ojcem. Nie najlepiej to znieśli...
- W takim razie i ona jest podejrzana w tej sprawie. Z pewnością stary Merrill nie
będzie jej za to wdzięczny.
- To akurat zupełnie mnie nie interesuje - odezwał się Curt w obawie, Ŝe jeszcze
chwila, a sprawa rozejdzie się po kościach.
- Szefie! - zwołał Mack, który buszował gdzieś z tyłu domu. - Czy mógłbyś poprosić
Collinsów, Ŝeby tu natychmiast przyszli?
- Jasne!
- Czy ten kanister naleŜy do was? - zapytał, gdy otoczyli go kółkiem.
Curt popatrzył zdziwiony.
- Nie, takiego duŜego na pewno nie mieliśmy. Mack i Hayes wymienili
porozumiewawcze spojrzenia.
- Ale mamy polisę ubezpieczeniową na dom wystawioną na Janet, to jest na naszą
macochę - pospieszyła z wyjaśnieniem Libby.
- To niewątpliwie zawęŜa listę podejrzanych...
- NiemoŜliwe, bez przesady, przecieŜ nie podpaliłaby domu! - zaprotestowała Libby.
- Przysporzyliście jej mnóstwo kłopotów - przypomniał Jordan. - A poza tym ten
nowy testament i ksiąŜeczki oszczędnościowe teŜ są jej zapewne solą w oku.
- A ty skąd o tym wiesz? - Libby była oburzona.
- Mój kuzyn jest właścicielem banku... - wyjaśnił nonszalancko.
- I tak nie miał prawa mówić ci o tym! ZłoŜę skargę!
- Właściwie nic takiego mi nie powiedział...
- A jednak! - wpadła mu w słowo.
- Akurat byłem u niego, gdy rozmawiał przez telefon o załoŜeniu dla ciebie nowego
konta, przelewie i złoŜeniu depozytu. Reszty się domyśliłem.
- Świetnie, więc pewnie dlatego tu jesteś! - Libby była nieprzejednana. - Nie miał
prawa prowadzić takiej rozmowy przy tobie.
- Zanotuję pani zaŜalenie, panno Libby - mrugnął do niej Hayes.
- Dziękuję panu - odpowiedziała z uśmiechem.
- Spróbuj rozejrzeć się, Mack, za odciskami palców. Jeśli była to Janet Collins, to z
pewnością zadbała, by jej ludzie włoŜyli rękawiczki, ale jeŜeli chodzi o Julie Merrill, to nie
byłbym tego taki pewien. A więc do pracy.
- MoŜe uda się połączyć to wszystko w jakąś rozsądną całość - bąknął Curt.
- Właśnie, i moŜe ci, którzy zrobili tu taki bałagan, po mogliby nam to wszystko
posprzątać! - powiedziała Libby ze złością.
- Zajmę się tym - zaoferował się pospiesznie Jordan.
- Nie, dziękuję - zaprotestowała Libby. - Poradzimy sobie. Jordan jednak wcale jej nie
słuchał. Sięgnął do kieszeni po komórkę i wybrał numer.
- Amie, zorganizuj ludzi do pomocy w domu Collinsów. Mieli włamanie, wszystko
jest poprzewracane do góry nogami. Zobacz, kto tam jest wolny i przyślij mi tu ludzi, dobrze?
- To sprawa juŜ przesądzona. - Hayes uśmiechnął się szarmancko do Libby. - Jordan
jak raz się za coś weźmie, to łatwo nie odpuści.
- AŜ tak bardzo mnie to nie cieszy - skwitowała zdenerwowana Libby.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]