[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na to krowie i ruszył dalej wąską kamienistą drogą.
Właśnie miał zaczerpnąć głęboko wspaniałego porannego powietrza, gdy ją
zobaczył.
Stała na ganku, popijając kawę i patrząc na to samo stado krów, które przed
chwilą fotografował. Z chłodnego dystansu, jaki emanował z niej wczoraj, nie
pozostał ślad. Teraz miała na sobie dżinsowe szorty i różowy podkoszulek
uwypuklający wysokie, krągłe piersi. Wspaniałe włosy zebrała wysoko na głowie
w węzeł, z którego uciekło kilka kosmyków.
Było coś intrygującego w jej wyglądzie - innym niż wczoraj. Była bardziej
zamyślona, jakby zakłopotana, i stale patrzyła w dal.
Ted wstrzymał oddech. W porannej mgle obraz był prawie nierealny, jakby
za chwilę miał zniknąć.
Podświadomie uniósł aparat, lekko obrócił teleobiektyw, żeby wyregulować
ostrość, i zwolnił migawkę. Jak zawsze wtedy, gdy miał przed sobą fascynujący
obiekt, zapomniał, gdzie i kim jest, kompletnie zaabsorbowany tym, co robi.
W mgnieniu oka zrobił następne zdjęcie, gdy odgarniała z twarzy włosy, a
potem kolejne, gdy śledziła wzrokiem myszołowa szybującego wysoko na niebie.
Fotografował bez przerwy, dopóki nie skończył się film. A potem już tylko stał,
jedną stopą wsparty o pień dużego starego dębu, i wpatrywał się w nią, nie mogąc
oderwać wzroku.
Spojrzała w kubek i weszła do środka. Kierowany impulsem ruszył w stronę
domku gościnnego.
Stojący w lasku dębowym pięćset metrów od głównego domu, domek
gościnny był jego mniejszą kopią. Były tu przestronne wnętrza, krzesła pokryte
perkalem i mnóstwo okien wpuszczających jaskrawe słońce Teksasu.
Ubrana w swój ulubiony niedzielno-poranny strój - szorty i podkoszulek -
Laura stała przy blacie kuchennym w małej, lecz wygodnie urządzonej kuchni, i
napełniała kubek kawą. Już miała wyjść, gdy nagle wzruszyła ramionami i sięgnęła
do pudełka pełnego smacznych kruchych ciasteczek upieczonych przez Lenoksa.
Nie było to najzdrowsze śniadanie, szczególnie dla kobiety tak zapracowanej jak
ona, ale przygotowywanie czegoś innego zakłóciłoby tylko jej myśli.
Wróciła na werandę, na której pracowała od wczesnego poranka, i popijając
kawę, powoli podeszła do stolika ze szklanym blatem. Usiadła i zaczęła przeglądać
notatnik. Zapisała w nim nazwiska osób, które miały jej pomóc w zebraniu
informacji na temat Malcolma Kandalla.
Niestety, nikogo nie udało jej się namówić do współpracy. Nawet przyjaciele
J. B., na których liczyła, nabrali wody w usta. Tak jak Bill Smoleń twierdzili, że nic
nie wiedzą o żadnych nieprawidłowościach.
Zgodnie z informacjami, jakie Sentinel zdobył w ostatnich miesiącach na
temat funduszy Malcolma Kandalla, otrzymał on w ciągu roku datki na ogólną
kwotę piętnastu milionów dolarów. Wpływy pochodziły z sześćdziesięciu dwóch
tysięcy zródeł. Mimo że w większości były to darowizny od osób prywatnych i
wahały się w granicach od dziesięciu do dziesięciu tysięcy dolarów, to jednak na
liście znalazły się osiemdziesiąt dwie firmy, które przekazały ogółem ponad
dziesięć milionów dolarów. Dwa razy tyle, ile do tej pory zdołał zebrać gubernator.
Połowa firm i korporacji była z Teksasu, reszta z Nowego Jorku, New
Jersey, Kalifornii i Waszyngtonu. Tożsamość największych darczyńców nie była
niespodziankÄ…. Orbach Motors, Dom Handlowy Bradley i Schwartz Homes
zajmowały czołowe pozycje na liście. Ale były też inne firmy, o których Laura
nigdy nie słyszała - przedsiębiorstwo budowlane z Queens, telewizja kablowa z
Kalifornii i sieć restauracji z siedzibą w Laredo.
To byli ci ofiarodawcy, na których musiała się skupić. Kim byli? Czy
wspierali też innych polityków? A może tylko jednego?
- Cześć.
Wystraszona podniosła wzrok. W odległości kilku metrów stał Ted z
założonymi na piersi rękami i jedną stopą opartą na pierwszym stopniu schodów
prowadzących na werandę. Wsunęła notatnik pod teczkę tak, żeby nie zwrócił na to
uwagi.
- Dzień dobry. - Spojrzała na aparat wiszący na jego szyi. - Znalazłeś jakiś
ciekawy obiekt do fotografowania?
Uśmiechnął się. Z bliska, bez makijażu, była jeszcze rozkoszniej sza. Przez
chwilę kusiło go, żeby sprawdzić, czy te pełne zmysłowe usta z małym czarnym
pieprzykiem nad górną wargą były tak miękkie, na jakie wyglądały. Przypomniał
sobie jednak, że jest zaręczona i pohamował się.
- Bardziej interesujący, niż bym się spodziewał po tak spokojnej okolicy.
Postanowił odtąd trzymać się w ryzach. Spojrzał na mustanga. Błoto znikło,
ale maska była podniesiona.
- Twój samochód nawalił?
- Zdaje się, że akumulator się rozładował. Lenox pomoże mi go potem
uruchomić.
- Mogę zerknąć? Może to coś innego.
- Znasz siÄ™ na tym?
- TrochÄ™.
Wzruszyła ramionami.
- Dobrze. Ale nie proś mnie, żebym ci dała jakieś narzędzia. Oprócz lewarka
w bagażniku nic nie mam.
Zdjął z szyi aparat, wszedł po schodkach i położył go na stole. Znów błysnął
swoim olśniewającym uśmiechem.
- Pilnuj go jak oka w głowie.
Patrzyła, jak szedł do mustanga. Krok miał szybki i sprężysty, jak koszykarz,
z którym umawiała się w liceum. Ale na tym kończyły się podobieństwa ze
znanymi jej mężczyznami. Może chodzi o sposób, w jaki uśmiech rozjaśnia mu
twarz, przede wszystkim zaś oczy, sprawiając, że zdawał się jakby odmieniony? A
może całkowita naturalność, z jaką przychodzi mu rozmowa z ludzmi? Jest
przecież sławny, jego prace wystawia się w najsłynniejszych galeriach świata.
Mógłby być przynajmniej odrobinkę zarozumiały. Ale nie Ted Kandall. J. B. miał
rację. Ted i jego wuj byli jak dzień i noc - zupełnie różni.
W obecności Teda czuła się niezręcznie, pracując nad sprawą Malcolma.
Przysunęła laptopa, nacisnęła klawisz, żeby otworzyć plik z artykułem, i zrobiła
kopię zapasową. W tym tygodniu rubrykę Widzieć poświęciła ostatniej powodzi
w Houston i odważnym grupom wolontariuszy, którzy dziesiątkom
nieszczęśliwców pomogli znalezć bezpieczne schronienie.
Pięć minut pózniej usłyszała warkot silnika. Podniosła wzrok i zobaczyła, jak
Ted z hukiem opuszcza maskę. Odchyliła się do tyłu.
- Jestem pod wrażeniem.
- Nie ma powodu. To tylko kabel się obluzował. - Wytarł ręce w szmatkę i
cisnął ją do bagażnika. - Silnik jest w wyjątkowo dobrym stanie jak na tak stary
samochód.
- Powiedz to J. B. Uważa, że jestem zbyt sentymentalna. Powinnam oddać
ten wóz na złom i kupić sobie prawdziwy samochód - duży, szybki i niezawodny.
Bez zaproszenia Ted wziął krzesło stojące koło Laury i usiadł.
- Dostałaś go w prezencie?
- Nie. Kupiłam go za własne, ciężko zarobione pieniądze, gdy byłam na
uniwersytecie. Kiedy po dyplomie dostałam propozycję od New York Heralda ,
zostawiłam tu samochód. Miałam zamiar go sprzedać.
- Ale nigdy nie nadarzyła się odpowiednia okazja.
Roześmiała się.
- Nie. Lenox ma złote serce i dba o niego. Jezdzi nim raz na tydzień, pilnuje,
żeby olej był regularnie wymieniany, a nawet oddaje do woskowania raz lub dwa
razy w roku.
Patrzył na nią, gdy o tym opowiadała. Teraz zachowywała się z nieco
mniejszą rezerwą niż przedtem. Było coś hipnotyzującego w jej sposobie
mówienia, w gestach rąk i szybkich ciepłych uśmiechach. I pachniała bajecznie.
Nie perfumami, jak wiele innych kobiet, ale pudrem o zapachu przywodzÄ…cym na
myśl angielski ogród. Kiedyś będzie musiał znowu ją sfotografować. Tym razem w
akcji. Otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał na komputer przed nią.
- Nad czym pracujesz?
- Nad nowym artykułem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]