[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Zostanę pod jednym warunkiem.  Nie chciał jej ranić ostrymi słowami, ale
nie mógł pozwolić, by zapomniała, że dla nich dwojga nie ma przyszłości.  Gdy
Corey wróci do pracy, wyjadę i nie będziesz mnie zatrzymywać.  Próbowała coś
powiedzieć, ale umilkła widząc, że zmarszczył brwi.  Pamiętaj, że niczego nie
mogę ci przyrzec ani ofiarować.
 Obiecuję, że jeśli zostaniesz jeszcze tydzień, pozwolę ci wyjechać, choć
będzie mnie to wiele kosztowało. Zgoda?  oświadczyła Anna Rose,
powstrzymujÄ…c Å‚zy.
Powtarzała w duchu, że jest silną kobietą i ze wszystkim da sobie radę.
Wyciągnęła do niego rękę. Patrzył uporczywie na kształtne palce i krótko obcięte
paznokcie. Dłoń Anny Rose drżała lekko, zdradzając jej zdenerwowanie.
 Zgoda.  Ujął wyciągniętą rękę i mocno uścisnął. Natychmiast ją cofnęła.
Oddychała z trudem. Domyślił się od razu, że siłą powstrzymuje łzy.
 Przyjdę na kolację, jeśli mnie zaprosisz.
 Zawsze jesteÅ› mile widziany. Chyba o tym wiesz.
 Dzięki.  Chciał coś dodać, lecz wiedział, że to niczego nie zmieni.
 Do zobaczenia o wpół do siódmej.
 O wpół do siódmej.
Anna Rose odwróciła się i odeszła spokojnym, wolnym krokiem. Postanowiła,
że nie da po sobie poznać, jak bardzo cierpi. Zadowoli się przyjaznią Britta i nie
będzie żądała niczego więcej.
Gdy weszła do lasu, zaczęła biec na oślep. Gorące łzy spływały jej po
policzkach. Serce przepełniała czarna rozpacz, a dusza buntowała się przeciwko
niesprawiedliwym wyrokom opatrzności. Dotarła do domu bez tchu. Płakała
głośno. Gdy znalazła się na werandzie, opadła na kolana i objęła Lorda Byrona,
który wybiegł jej na spotkanie. Chwyciła mocno szyję psa i przytuliła się do niego.
 Wygląda na to, że tylko ty mi pozostałeś. Audziłam się nadzieją, że tym
razem ktoś mnie pokocha, ale chyba to prawda, że biedna Anna Rose nie potrafi
zatrzymać przy sobie żadnego mężczyzny.
Rozdział 7
Anna Rose zastanawiała się, czy Britt rzeczywiście zamierza pozostać na
farmie jeszcze przez tydzień. Czy nadal będą spotykali się przy posiłkach i
prowadzili wielogodzinne rozmowy? Tak wiele ich łączyło. Oboje lubili życie na
wsi i cenili jego proste przyjemności: zachody słońca, tęczę, polne kwiaty. Chętnie
rozmawiali i coraz więcej o sobie wiedzieli. Wspominali dzieciństwo, szkołę,
młodzieńcze nadzieje i marzenia.
Były też między nimi różnice. Anna Rose uwielbiała poezję i czytała zachłannie
romanse, które zawsze miały szczęśliwe zakończenie. W życiu było inaczej. Britt
nie lubił wierszy. Czytał regularnie gazety i miesięczniki, lubił opowieści
tajemnicze i niesamowite. Anna Rose była zagorzałą abstynentką, natomiast Britt
nie stronił od piwa, byle w umiarkowanych ilościach. Nigdy nie chodził do
kościoła, tymczasem Anna Rose była osobą wierzącą i praktykującą.
Weszła do sypialni i usiadła na łóżku. Zacisnęła kurczowo splecione dłonie
spoczywające na kolanach, zamknęła oczy i modliła się o siłę potrzebną, by
przetrwać tę próbę. Miała w sobie tyle miłości... ale nikt nie chciał jej
odwzajemnić. Tom wierszy leżał na nocnym stoliku. Anna Rose sięgnęła po niego i
spojrzała przez łzy na zadrukowane stronice. Wszędzie powtarzało się słowo
 miłość . Jakże go nienawidziła!
Była wściekła na siebie, ponieważ zawsze pragnęła więcej, niż mogła otrzymać.
Cisnęła książkę na podłogę i rzuciła się na łóżko, wtulając głowę w miękką kołdrę
pachnącą wiejskim powietrzem i słońcem.
Britt zapukał do kuchennych drzwi. Nikt się nie odezwał. Po odejściu Anny
Rose zabrał się do sprzątania chaty. Krzątał się przez całą godzinę próbując
zapomnieć o tym, że znowu trzymał ją w ramionach, że mu zaufała i bez wahania
uwierzyła w jego słowa. Gdy zajrzał w oczy tej niezwykłej kobiety, przekonał się,
że ani na chwilę w niego nie zwątpiła, nie żywiła podejrzeń. W jej objęciach
znalazł pociechę. Bez protestu wysłuchała ponurej opowieści o śmierci Tani.
Zapukał raz jeszcze. Znowu cisza. Samochód stał na podjezdzie. Jeśli wyszła,
to z pewnością gdzieś niedaleko. W lesie natknął się na Lorda Byrona goniącego za
bezdomnym kocurem i stąd wiedział, że nie poszła na spacer.
Nacisnął klamkę. Drzwi nie były zamknięte na klucz. Wszedł do pustej kuchni.
 Anno Rose!  zawołał. Odpowiedziała mu cisza. Gdzieś w oddali przetoczył
siÄ™ grzmot.
Wolno i niechętnie ruszył dalej korytarzem. Zajrzał do salonu, a potem udał się
w stronę sypialni. Może postanowiła uciąć sobie popołudniową drzemkę? A może
płakała, aż usnęła ze zmęczenia?
Ostrożnie zajrzał do środka. Anna Rose leżała w poprzek łóżka z głową
wtuloną w poduszkę i kolanami podciągniętymi pod brodę niczym małe dziecko.
Długie włosy spływały na ramiona. Miała na sobie pogniecioną, nie dopiętą bluzkę.
Pokój przesycony był jej zapachem. Domyślił się, że płakała, chociaż prawie nie
widział jej twarzy. Słyszał cichy szloch i westchnienia. Zawołał ją i pełen wahania
stanął na progu. Poderwała się natychmiast. Na wpółleżąc, wpatrywała się w
ukochanego mężczyznę z niedowierzaniem. Niebieskie oczy lśniły od łez. Była
kompletnie zaskoczona. Jej powieki były spuchnięte i zaczerwienione od płaczu.
Otarła łzę spływającą po policzku i usiadła na brzegu łóżka.
 Britt? Co siÄ™... ? Dlaczego... ?
Nie wierzyła własnym oczom. Stał na progu jej sypialni ubrany w dżinsy z
obciętymi nogawkami, w których widziała go niedawno, i niedbale zapiętą,
bawełnianą koszulę z krótkimi rękawami. Nadal był boso. Wilgotne, potargane
włosy zwijały się w pierścionki za uszami, a kilka kosmyków opadło na czoło.
Oddychał z trudem. Czyżby biegł? Czuła jego zapach. Woń mydła i rozgrzanego
ciała, potu i zródlanej wody. Może kąpał się w stawie. Zastanawiała się mimo woli,
czy pływał nago.
 Pukałem do kuchennych drzwi. Wołałem cię.  Britt myślał gorączkowo, że
nigdy nie spotkał kobiety tak łagodnej i bezbronnej jak Anna Rose. %7ładnej nie
pożądał dotychczas tak bardzo.
 Nic nie słyszałam.  Zciskała drżącymi palcami karczek rozpiętej bluzki,
próbując zasłonić obnażony dekolt.
 Pewnie grzmot zagłuszył mój głos.  Britt dostrzegł w jej oczach nienasyconą
żądzę. Ogarnęło go trudne do zniesienia napięcie.
 Czas na kolację, prawda?  Anna Rose zamierzała wstać, pójść z Brittem do
kuchni i przygotować posiłek, ale nie była w stanie wykonać żadnego ruchu.
 Nie, jeszcze za wcześnie. Martwiłem się... o ciebie,  gdy odeszłaś. Chciałem
się upewnić, czy wszystko jest w porządku.
 Dzięki za troskę.  Anna Rose w duchu zaklinała Britta, by wyszedł
natychmiast z jej sypialni. Traciła rozsądek i z trudem nad sobą panowała. Jeszcze
chwila i zacznie go błagać, żeby poszedł z nią do łóżka.
 Musisz wiedzieć, że gdyby sprawy wyglądały inaczej...  Słowa utknęły mu
w gardle. Nie mógł przecież oznajmić, że gdyby Anna Rose kierowała się w życiu
innymi zasadami, dawno nawiązałby z nią romans. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl