[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zadowolenia. Mimo wszystko oblicze zdradzało pewne podobieństwo do twarzy
Alnaca Kreba! Uderzona w ramię lancą Oone upadła na ziemię.
Elryk wyprostował się i zanim włócznia mogła go znalezć, spróbował zastoso-
wać starą sztuczkę bandytów z Vilmirianu: przeciąć popręg. Ale na drodze ostrza
stanęła opancerzona noga jezdzca. Kamienne ostrze wymierzyło w niego i musiał
zmykać, dając Oone szansę do kolejnego ataku.
Chociaż Oone i Elryk walczyli niby jedna osoba, ich nieprzyjaciel zdawał się
przewidywać każdy ich ruch.
Książę zaczął nabierać przekonania, że mają do czynienia z kimś o magicz-
nym zgoła rodowodzie i nie ustając w pracy szablą, poszukał w myślach sposobu
na takie czary, ale na nic nie trafił. Zupełnie jakby świat magii zatrzasnął się przed
nim nagle, zostawiając pustkę w głowie, a wszystkie demony i duchy zagnane zo-
stały do otchłani. Arioch nie był w stanie go wesprzeć i wszelkie nadprzyrodzone
zdolności były kompletnie bezużyteczne.
109
Oone krzyknęła boleśnie, odrzucona na najniższy stopień. Usiłowała stanąć
na nogi, ale wydawało się, że coś paraliżuje jej stopy. Ledwie mogła nimi ruszać.
Blady jezdziec zachichotał i zbliżył się, by ją zabić.
Elryk wydał stare zawołanie bitewne swego rodu i pognał na nieprzyjaciela,
chcąc ściągnąć jego uwagę. Był przerażony perspektywą krzywdy, mogącej spo-
tkać kobietę, z którą łączyła go zarówno głęboka miłość, jak i przyjazń. Gotów
był zginąć w jej obronie.
 Ariochu! Ariochu! Krwi i dusz!
Ale nie mógł liczyć na nic ponad własnymi umiejętnościami i zręcznością.
Nie miał Czarnego Miecza.
 Alnacu! Czy to wszystko, co z ciebie zostało? Jezdziec obrócił się, jakby
urażony, i cisnął włócznią w biegnącego. To była cała odpowiedz.
Tego Elryk nie przewidział. Usiłował wykonać unik, ale i tak drzewce włóczni
zahaczyło o jego ramię, obalając księcia na pylisty grunt i wytrącając mu z ręki
szablę. Zaczął czołgać się ku niej, jezdziec wyciągnął tymczasem własne ostrze
i ponownie zwrócił się ku bezbronnej Złodziejce. W desperacji Elryk przyklęk-
nął i cisnął sztyletem, trafiając idealnie w szparę pomiędzy płytami pancerza na
plecach jezdzca. Uniesiony miecz opadł nagle.
Elryk podniósł w końcu szablę, z przerażeniem zauważając, że wojownik zi-
gnorował ranę ramienia i znów wznosi miecz, a jego koń staje dęba nad Złodziej-
kÄ….
 Alnacu?
Raz jeszcze próbował obudzić w napastniku ślad duszy Alnaca, ale tym ra-
zem bez skutku. Rozległ się jedynie ten sam szyderczy, nieludzki chichot. Koń
parsknął, trącając kopytami kobietę, która usiłowała wspiąć się na stopień.
Ledwie zdając sobie sprawę z tego, co robi, Elryk rzucił się na jezdzca i prze-
giął go do tyłu, usiłując ściągnąć z konia. Ten jęknął i odwrócił się z wysiłkiem,
ale książę zdołał zablokować szablą cios jego miecza i ostatecznie obaj upadli na
piach o parę cali od Oone. Uzbrojona ręka Elryka uwięziona została pod napastni-
kiem, udało mu się jednak lewą ręką dosięgnąć sztyletu, i gdyby nie nagły uchwyt
mężczyzny na nadgarstku, gotów był wrazić ostrze w odrażające, martwe oczy
napastnika.
 Najpierw musisz zabić mnie!  wychrypiał Elryk zmienionym głosem.
Wojownik tylko się roześmiał, a cień Alnaca zniknął z jego oczu.
Walczyli przez kilka chwil, przy czym żaden nie był w stanie przeważyć szali
na swoją stronę. Elryk słyszał swój zdyszany oddech, pochrząkiwania zbrojnego,
rżenie konia i pojękiwania usiłującej stanąć na nogi Oone.
 Perłowy Wojowniku!
Nie był to głos Oone, ale wyraznie kobieta wypowiedziała te słowa, których
brzmienie sugerowało spory autorytet mówiącej.
 Perłowy Wojowniku! Nie wolno ci więcej niepokoić tych podróżnych!
110
Wojownik chrząknął, ale zignorował polecenie. Zacisnął zęby na gardle El-
ryka i spróbował obrócić sztylet ku jego sercu. Z ust ściekały mu nitki białej,
pienistej śliny.
 Perłowy Wojowniku!
Nagle napastnik przemówił, szepcząc słowa Elrykowi wprost do ucha, jakby
chciał uczynić zeń współkonspiratora:
 Nie słuchaj jej. Dobrze ci radzę. Czemu nie przyłączysz się do nas, by
poznać Wielki Step, gdzie łowy zawsze są obfite? Rosną tam melony o smaku
najsłodszych wiśni. Dostaniesz taki sam wspaniały strój. Nie słuchaj. Nie słuchaj.
Tak, jestem Alnac, twój przyjaciel. Tak!
Przemowa wojownika wzbudziła w Elryku wstręt jeszcze większy niż jego
wygląd i brutalność. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl