[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Zawsze budzisz się w takim humorze? - spytał zirytowany nie na żarty.
- Tylko gdy zaśpię, mówiłam ci przecież. Zupełnie nie rozumiem, jak to się stało...
Nastawiłam budzik na siódmą.
- Boże, jak pózno!
Zerknął na tarczę budzika. Było kilka minut po dziewiątej.
- Może się spieszy? - zasugerował. Wreszcie sięgnął po swój zegarek. Budzik
nie kłamał.
- Nie dzwoni! - Eve sprawdziła jeszcze raz. - Nie do wiary. Podobno w tym hotelu
naprawiają wszystko, nim zdąży się zepsuć. To ich slogan reklamowy.
- Może nikt ich nie poinformował. Kto korzysta z budzika w apartamencie
nowożeńców?
- Tylko mi nie tłumacz, co się robi w noc poślubną - powiedziała rozzłoszczona. -
Ale ludzie muszą czasem zdążyć na samolot.
- Jeśli potrafią przewidywać, rezerwują popołudniowy lot - stwierdził, wstając. -
Przecież nie chciałaś wyglądać na zmęczoną, więc pospałaś dwie godziny
dłużej.
- Ale czuję się zmęczona. - Otworzyła szafę i wyjęła nową sukienkę. - Musimy się
pospieszyć.
- Po co? I tak jesteśmy spóznieni, więc co za różnica? - zauważył, ale ona już
zniknęła w łazience.
Poprzedniego wieczoru jakoś nie pomyśleli o tym, żeby się spakować.
Teraz David wykorzystał wolną chwilę i wyjął walizki z szafy. Zaczął opróżniać
szuflady. Eve wychynęła z łazienki z tuszem do rzęs w jednej ręce i piżamą
Davida w drugiej.
- Proszę - powiedziała. - Dziękuję za wypożyczenie. Nie patrz tak na mnie.
Wiem, że powinnam ją oddać wypraną i pachnącą, ale nie mam już miejsca w
torbie.
David wrzucił piżamę do walizki i uśmiechnął się.
- Nie zapomnij koronkowego body. Co z nim zrobiłaś? Nie widziałem go od
sobotniego wieczoru.
- Nic dziwnego, nie zamierzałam tego zabierać. - Otworzyła szufladę i rzuciła mu
body. - Proszę. Jeśli ci na tym zależy, to zapakuj.
Odrzucił z powrotem.
- Lepiej to zabrać. Jeśli pokojówka znajdzie cokolwiek, zaniesie szefowej hotelu,
a ta każe odesłać do firmy. Paniom, które złożyły się na prezent, będzie bardzo
przykro.
- Masz rację. Na ile ją znam, tak by właśnie zrobiła - przyznała Eve z
westchnieniem, wkładając pudełko z prezentem do bocznej kieszeni torby.
- Co zrobimy z bagażem? - spytał. - Nie chcę zjawić się w sklepie z walizkami w
ręku.
- Możemy zostawić je w hotelowej przechowalni i odebrać po pracy. Chociaż nie.
Po drodze wpadniemy do mojego mieszkania i tam je zostawimy. Kiedy
będziesz gotowy? Nie chcę się spóznić bardziej, niż to konieczne.
- Domyślam się, że ze śniadania nici - mruknął. - Ale przynajmniej nie musimy
tracić cennego czasu na rozkopywanie pościeli.
Gdy wreszcie dotarli do pracy, sklep był otwarty już od godziny. Eve
spojrzała na zegarek, potem na dwie kobiety, które właśnie wyszły ze sklepu z
małymi reklamówkami w ciepłym odcieniu brzoskwini. Westchnęła.
- Naprawdę musimy wymyślić lepszy sposób na wczesne wstawanie. Nie może
być tak, że klienci zjawiają się w sklepie przed właścicielami.
- Jeśli zamierzasz powiesić na lodówce rozkład dnia, to ja się nie zgadzam -
oświadczył, wyciągając rękę, by pomóc Eve wysiąść. - Na pewno żaden z twoich
budzików nie ośmieli się zadzwonić za pózno, więc od jutra nie powinno być
problemu.
- Słuchaj, David. Lubię być punktualna, ale to jeszcze nie oznacza...
Otworzył szerzej drzwi i pochylił się.
- Kochanie, uśmiechnij się. Jesteśmy obserwowani - szepnął.
Eve już zauważyła, że wszyscy w sklepie im się przyglądają. Kilka osób
zerknęło na zegarki. Eve miała ochotę przypomnieć im, że setki razy właśnie
ona przychodziła pierwsza. Jednak takie zachowanie potraktowano by jako
obronę. Zmieszne. Nie obowiązywały jej sztywne godziny pracy, bo i tak musiała
tkwić w firmie, dopóki nie załatwiła wszystkich bieżących spraw.
- Dzień dobry - powiedziała, starając się, żeby zabrzmiało to radośnie. - Miło mi,
że wszyscy przyszli nas powitać.
Ruszyła przez salę w kierunku biura na zapleczu. David dogonił ją i objął
za ramiona. Odwróciła się, a on delikatnie pocałował jej usta.
- Kochanie, będę w pracowni. Zajmę się naszyjnikiem pani Morgan.
Eve uśmiechnęła się promiennie, lecz pod nosem powiedziała ze złością:
- Będę o tym pamiętać, na wypadek gdyby jakimś cudem okazało się, że bardzo
za tobą tęsknię.
Kątem oka dostrzegła, że jeden ze sprzedawców wyjął banknot i podał
koleżance stojącej obok. Dziwne, pomyślała Eve. Pewnie to składka na te
zmarnowane koronki. Właśnie.
- Chciałabym podziękować wszystkim za prezent. Jest wspaniały - powiedziała
donośnym głosem.
- Tak - potwierdził David. - Każdy dostanie ode mnie list z podziękowaniem za to,
że pamiętaliście o Eve. To był świetny wybór.
Poczuła, że się rumieni. Uśmiechnęła się do niego i powiedziała cicho
przez zaciśnięte zęby:
- Przestaniesz wreszcie?
Pochylił się do niej.
- Gdybym powiedział, że rzuciłaś prezent gdzieś na podłogę, wyszedłbym na
prostaka - szepnÄ…Å‚ jej do ucha.
Eve, mimo irytacji i zażenowania, udało się przybrać miły wyraz twarzy.
Ruszyła w stronę swojego gabinetu. Po kilku krokach zatrzymała się nagle. Tuż
przy drzwiach jej pokoju, obserwując salę wystawową, stał Travis Tate. Na
chwilę wstrzymała oddech.
- Jeszcze jesteś w Chicago? - spytała, starając się mówić lekkim tonem. -
Wydawało mi się, że powinieneś już być w następnym miejscu.
- Nadal śledzisz mój rozkład jazdy - ucieszył się. - Pewnie tak by było, ale Henry
nie miał dla mnie czasu w ubiegłym tygodniu.
- Może powinieneś spotkać się z nim teraz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl