[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przed nami długa droga.
...przed nami długa droga.
Nie zamierzała spać.
Nie zamierzała spać.
Nie zamierzała spać.
Sibby wbijała paznokcie w dłonie, aż skóra zaczęła piec, a z
ranek wypłynęła krew.
Postanowiła zwracać uwagę na drogę, by zapamiętać
charakterystyczne obiekty i znaki. Znała autostrady południowej
Kalifornii jak nikt inny. Nie będzie przestraszoną dziewczynką,
leżącą bezradnie na tyle przeklętego ambulansu z potworem,
odzianym w białą gumę, zamiast kierowcy.
Nie mogła sobie pozwolić na luksus bycia małą, przestraszoną
dziewczynką, bo niebawem miała zostać matką - osobą, której
zadaniem jest chronić przed potworami.
Wbijała paznokcie głębiej, dopóki nie poczuła, że rozerwała
ciało aż do kości.
Nie zamierzała zasypiać.
Riggins nacisnął hamulec, wjechał na pas awaryjny i z wy-
ciągniętą bronią popędził drogą 405... Niestety, było już za pózno.
Rozpędzony ambulans minął go w czerwonoszarych oparach
spalin.
Agent trzykrotnie strzelił w stronę samochodu i chybił,
głównie dlatego, że obawiał się, iż kula mogłaby przeszyć
metalową karoserię i trafić Sibby.
Jezu, Sibby.
Co mu umknęło? Jeśli Dark postrzelił Sqweegela w Nowym
Jorku, to jakim cudem pojawił się on po paru godzinach w Los
Angeles? Riggins zaczął myśleć, że Sqweegel jednak mógł być
nadnaturalnym stworzeniem, odpornym na strzały i podróżującym
przez kontynent dzięki parze grubych, skórzastych skrzydeł.
Biegnąc z powrotem do samochodu, Riggins wiedział, że jest
za pózno. Sqweegel dopadł Sibby i był już daleko.
Dziesięć tysięcy pięćset metrów nad Pensylwanią Dark ściskał
oparcie fotela, aż plastik ustąpił pod jego palcami. Dopiero za trzy
godziny będzie mógł sprawdzić wiadomości. Coś się wydarzyło.
Czuł to. I nie mógł nic zrobić.
Gdzieś w południowej Kalifornii
Kilka godzin pózniej
oczątkowo Sibby dostrzegła jedynie słabe czerwone światło
P
w rogu pomieszczenia.
Poczuła, że coś dotyka jej prawej stopy.
Chciała się zerwać, ale odkryła, że została unieruchomiona.
Pasy obejmowały jej nadgarstki i kostki. Kątem oka mogła je
dostrzec w blasku czerwonej żarówki - potężne kajdanki ze skóry i
metalu przypinały jej ręce do boków noszy, nogi miała zgięte w
kolanach i mocno rozwarte.
- Kto tu jest?
Usłyszała chichot, a potem zimne, gumowe palce delikatnie
dotknęły jej lewej kostki. Czyżby nadal była w szpitalu? Sibby
spojrzała w dół ponad brzuchem i dostrzegła chudą postać
przypominającą zjawę. Pomyślała, że to musi być halucynacja
wywołana środkami przeciwbólowymi. Wszystko, co widziała,
przeczyło logice.
Zjawa zaczęła rozpinać pasy obejmujące jej prawą nogę.
I wtedy wszystko wróciło. SMS-y. Migdałowy zapach.
Obolałe ciało. Przecięte paznokciami dłonie. Punkty orientacyjne
na drodze. Ambulans.
Potwór za kierownicą.
A więc to był on - łajdak, który ich prześladował.
Przerazliwie chudy mężczyzna zamarł w bezruchu, jakby ktoś
nacisnął mu PAUZ w centralnym układzie nerwo-
wym. %7ładen jego mięsień nie drgnął. Wydawało się, że potwór
przestał oddychać. Obcisły kombinezon nie poruszył się nawet o
milimetr - był całkowicie pozbawiony zagnieceń i fałd.
Wreszcie mężczyzna wolno odwrócił głowę i spojrzał na
Sibby. Okropne, martwe, czarne oczy wyzierały z otworów w
masce. Kobieta próbowała nie zwracać na nie uwagi, ale było coś
niebywale przerażającego w twarzy, która naumyślnie została
zakryta.
-Nie zbliżaj się do mnie - powiedziała.
-Och, przecież o wiele milej spędza się czas razem, Sibby.
Potwór wyciągnął rękę pokrytą gumą i położył na jej
brzuchu. Wzdrygnęła się mimo woli.
-Czujesz więz między nami?
-Nie waż się mnie dotykać!
- Nie robię nic, czego nie robiłbym wcześniej - odparł
Sqweegel. - Mamy sporo spraw do omówienia. Musimy tyle
nadrobić...
DOPADA SIBBY
Serce Darka waliło jak oszalałe, kiedy biegł po płycie lotniska
LAX. Treść ostatniej wiadomości od Rigginsa wyryła się w jego
głowie.
To nie był jedyny SMS. Riggins posłał ich kilka, jednego po
drugim, i wszystkie pojawiły się w skrzynce odbiorczej podczas
lądowania, kiedy tylko telefon odzyskał zasięg. Każdy był jak
metalowy gwózdz wbijany w serce, a przy okazji zadrapujący
żebra.
Pierwsza wiadomość zawierała ostrzeżenie:
MASZ MG NA OGONIE
Czyli agenci Mrocznej Gwardii. Riggins nieustannie mo-
nitorował fałszywe nazwisko, którym posługiwał się Dark. Kiedy
leciał do Nowego Jorku, wszystko było w porządku, jednak
podczas lotu powrotnego obok danych Gregga Ri-dleya pojawiła
się informacja, że pasażer znajduje się na liście osób ściganych
przez Służby Bezpieczeństwa Wewnętrznego. To mogło oznaczać
tylko jedno: Wycoff odkrył jego fałszywą tożsamość i dał cynk
swoim zbirom.
Dark miał świadomość, że jego nowe nazwisko nie będzie mu
służyło zbyt długo. Wypadek pod Mostem Brooklyńskim musiał
naprowadzić ludzi Wycoffa na jego trop. Potem wystarczyło
wytypować drogą eliminacji osoby, które w tym czasie leciały do
Nowego Jorku i z powrotem, prześwietlić ich życiorysy i
namierzyć mało wiarygodne tożsamości.
Drugi SMS był krótki, ale niepokojący:
SQ ZATRZYMAA AMBULANS NA 405
Kolejny:
3 ZABITYCH
I wreszcie:
DOPADA SIBBY
[ Pobierz całość w formacie PDF ]