[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rat w tym był niezły.
Może kiedy będzie wyjeżdżał z Irlandii, opuści ją z poczu-
ciem nostalgii, a nie ulgi? Będzie miał świadomość, że ktoś,
kto jest prawie jego rodzinÄ…, dobrze sobie radzi i zawsze bÄ™-
dzie mógł do niego zadzwonić.
Ojciec na pewno byłby z niego zadowolony.
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Ten człowiek był jak wulkan. Zamówił całą ciężarówkę
towaru: drewno, gwozdzie, farbę, narzędzia i wszystko co
było niezbędne do zrobienia nowego ogrodzenia i bramy.
Przez resztę dnia zajeżdżały do nich samochody z zamó-
wionymi towarami. Eamonn wskakiwał na budę i poma-
gał je rozładowywać, jakby te ogromne wory nic nie ważyły.
Miał na sobie jedynie dżinsy oraz cienki bezrękawnik i spra-
wiał wrażenie najszczęśliwszego człowieka pod słońcem.
Colleen patrzyła na niego z mieszanymi uczuciami. Jego
zapał do pracy sprawił, że obudziło się w niej głębokie po-
czucie winy. Czuła się niezręcznie i uważała, że niepotrzeb-
nie zadaje sobie tyle trudu.
Kiedy nie mogła już dłużej znieść jego widoku, poszła do
biura i zaczęła niecierpliwie przemierzać drewnianą podło-
gę w tę i z powrotem. Musi mu powiedzieć. Koniec z uda-
waniem, koniec z korzystaniem z przywilejów, na które nie
zasługiwała.
Była mu to winna. Tak bardzo starał się zrobić coś dobre-
go, że zasługiwał na to, by znać prawdę. Wiedziała, że nie
robi tego z miłości do Inisfree ani po to, by spłacić dług wo-
bec swego ojca. Robił to dla niej.
S
R
Nie mogła na to pozwolić.
Położyła rękę na brzuchu, uniosła głowę i powiedziała na
głos:
- Eamonn, chciałabym wyznać ci całą prawdę o tym miej-
scu. .. - Przerwała i zmarszczyła brwi. - Nie, tak nie jest do-
brze. .. Nie chodzi o to, że nie doceniam tego, co tu robisz...
Co ona wygaduje! Przecież on stara się jedynie ocalić
swoją połowę Inisfree. Nie może go przed tym
powstrzymać.
Było to jego dziedzictwo, w równym stopniu jak jej. Byli te-
raz partnerami, podobnie jak w przeszłości ich ojcowie, któ-
rzy uczynili z tego miejsca jednÄ… z najlepiej funkcjonujÄ…cych
farm hodowlanych w kraju. Robił dokładnie to, co ona zro-
biłaby na jego miejscu, gdyby tylko miała na to środki.
Nigdy nie przyszło jej do głowy, że Eamonn mógłby
chcieć tu wrócić. Zawsze zakładała, że będzie ich cichym
wspólnikiem, a w najgorszym wypadku zaproponuje, aby
odkupiła od niego udziały w farmie. Miała nadzieję, że tak
właśnie będzie. Kiedyś.
Zanim Adrian zdefraudował całe pieniądze i uciekł w si-
ną dal z niespełna dwudziestoletnią dziewczyną.
- Chodzi o to, Eamonn, że ten idiota, z którym byłam za-
ręczona, zabrał wszystkie pieniądze, które w swojej naiwno-
ści mu powierzyłam. Tak więc to wszystko moja wina...
Dziecko nagle się poruszyło, więc przerwała.
Odruchowo pogładziła się po brzuchu.
- Cicho, skarbie. To nie twoja wina, że twój tata okazał się
takim paskudnym typem.
Poczuła nagły skurcz w dole brzucha, któremu towarzy-
szyło uczucie napięcia w miednicy.
S
R
- Och nie, tylko nie to.
Naturalnie dokładnie w tym momencie do biura wszedł
Eamonn.
- To już ostatnie zamówienie. Zastanawiałem się właśnie,
czy... - Przerwał, a jego oczy rozszerzyły się z niepokoju.
- Coś się stało?
Colleen patrzyła na niego bezradnie, a kiedy się odezwa-
ła, jej głos brzmiał dziwnie słabo.
- Nie wiem.
Zaklął pod nosem, po czym podszedł do niej zdecydowa-
nym krokiem. UjÄ…Å‚ jÄ… za ramiÄ™.
- Myślisz, że zaczął się poród?
- A skąd mam wiedzieć?
Zakładała, że kiedy ta chwila nadejdzie, będzie wiedziała,
ale teraz niczego nie była już pewna.
Eamonn rozejrzał się po biurze, jakby rozwiązanie zagad-
ki znajdowało się na którejś z półek. A potem podjął decyzję.
PchnÄ…Å‚ jÄ… lekko w kierunku biurka.
- Może powinnaś się położyć?
- Na biurku? Chcesz, żebym urodziła dziecko na biurku?
- Nie, skąd. Usiądz na chwilę. - Podprowadził ją do stare-
go fotela i z wielką ostrożnością pomógł w nim usiąść. - Tak
będzie lepiej.
Colleen poczuła kolejny skurcz i zacisnęła usta.
Eamonn przeczesał palcami włosy i popatrzył na nią
z uwagÄ….
- Następny?
- Chyba tak. Termin porodu mam dopiero za dwa tygod-
nie.
- Ale przecież możesz urodzić wcześniej, prawda?
S
R
- Od kiedy jesteś takim ekspertem? A może gdy cię nie
było, działo się w twoim życiu coś, o czym nie wiem?
Eamonn potrząsnął głową, po czym spojrzał jej w oczy.
- Powinniśmy zadzwonić po doktora Donaldsona.
Colleen się roześmiała.
- Będziesz musiał mocno się postarać. Zmarł pięć lat te-
mu.
- Skąd, do diabła, miałem o tym wiedzieć?
Odchyliła się do tyłu, nie przestając masować brzucha.
Naprawdę powinna być dla niego milsza. Robił, co mógł
i powinna czuć wdzięczność. Zmusiła się do tego, by głębo-
ko oddychać i czekała, aż skurcze puszczą.
- Wiem, że nie mogłeś mieć o tym pojęcia. %7łartowałam.
- Domyślam się. - Ujął jej wolną dłoń w obie ręce i ode-
zwał się cichym, przechodzącym w szept głosem. - Pozwól,
że zadzwonię do twojego lekarza i poproszę go, żeby tu
przyjechał. Jeśli nie ze względu na twoje, to moje dobre
samopoczucie.
Miał rację. Nie powinna ryzykować zdrowia swojego
dziecka. Skinęła głową w kierunku leżącej na biurku książ-
ki telefonicznej, poczekała, aż znajdzie odpowiedni numer
i wykręci go. Jego głos brzmiał spokojnie, choć oczy nie-
ustannie wędrowały w jej kierunku.
Kiedy skończył, znów zwrócił się w jej stronę.
- Będzie tu za pół godziny. Powiedz mi, co mogę przez
ten czas zrobić.
Niech to wszyscy diabli. Naprawdę nie mogła znieść tej
jego troskliwości i ciepła. A już najbardziej nie mogła znieść
tego uśmiechu, który sprawiał, że wzdłuż kręgosłupa aż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl