[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jak to jest z tą odwagą naszych polityków? Jak to jest z ich umiejętnością i gotowo-
ścią pójścia pod prąd? Jak to jest z ich uczciwością? Różnie jest, bo obok drani i złodziei
267
są ludzie uczciwi. Ale zasoby odwagi, męstwa i honoru nie są wystarczająco głębokie,
skoro nasz demokratyczny pociąg jakby wypadał z torów.
PRZYKAADY PRZYWÓDZTWA
W trudnych chwilach wielu narodów pojawiali się ludzie, którzy potrafili zjedno-
czyć naród i wyzwolić z obojętności i apatii. Max Weber pierwszy użył greckiego ter-
minu charyzma . Co to jest ta charyzma? Trudno powiedzieć. W każdym razie ci cha-
ryzmatyczni przywódcy sprawiają wrażenie, jakby byli wiedzeni przez często niewy-
powiedziane pragnienia ludzi. Inna sprawa, że czasem wydaje się, iż to oni definiują
pragnienia ludzi.
Po drugiej wojnie światowej Francja wpakowała się w wojnę w Wietnamie, po-
tem w wojnę domową w Algierii. Wtedy inflacja wynosiła sto procent rocznie i rosła.
W lecie 1958 roku francuscy spadochroniarze chcieli przeprowadzić z Algierii inwa-
zję na Paryż i obalić IV Republikę. Wtedy do akcji wkroczył de Gaulle, który ogłosił
268
V Republikę. Niedługo potem ten wielki francuski prezydent doprowadził do zakoń-
czenia wojny w Algierii, unowocześnił armię, ustabilizował franka, zapewnił krajowi
gospodarczy wzrost, przywrócił Francji stabilizację, a Francuzom dał szacunek dla sa-
mych siebie. Człowiek, który w czasie drugiej wojny i tuż po niej siłą własnej woli,
samodzielnie przeniósł upodloną Francję w nowe czasy, stwarzając mit jej niewinności
i wielkości, wybawiał ją po raz drugi. W 1950 roku Jacques Soustelle, jeden z dorad-
ców de Gaulle a, powiedział prezydentowi, że według przeprowadzonego przez niego
wśród przyjaciół nieformalnego sondażu wszyscy ci przyjaciele sprzeciwiają się pa-
na polityce . Changez vos amis , zmień przyjaciół, odpowiedział de Gaulle. Zgoda,
w epoce telewizyjnej ktoś tak niezgrabny, z takim podbródkiem jak de Gaulle nigdy nie
zrobiłby pewnie żadnej kariery. Ale w tamtej, przedtelewizyjnej, epoce również było
wielu tchórzy, ludzi małych i pozbawionych wyobrazni. De Gaulle przerastał ich (tak-
że dosłownie) o kilka głów. Tu kryła się tajemnica. Miał coś jeszcze. Wynikające być
może trochę z egotyzmu i egocentryzmu, trochę narcystyczne, a trochę mesjanistyczne
przekonanie, że jego przeznaczeniem jest Francja i że on jest przeznaczeniem Fran-
cji. Zwietnie wyraził to Walter Lippmann, gdy stwierdził, że wielkość de Gaulle a nie
269
polegała na tym, że de Gaulle był we Francji, ale na tym, że Francja była w nim. Praw-
dziwi przywódcy potrafią zagrać najmocniejszą kartą i zaryzykować wszystko, co mają.
W 1977 roku prezydent Egiptu Anwar Sadat pojechał do Izraela, by przetrzeć drogę do
pokoju i pokonania mającej już ponad tysiąc lat nienawiści. Jemu pewnie też przyjaciele
mówili, by tego nie robił, bo cena może być straszna. On doskonale wiedział, że cenę
trzeba będzie zapłacić. I postanowił ją zapłacić, bo tego wymagała racja stanu. Nie był
kolejnym kunktatorem, był tytanem. A premier Izraela Icchak Rabin? Gdy w 1993 roku
rozmawiałem z nim w siedzibie izraelskiego ministerstwa obrony, nie miałem wrażenia,
że rozmawiam z typowym politykiem. Nie przymilał się, nie kokietował. Był jak skała,
jak przystało na byłego szefa sztabu izraelskiej armii, który walczył w kilku wojnach.
I oto ten starszy mężczyzna o stalowym spojrzeniu postanowił położyć wszystko na sza-
li, by doprowadzić do pokoju z Palestyńczykami. Zapewne niejeden przyjaciel mówił
mu: Icchak, nie rób tego, bo zginiesz . Zresztą może mu nawet tego nie mówili, bo
wiedzieli, że jeśli Rabin coś postanowi, jeśli uzna, że coś trzeba zrobić, to nikt go od
tego nie odwiedzie.
270
Icchak Rabin, tak jak Anwar Sadat, zrobił to, co należało zrobić, bo tego wyma-
gała jego zdaniem racja stanu, interes jego państwa. I, tak jak Sadat, zginął. I tak jak
o Sadacie, do dziś mówimy o nim mąż stanu .
Takim przywódcą mógł być u nas Lech Wałęsa. To on sprostał najtrudniejszej chwi-
li, to on symbolizował demokratyczne i niepodległościowe aspiracje narodu, to on uosa-
biał nadzieje ludzi na przełom. Ale wielki w walce w latach 1980, 1981 i 1982
zawiódł, gdy walkę trzeba było prowadzić innymi metodami. W 1988 roku, gdy wystą-
pił w debacie z Miodowiczem, miliony Polaków miały poczucie, że Polska jest w nim.
Niestety, on sam doszedł do wniosku, że on jest Polską. Pogubił się, to odgrywając ro-
lę latającego Holendra, to biegając z siekierką, to wymieniając zderzaki, to mówiąc, że
jest stuprocentowym Polakiem, to wspierając lewą nogę. Kiedyś Wałęsa grał w tej samej
lidze, co wielcy Nelson Mandela i Vaclav Havel. Dziś oni dalej są w światowej pierw-
szej lidze, on zaś tuła się z wykładami po coraz gorszych uniwersytetach. Był wielkim
przywódcą, ale jego przywództwo nie stało na moralnym i intelektualnym fundamencie.
I zwietrzało. Wałęsa był herosem, ale okazał się zwykłym politykiem. Zwykli politycy
okazali się za słabi, by odegrać rolę herosów.
271
Zresztą, co tu mówić o herosach. Nasze problemy są z innej półki. W polskiej pla-
cówce dyplomatycznej prezydent spotyka się z przestępcą, bo przestępcą był bokser,
którego na moment uznano za wielką nadzieję białych . Prezydent, premier i jeden
z naszych oligarchów wspólnie ustalają skład rady nadzorczej spółki Skarbu Państwa.
Poprzedni premier daje sobie wchodzić na głowę i pozwala podejmować decyzje komuś,
kto nie ma do tego tytułu. Oligarcha, zapytany przez kolegów biznesmenów: co na to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]