[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dwadzieścia przy biurku?
 To mi nie wpadło na myśl  powiedziałem wolno.  Powtórzmy sobie jeszcze raz wszystkie
znane nam fakty. Pani Protheroe podchodzi do okna i doznaje wrażenia, że w pokoju nie ma nikogo
 musiała doznać takiego wrażenia, w przeciwnym bowiem razie nie poszłaby do pracowni na
spotkanie z panem Reddingiem. Byłoby to niebezpieczne. W pokoju musiało być zupełnie cicho,
jak gdyby nie było w nim nikogo. Pozostają nam więc trzy możliwości, tak?
 Mianowicie?
 Pierwsza możliwość: pułkownik Protheroe już wówczas nie żył, ale ta możliwość nie jest
najbardziej prawdopodobna. Przede wszystkim był wtedy w gabinecie dopiero od pięciu minut i
ona albo ja słyszałybyśmy strzał, a po drugie wracamy znów do punktu wyjścia  pułkownik nie
powinien był jeszcze siedzieć przy biurku. Druga możliwość: pułkownik siedział przy biurku i pisał
list, ale w takim razie musiał to być zupełnie inny list. Pułkownik nie powinien był jeszcze
zawiadamiać księdza proboszcza, że nie może dłużej czekać. No i trzecia możliwość&
 Tak?
 Trzecia możliwość: pani Protheroe miała słuszność i w pokoju rzeczywiście nikogo nie było.
 Myśli pani. że pułkownik mógł wyjść z gabinetu po tym, jak go Mary tam wprowadziła, i
wrócić pózniej?
 Tak.
 Ale po co miałby wychodzić?
Panna Marple rozłożyła ręce.
122
 Wypadałoby wobec tego spojrzeć na sprawę pod zupełnie innym kątem. Tak często przecież
wypada nam to robić w różnych okolicznościach& Chyba się ksiądz proboszcz ze mną zgodzi?
Nie odpowiedziałem. Przepowiadałem sobie w myśli owe trzy możliwości, sformułowane przez
pannÄ™ Marple.
Starsza pani westchnęła lekko i wstała.
 Muszę już iść. Bardzo się cieszę, żeśmy sobie pogawędzili  chociaż na razie niewiele nam z
tego przyszło.
 Jeśli mam być szczery  odparłem, podając jej szal  cala ta sprawa wydaje mi się
labiryntem bez wyjścia.
 O nie, tego bym nie powiedziała! Moim zdaniem jedna teoria pasuje prawie do wszystkich
faktów. To znaczy, jeśli się uzna możliwość jednego zbiegu okoliczności  a sadze, że jeden zbieg
okoliczności można uznać za prawdopodobny.
 Naprawdę ma pani określoną teorię?
 Tak, przyznaję, że moja teoria ma jeden szkopuł  pewien taki, którego nie mogę ominąć.
Ach, gdyby ten list dotyczył czegoś innego&
Potrząsnęła z westchnieniem głową. Potem podeszła do okna i machinalnym ruchem dotknęła
smutnej rośliny stojącej w kącie.
 Wie ksiądz proboszcz, tę palmę powinno się częściej podlewać. Biedaczka, bardzo jej tego
potrzeba. Mary powinna podlewać ją codziennie. Bo pewnie ona się tym zajmuje?
 O ile w ogóle zajmuje się czymkolwiek w tym domu  odparłem.
 Jest jeszcze trochę surowa  zauważyła wyrozumiale panna Marple.
 Tak  przyznałem  Gryzelda jednak za nic nie chce jej ugotować. Twierdzi, że u nas może
wytrwać tylko taka służąca, której nikt inny nie chce. A mimo to Mary sama parę dni temu
podziękowała nam za służbę.
 Doprawdy? Byłam pewna, że jest bardzo przywiązana do pani Gryzeldy i do księdza
proboszcza.
 Nie zauważyłem tego. A jeśli chodzi o ścisłość, to Letycja Protheroe ją tak bardzo wtedy
zirytowała. Mary wróciła z rozprawy mocno podrażniona, zastała tutaj Letycję, no i doszło między
nimi do ostrej wymiany zdań.
 Ach tak!  rzuciła panna Marple. Miała już przekroczyć niski parapet okna. gdy nagle
przystanęła, a na jej twarzy odmalowały się różne i szybko po sobie następujące uczucia.
 Boże!  szepnęła do siebie.  Jakaż byłam głupia. Więc to tak& Przez cały czas absolutnie
możliwe&
 Przepraszam?&
Panna Marple spojrzała na mnie ogromnie zatroskana.
 Nie. nic& Przyszło mi coś do głowy. Muszę iść do domu i dokładnie sobie wszystko
przemyśleć. Mam wrażenie, .że byłam okropnie głupia  niewiarygodnie głupia.
 Trudno mi w to uwierzyć  rzekłem z galanterią. Pomogłem jej wyjść i poszedłem obok niej
przez trawnik.
 Czy nie może mi pani powiedzieć, co przyszło pani tak nagle do głowy?
 Na razie wolałabym nie mówić  ale tylko na razie. Istnieje możliwość, że się mylę. Ale nie
sądzę. O, jesteśmy już przy mojej bramie. Bardzo księdzu proboszczowi dziękuję. Proszę się już
dalej nie trudzić.
 Czy list nadal jest przeszkodą nie do przebycia?  spytałem, gdy panna Marple weszła do
ogrodu i zamykała za sobą zasuwę furtki.
Spojrzała na mnie wzrokiem osoby błądzącej myślami gdzie indziej.
 List? Ach, oczywiście, że to nie był prawdziwy list. Od początku wiedziałam. Dobranoc,
księże proboszczu.
Ruszyła szybko dróżką ku domowi, ja zaś stałem osłupiały i odprowadzałem ją spojrzeniem.
Nic miałem pojęcia, co mam myśleć.
123
124
ROZDZIAA DWUDZIESTY SIÓDMY
Gryzelda i Dennis jeszcze nie wrócili. Zorientowałem się poniewczasie, że powinienem był
przecież pójść wraz z panną Marple dalej i sprowadzić moją rodzinę do domu. Ale oboje byliśmy
tak pochłonięci dociekaniem tajemnicy, że zapomnieliśmy o całym świecie.
Stałem właśnie w holu zastanawiając się, czy nie pójść po nich jeszcze teraz, kiedy rozległ się
dzwonek przy drzwiach.
Podszedłem do drzwi. Ujrzałem list w skrzynce i sądząc, że był on powodem dzwonka. wyjąłem
go.
W tej chwili jednak dzwonek zadzwonił jeszcze raz, wsunąłem więc szybko list do kieszeni i
otworzyłem drzwi.
Przede mną siał pułkownik Melchell.
 Jak się ksiądz proboszcz miewa? Wracam właśnie z Londynu samochodem i postanowiłem
wstąpić w nadziei, że da ;mi się ksiądz proboszcz czegoś napić.
 Z największą przyjemnością  odparłem.  Proszę do gabinetu.
Pułkownik zdjął skórzany płaszcz i poszedł za mną do gabinetu. Przyniosłem  whisky, wodę
sodową i dwa kieliszki. Melchett stał przed kominkiem i gładził krótkiego wąsa.
 Mam dla księdza proboszcza nowiny. W życiu ksiądz nie słyszał nic podobnego. Ale o tym
polem. Najpierw chce się dowiedzieć, co tułaj słychać? Czy jakieś stare damy wpadły na nowe
ślady i tropy?
 Owszem, spisują się wcale niezle  rzekłem.  W każdym razie jedna z nich ma wrażenie,
że zna już rozwiązanie zagadki.
 Nasza przyjaciółka, panna Marple, hę?
 Tak, nasza przyjaciółka, panna Marple.
 Tego rodzaju kobietom zawsze się zdaje, że wszystkie rozumy zjadły  stwierdził pułkownik.
Skosztował łyk whisky z wodą sodową.
 Może się niepotrzebnie wtrącam  powiedziałem  ale chciałem zapylać, czy ktoś
indagował chłopca ze sklepu rybnego. Bo jeżeli morderca wyszedł przez drzwi frontowe, istnieje
możliwość, że chłopiec go widział.
 Owszem, Slack go przesłuchiwał  rzekł Melchett  ale chłopak twierdzi. że nikogo nie
spotkał. Nic w tym zresztą dziwnego. Mordercy z pewnością nie zależało na tym. żeby go kłoś
widział i zapamiętał. Przy bramie plebanii jest dość miejsc, w których się można ukryć, wiec się z
pewnością rozejrzał dokładnie, czy droga wolna. Chłopak miał dostarczyć ryby na plebanię, do
doktora Haydocka i do pani Ridley. Nietrudno było uniknąć spotkania z nim.
 Słusznie  przyznałem.
 Z drugiej strony  ciągnął dalej Melchett  jeżeli zbrodnie popełnił ten łotr Archer i Fred
Jackson widział go w pobliżu plebanii, wątpię bardzo, czyby o tym powiedział. Archer jest jego
kuzynem.
 Podejrzewa pan na serio Archera?
 No, trzeba przyznać, że siary Protheroe mocno dopiekał Archerowi. Napsuł mu krwi co
niemiara. Wyrozumiałość nie należała do kardynalnych cech charakteru pułkownika.
 Tak  powiedziałem  był człowiekiem bezwzględnym.
 Bo ja to zawsze mówię: żyj i pozwól żyć innym  oznajmił sentencjonalnie Melchett.  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl