[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spać w moim mieszkaniu - dorzucił Bob.
Anna chciała przyjąć tę propozycję, ale nagle nie spodobała jej się myśl, że
jakaś inna para będzie się kochać w tym samym łóżku, co ona z Martinem.
Nie, nie może do tego dopuścić.
- Nie, nie, Bob, zostanę tutaj - powiedziała zdecydowanym głosem.
Bob wyjął z bagażnika walizki Anny i zaniósł je na werandę.
- Niech tam stoją - rzekła Anna. - Pójdę pooddychać trochę tym
wspaniałym morskim powietrzem.
Umówili się na obiad w pózniejszej porze i pożegnali się. Anna patrzyła za
odjeżdżającą parą z żalem. Czuła się bardzo samotna.
Widok ogrodu obudził w niej wszystkie bolesne wspomnienia. Kwiaty były
w pełnym rozkwicie, a promienie słońca oświetlające go spoza mgły sprawiały,
że wyglądał jak zaczarowany.
Anna pomyślała z rozpaczą, że te szczęśliwe dni, które tu przeżyła, już
nigdy nie wrócą.
RS
86
- Jak to dobrze, że moje modlitwy zostały wysłuchane! Mała syrenka
jeszcze raz wyszła do mnie z morza.
Anna nie wierzyła własnym uszom. Zebrała całą swą odwagę i odwróciła
siÄ™.
Stał w drzwiach i patrzył na nią swymi bursztynowymi oczami.
- Martin - szepnęła.
Już był przy niej, już schwycił ją w ramiona i przytulił do siebie w mocnym
uścisku. Tak mocnym, że nie mogła złapać tchu.
- O Boże, Anno, myślałem, że już nigdy się nie zjawisz! Anna patrzyła na
męża zmieszana.
- Próbowałem złapać cię telefonicznie z hotelu  Caesar", ale mi się to nie
udało. Zostawiłem wiadomość, żebyś oddzwoniła, albo przyjechała tutaj. Ale
nie odzywałaś się i pomyślałem, że popsułem wszystko swoim uporem. Nie
powinienem był wtedy tak odjechać. Powinienem był zmusić cię do
wysłuchania mnie.
- Martin, ja nie dostałam żadnej wiadomości. W hotelu powiedziano mi, że
wyjechałeś i że nie zostawiłeś adresu. Pózniej zadzwonili do mnie rodzice.
Martin, byłam niesprawiedliwa. Nigdy więcej nie będę wyciągać pochopnych
wniosków. Obiecuję ci, że następnym razem...
... jeśli się taki zdarzy, to przełożę cię przez kolano i wlepię kilka
porządnych klapsów. Martin schylił się i pocałował Annę delikatnie. Zarzuciła
ręce na jego szyję i przytuliła się do niego.
- Chodzmy lepiej do domu, pani Marshall, bo inaczej rzucÄ™ ciÄ™ na trawnik i
będziemy się kochać na oczach ciekawskich sąsiadów.
Wziął bagaże Anny i wszedł do domu. Anna podążyła za nim z uśmiechem.
- Martin, jest kilka rzeczy, o których musimy koniecznie porozmawiać.
- Możemy o nich pomówić tutaj - powiedział Martin ciągnąc ją do sypialni.
- Masz rację i w ogóle możemy porozmawiać pózniej - Anna westchnęła
kładąc mu głowę na ramieniu.
Dużo pózniej leżeli ciasno objęci w łóżku.
- Zdecydowałam się - rzekła Anna półgłosem.
- Oj, taki wstęp! Ciekaw jestem, co będzie dalej.
- Wycofam się z pracy w kancelarii i poświęcę się bardziej studiom. Do
lutego powinnam je już skończyć. Martin popatrzył na nią z niedowierzaniem.
- Nie dasz rady!
- Owszem, dam, wszystko już przemyślałam i wiem, że sobie poradzę.
Chcę mieć dyplom w kieszeni, zanim nasze dziecko przyjdzie na świat.
RS
87
Wozny sądowy obserwował z zainteresowaniem wysokiego przystojnego
mężczyznę, biegnącego za kobietą wchodzącą właśnie po schodach. Kobieta
była w zaawansowanej ciąży.
- Nie zdążysz, Anno, nie masz już czasu - mówił gorączkowo.
- Zdążę, zdążę, nie martw się.
Kilka godzin pózniej przed wejście zajechała karetka. Sanitariusze wbiegli
z noszami do budynku. Za chwilę wybiegli z młodą kobietą na nich. Obok
biegł mężczyzna, bardzo zdenerwowany.
- Mówiłem ci przecież, że nie zdążysz. Mówiłem, że to nierozsądne, ale w
ogóle nie chciałaś mnie słuchać.
Kobieta jęknęła i mężczyzna schwycił ja za rękę przestraszony. Karetka
ruszyła na sygnale. - Anno, Anno, jak się czujesz? Zły jestem na siebie, że
pozwoliłem ci na takie ryzyko.
- Ale zdążyłam, Martin! Mam dyplom!!! Nagły ból wykrzywił jej twarz.
- Anno, na miłość boską, nie tutaj!
- Za pózno, doktorze Marshall...
Przez chwilę było cicho, a potem rozległ się w karetce głośny płacz dziecka
- Martin Marshall II zawiadomił świat o swoim przybyciu.
RS [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl