[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poszła przynieść butelkę nalewki z pokoju pana Grandet i omal nie przewróciła się wracając.
 Niedorajdo  rzekł jej pan  i ty chcesz upaść tak jak drugie?
 Proszę pana, to ten stopień na schodach się rusza.
 Ona ma rację  rzekła pani Grandet.  Powinieneś go już od dawna naprawić. Wczoraj
Eugenia o mały włos nie zwichnęła nogi.
 No  rzekł stary Grandet widząc bladość Nanon  skoro to dziś urodziny Eugenii i sko-
roś o mało nie upadła, wypij kieliszek nalewki dla pokrzepienia.
19
L e w a n t y n o w a s u k n i a  z gatunku taniego cienkiego jedwabiu, zwanego lewantynÄ….
14
 Dalibóg, zarobiłam na to  rzekła Nanon.  Na moim miejscu niejedna byłaby stłukła
butelkę, ale ja prędzej bym sobie złamała rękę, niżbym ją upuściła.
 Biedna Nanon  rzekł Grandet nalewając jej cassis20.
 Uderzyłaś się?  rzekła Eugenia patrząc na nią ze współczuciem.
 Nie, zatrzymałam się, zaparłam się w sobie.
 No więc, skoro to urodziny Eugenii, naprawię wam ten stopień. Wy nie umiecie stąpać
bokiem, tam gdzie jest jeszcze dobry.
Grandet wziął świecę, zostawił żonę, córkę i służącą bez innego światła prócz kominka,
rzucającego żywe blaski, i poszedł do drewutni, aby przynieść deski, gwozdzie i narzędzia.
 Pomóc panu?  zawołała Nanon słysząc, że pan jej tłucze się na schodach.
 Nie, nie, znam się na tej robocie  odparł eks-bednarz.
W chwili gdy Grandet sam naprawiał spróchniałe schody i gwizdał co sił, przypominając
sobie młode lata, trzej Cruchotowie zapukali do drzwi.
 To pan, panie Cruchot?  spytała Nanon patrząc przez kratę.
 Tak  odparł prezydent.
Nanon otworzyła drzwi. Blask ognia, odbijający się od sklepienia, pozwolił trzem panom
Cruchot znalezć wejście do sali.
 Ho ho, panowie z winszunkami!  rzekła Nanon czując zapach kwiatów.
 Darujcie, panowie  krzyknął Grandet poznając głos przyjaciół  zaraz idę. Ja tam nie je-
stem dumny, sam naprawiam stopień na schodach.
 Prosimy, prosimy, panie Grandet; każdy ma prawo burmistrzować w swoim domu 
rzekł sentencjonalnie prezydent śmiejąc się sam z aluzji, której nikt nie zrozumiał.
Pani Grandet i jej córka wstały. Prezydent korzystając z ciemności rzekł do Eugenii:
 Czy pozwoli mi pani w dniu swego urodzenia życzyć sobie ciągu lat szczęśliwych i
kontynuacji zdrowia, którym się cieszysz?
Wręczył bukiet kwiatów rzadkich w Saumur; następnie, ujmując herytierę za łokcie, uca-
łował ją z obu stron w szyję z zapałem, który zawstydził Eugenię. Prezydent, który podobny
był do wielkiego zardzewiałego gwozdzia, myślał, że w ten sposób zdobywa jej serce.
 Niech się pan nie krępuje  rzekł Grandet, wchodząc.  Jaki pan gorący w uroczyste
święta, panie prezydencie!
 Z panną Eugenią  odparł ksiądz Cruchot, uzbrojony w swój bukiet  każdy dzień byłby
świętem dla mego synowca.
Ksiądz pocałował Eugenię w rękę. Co się tyczy rejenta, ten ucałował po prostu dziewczynę
w oba policzki i rzekł:
 Czas leci, mościa panno. Co rok, dwanaście miesięcy.
Stawiając na powrót świecę przed zegarem, Grandet, który nigdy nie poniechał konceptu i
powtarzał go do sytości, kiedy mu się zdawał zabawny, rzekł:
 Skoro to urodziny Eugenii, zapalmy świeczniki.
Zdjął starannie ramiona kandelabrów, włożył profitki, wziął od Nanon nową świeczkę
owiniętą w papier, osadził ją w otworze, umocował, zapalił i usiadł koło żony spoglądając
kolejno na przyjaciół, na córkę i na dwie świece.
Ksiądz Cruchot, niewielki człeczyna, pulchny i tłusty, z rudą i płaską peruką, z twarzą we-
sołej starej kokietki, rzekł wysuwając nogi obute w grube trzewiki ze srebrnymi klamrami:
 Czy państwo des Grassins jeszcze nie byli?
 Jeszcze nie  rzekł Grandet.
 A mają przyjść?  rzekł stary rejent krzywiąc twarz podziurkowaną jak durszlak.
 Tak myślę  odparła pani Grandet.
 Winobranie skończone?  zwrócił się do Grandeta prezydent de Bonfons.
20
L e c a s s i s  (franc.)  nalewka na czarnych porzeczkach.
15
 Całkiem  odparł stary winiarz wstając i przechadzając się po sali, przy czym wydymał
pierś ruchem tak pełnym dumy, jak to słowo c a ł k i e m.
Przez drzwi korytarza, który prowadził do kuchni, ujrzał Wielką Nanon przy ogniu, z za-
paloną świecą gotującą się siąść do kołowrotka, aby się nie mieszać do zabawy.
 Nanon  rzekł wychylając się na korytarz  zgaszę ogień i światło i chodz tu do nas. Do
kata, wystarczy przecież sali dla nas wszystkich. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl