[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pan: I mnie.
A ty, czytelniku, powiedz bez obłudy, bo wszak widzisz, że weszliśmy na drogę szczerości:
czy chcesz, abyśmy porzucili tutaj naszą dworną i miodo-płynną gospodynię, a wrócili
do amorów Kubusia? Dla mnie to fraszka. Gaduła Kubuś z ochotą gotów objąć swą rolę i
skoro gosposia wróci, zamknąć jej po prostu drzwi przed nosem; ot, powie jej przez dziurkę
od klucza:  Dobranoc pani, pan śpi, ja się kładę, skończy pani, gdy będziemy przejeżdżać
z powrotem.
 Pierwsza przysięga, jaką wymieniły istoty z krwi i ciała, padła u stóp skały rozsypującej
się w proch; na świadka swej stałości wezwali niebo, które ani chwili nie jest jednakie;
wszystko mijało w nich i koło nich, a oni mniemali, iż serca ich wolne są od tej skazy. O
dzieci! wieczne dzieci!... Nie wiem, komu przypisać autorstwo tych dumań13, Kubusiowi,
jego panu czy mnie; to pewna, że jednemu z trojga; a poprzedziło je i nastąpiło po nich
wiele innych, które by nas doprowadziły, Kubusia, pana i mnie, aż do wieczerzy, albo do
po-wieczerzy, aż do powrotu gospodyni, gdyby Kubuś nie rzekł wreszcie:  Ot, panie,
wszystkie te sentencje, które pan tu przypinasz niby kwiatek do kożucha, niewarte są starej
gadki z moich stron.
Pan: Cóż to za gadka?
Kubuś: Bajka o Pochewce i Koziku. Jednego dnia Pochewka i Kozik zaczęli się sprzeczać;
Kozik rzekł:  Pochewko, moja lubciu, jesteś szelma, raz po raz zdarza ci się przyjąć
innego Kozika...  Pochewka odparła:  Drogi Koziku, jesteś łajdak, bo każdego dnia odmieniasz
Pochewkę...  Pochewko, co innego mi przysięgłaś...  Koziku, tyś pierwszy zawiódł
moje zaufanie...  Kłótnia ta zaszła przy stole; owóż staruszek, siedzący pomiędzy
Pochewką a Kozikiem, ozwał się, aby rzec, co następuje:  I ty. Pochewko, i ty, Koziku,
dobrzeście czynili szukając odmiany, skoro odmiana była wam przyjemna, ale popełniliście
błąd, przyrzekając, iż się nie odmienicie. Koziku, czyż nie wiedziałeś, że Bóg cię stworzył
tak, iżbyś się nadał dla różnych Pochewek, a ciebie. Pochewko, abyś mogła wziąć w siebie
13 Diderot cytuje tu samego siebie: Przyczynek do podróży Bougainville a.
56
niejednego Kozika? Uważaliście za szaleńców niektóre Koziki, które składały śluby, iż będą
się w ogóle obchodzić bez Pochewki, i za szalone niektóre Pochewki, które ślubowały,
iż zamkną się dla wszelkiego Kozika; a nie zastanowiliście się, iż byliście niemal tak samo
szaleni, kiedyście przysięgali, ty, Pochewko, iż będziesz się trzymała jednego Kozika, ty,
Koziku, że będziesz się trzymał jednej Pochewki.
Tu pan rzekł do Kubusia:  Twoja gadka nie jest zbyt moralna, ale jest ucieszna. Nie
wiesz, jaka szczególna myśl przeszła mi przez głowę. %7łenię cię z naszą gospodynią; i
zastanawiam
się, co by uczynił mąż, który lubi mówić przy żonie, której gęba się nie zamyka.
Kubuś: To, co ja czyniłem przez pierwszych dwanaście lat życia u babki i dziadka.
Pan; Jak siÄ™ nazywali? czym siÄ™ trudnili?
Kubuś: Tandeciarstwem. Dziadek Jazon miał sporą kupkę dzieci. Cała rodzina była poważna;
wstawali, ubierali się, szli do swych interesów; wracali, jedli obiad, znowuż wychodzili,
wszystko bez słowa. Wieczorem zasiadali na krzesłach; matka i córka przędły, szyły,
robiły szydełkiem, nie mówiąc słowa; chłopcy wypoczywali, ojciec czytał Stary Testament.
Pan: A ty coś robił?
Kubuś: Biegałem po pokoju z kneblem w gębie.
Pan: Z kneblem?
Kubuś: Tak, z kneblem; i ów przeklęty knebel zaszczepił mi tę namiętność mówienia.
Tydzień czasem minął, nim ktoś otworzył gębę w domu Jazonów. Przez całe swoje życie (a
było długie) babka mówiła jeno:  Kapelusz do sprzedania , a dziadek siedząc cały dzień w
sklepie, wyprostowany, z rękami założonymi na piersiach, powiadał tylko:  Dwa grosze!
Bywały dni, w których gotów był przestać wierzyć w Biblię.
Pan: Czemu?
Kubuś: Z powodu powtórzeń, które wydawały mu się gadulstwem niegodnym świętego
Ducha. Powiadał, iż ludzie, którzy coś powtarzają dwa razy, to głupcy mający za głupców
tych, którzy ich słuchają.
Pan: Kubusiu, a gdybyś, aby wynagrodzić sobie milczenie swoje przez dziesięć lat z
powodu knebla u dziadka i podczas opowiadania gospodyni...
Kubuś: Gdybym podjął historię swoich amorów?
Pan: Nie; ale inną, przy której mnie zostawiłeś: historię kolegi twego kapitana.
Kubuś: Och, panie, co pan ma za piekielną pamięć!
Pan: Kubusiu, Kubusieczku...
Kubuś: Z czego się pan śmieje?
Pan: Z tego, co mnie pobudzi do śmiechu jeszcze niejeden raz; z obrazu twej młodości,
spędzonej z kneblem w gębie, u dziadka.
Kubuś: Babka wyjmowała mi go, gdy nikogo nie było; kiedy dziadek to zauważył, bardzo
był nierad; rzekł:  Rób tak dalej, a ten chłopiec stanie się najstraszniejszym gadułą w
świecie.  Przepowiednia się spełniła.
Pan: No, Kubusiu, Kubusieczku, historiÄ™ kolegi kapitana.
Kubuś: Stanie się, jak pan sobie życzy, ale pan w nią nie uwierzy.
Pan: Taka nadzwyczajna?
Kubuś: Nie; ale dlatego, że trafiła się komu innemu, mianowicie pewnemu wojskowemu
nazwiskiem, zdaje mi siÄ™, de Guerchy.14
Pan: Dobrze! powiem tak, jak pewien poeta, autor niezłego epigramu, powiedział komuś,
kto go sobie przywłaszczył w jego obecności:  W istocie, czemuż by ten pan nie mógł
go ułożyć, skoro ja go ułożyłem... Czemu historia Kubusiowa nie miałaby się zdarzyć koledze
kapitana, skoro zdarzyła się panu de Guerchy? Ale opowiadając ubijesz dwa ptaszki
na jeden strzał: zapoznasz mnie z przygodą obu panów, bo jej nie znam.
14 H r. d e G u e r c h y  jeden z najdzielniejszych oficerów Ludwika XV; zmarł w r. 1768.
57
Kubuś: Tym lepiej! ale przysięgnij pan.
Pan: Przysięgam.
Czytelniku, miałbym pokusę zażądać od ciebie tej samej przysięgi, ale zwrócę ci tylko
uwagę na pewne dziwactwo Kubusia, które odziedziczył widać po dziadku Jazonie, milczącym
tandeciarzu; mianowicie Kubuś, na wspak zwyczajowi gadułów, mimo iż lubił dużo
mówić, miał wstręt do powtarzań. Toteż powiadał nieraz swemu panu:  Pan mi gotuje
smutną przyszłość; cóż się ze mną stanie, kiedy nie będę miał już nic do powiedzenia?
 Powtórzysz da capo.
 Kubuś i powtarzanie! Zgoła przeciwnie jest zapisane w górze; gdyby mi się zdarzyło
coś powtórzyć, nie mógłbym wstrzymać wykrzyknika:  Ach, gdyby dziadek cię słyszał!... ,
i żałowałbym knebla.
Kubuś: W czasach kiedy grywano w hazard na jarmarkach św. Hermana i św. Wawrzyńca...
Pan: Ależ to w Paryżu, a kolega kapitana jest komendantem granicznej fortecy.
Kubuś: Na miłość boską, daj mi pan mówić... Kilku oficerów weszło do kramiku, gdzie
zastali innego oficera rozmawiającego z gospodynią. Jeden z przybyszów zaproponował mu
partyjkę kości; trzeba panu wiedzieć, iż po śmierci mego kapitana kolega jego odziedziczywszy
majątek stał się graczem. Zatem on (lub pan de Guerchy) przyjmuje. Los wkłada
kubek z kośćmi w ręce jego przeciwnika, który wygrywa, wygrywa, wygrywa... bez końca.
Gra się rozgrzała, stawki wzrastały z piorunującą szybkością, kiedy jeden z obecnych zwrócił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl