[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Schröter opamiÄ™taÅ‚ siÄ™ pierwszy. SkinÄ…Å‚ rÄ™kÄ… Birknerom, aby poszli za nim, a sam spiesznie
pobiegł za córką. W chwilę po niej znalazł się w altance na wzgórzu.
Kirchner wciąż jeszcze siedział bez ruchu na krześle. Był blady, twarz zakrył rękami,
zapomniał o całym świecie. Nie mógł przeboleć zawodu, jaki spotkał go ze strony Reginy.
Nie spostrzegł nawet, gdy Ludwika stanęła przed nim. Dopiero usłyszawszy jej głos, podniósł
oczy.
Ludwika zaczęła teraz wykonywać przed Kirchnerem jakiś dziwny taniec. Kołysała się,
podskakiwała, wyginała na wszystkie strony. Przemawiała do niego pieszczotliwym głosem, lecz
były to słowa bez związku i bez sensu. Z tej bezładnej gadaniny można było zrozumieć tylko
jedno: oto nieszczęśliwa obłąkana uważała się za piękną pannę młodą w ślubnym stroju; prosiła
Kirchnera, by poprowadził ją do ołtarza.
Na widok Ludwiki Kirchner oprzytomniał. Zapomniał w tej chwili o swoim bólu i osłupiały
ze strachu spoglądał na obłąkaną.
Radca Schröter, drżąc na caÅ‚ym ciele, zbliżyÅ‚ siÄ™ do córki.
Ludwiko, moje biedne dziecko, uspokój się...
126
Córka odsunęła się od niego. Spojrzała na ojca, jak na obcego człowieka, zdawała się go nie
poznawać. Przybycie jego uważała zapewne za niepożądane. Przeszkadzał jej.
Zbliżyła się znowu do skarbnika. Znowu zaczęła skakać i tańczyć. Pocierała przy tym
bezustannie prawą ręką czoło i skronie.
Nie przestawała też mówić, a gdy ktoś próbował powstrzymać ją i uspokoić, wpadała w furię.
Krzyczała głośno i gwałtownie odpychała od siebie zbliżających się do niej.
Cztery osoby, obezwładnione lękiem, spoglądały w milczeniu na siebie.
Kirchnerowi wydaÅ‚o siÄ™ nagle, że w oczach radcy Schrötera czyta cichy wyrzut. ZakryÅ‚ twarz
rękami, aby choć na chwilę uniknąć okropnego widoku.
Birknerowa przypomniała sobie jednak o Reginie. Ruszyła szybko z miejsca i krzyknęła do
męża:
Pobiegnę do Gerharda, musimy poszukać Reginki!
Tak, stara, idz prędko, pobiegnijcie razem na cmentarz! zawołał za nią Birkner.
Usłyszawszy te słowa, Kirchner także zerwał się z krzesła, chcąc pobiec razem z Birkinerową
na poszukiwanie Reginy. Schröter poÅ‚ożyÅ‚ mu jednak rÄ™kÄ™ na ramieniu, mówiÄ…c:
Proszę, niech pan ze mną zostanie. Pan jest młody i silny. Może będę potrzebował pańskiej
pomocy.
Ależ ja chcę poszukać panny Reginy. Zdaje się, że grozi jej jakieś niebezpieczeństwo.
Birknerowa sprowadzi jej kogo innego na pomoc. Birkner, proszę zaraz iść po doktora! Pan
Kirchner zostanie przy mnie! Tylko prędko, mój drogi!
Stary ogrodnik pędem puścił się naprzód, aby jak najprędzej spełnić polecenie swego pana.
Kirchner i radca pozostali z chorą, która nadal zachowywała się dziwacznie.
Podczas tej jednej krótkiej godziny skarbnik odpokutował za wszystkie grzechy swego życia.
Po raz pierwszy zbudziło się w jego samolubnej duszy głębokie współczucie dla Ludwiki.
Zrozumiał nareszcie, ile musiała wycierpieć z jego powodu.
Starał się zagłuszyć wyrzuty sumienia, lecz na próżno powtarzał w myśli raz po raz:
Przecież nie zwodziłem jej obietnicami... Przecież ani razu nie powiedziałem słowa, które
dawałoby jej do mnie jakieś prawa...
Sumienia nie można uspokoić. A Kirchner zdawał sobie sprawę, że całym swoim
postępowaniem zbudził w Ludwice pewne nadzieje, których pózniej nie ziścił.
Moja wina... moja wina... Odpuść mi Boże! powtarzał w duchu.
127
Potem przypomniał sobie wydarzenia dzisiejszego popołudnia. Jeszcze raz odżyły w jego
pamięci okrutne katusze, wycierpiane z powodu Reginy. Czemuż go odtrąciła? Czemuż nie
zostawiła mu nawet cienia nadziei? Przecież kocha ją, kocha do szaleństwa!
Uczyniłby wszystko, aby dać jej szczęście! A ona...? Dała mu do zrozumienia, że jest jej
wstrętny... Uciekła, aby nie patrzeć na niego...
A może to kara boska? Każda krzywda mści się prędzej czy pózniej. Zapewne Bóg skarał go
za jego obłudne postępowanie z Ludwiką...
I nagle Kirchner rzuciÅ‚ siÄ™ do nóg radcy Schrötera:
To ja zawiniłem! O Boże! Tylko ja! Niech mi pan przebaczy!
Niechże się pan uspokoi, drogi panie! Czemu pan sobie przypisuje winę?
Dlaczego? Kocham pańską wnuczkę... Już od dawna... Nadaremnie prosiłem ją o chwilę
rozmowy bez świadków... nie chciała się zgodzić... Dziś wreszcie przyszedłem po południu do
altany... Wiedziałem, że ją tam zastanę i że nikt nam nie przeszkodzi... Wyznałem jej moje
uczucia, ona jednak odtrąciła mnie... Ogarnięty szaloną namiętnością, chciałem pocałować
Reginę, choć odpychała mnie od siebie... Broniła się... W tej chwili właśnie nadeszła pańska
nieszczęśliwa córka... Zobaczyła, że trzymam Reginę w objęciach... Wtedy to prawdopodobnie
postradała zmysły... Niech pan mi przebaczy, niech pan mi przebaczy... Cierpię jak potępieniec...
Jestem najnieszczęśliwszym z ludzi...
Schröter podniósÅ‚ go.
Niech pan wstanie, panie Kirchner! Nie mam panu nic do przebaczenia. Został pan już
dostatecznie ukarany, skoro uczynił pan coś, co wymaga pokuty. Wszyscy jesteśmy biednymi,
zbłąkanymi ludzmi. Nie masz człowieka bez winy... Może teraz nauczy się pan większej
pobłażliwości wobec bliznich... Może przestanie pan sądzić ich tak surowo, jak dotąd... Własne
grzechy wychowują człowieka, uczymy się wielkoduszności, zaczynamy rozumieć cudze
ułomności i słabostki... Tak, panie Kirchner, i pan się zmieni... Każdemu stoi otwarta droga do
poprawy i udoskonalenia, o ile nie ma zbyt niskiego charakteru...
Kirchner kurczowo zacisnął ręce i ponuro spojrzał przed siebie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]