[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Chada i Teda i milcząc, wróciły do domu. Przez cały dzień panowała w nim absolutna cisza. To
im przypomniało dzień śmierci Chada i Teda. %7ładna z nich niczego nie jadła, nic nie mówiła i
kiedy rozległ się dzwonek do w drzwi, aż podskoczyły. Posłaniec przyniósł im po małym
bukieciku kwiatów od Matta. Ophélie i Pip byÅ‚y bardzo wzruszone. Na doÅ‚Ä…czonych karteczkach
napisał tylko:  Myślę dziś o tobie. Pozdrawiam. Matt .
- Kocham go - stwierdziła Pip. W jej wieku wszystko było takie proste.
- To dobry czÅ‚owiek i przyjaciel. Można na nim polegać - powiedziaÅ‚a Ophélie.
Pip skinęła głową i zabrała kwiaty na górę. Nawet Mus zachowywał się spokojnie, jakby
wyczuwał, że jego panie mają kiepski dzień. Andrea także przysłała im kwiaty, które
przyniesiono poprzedniego dnia. Nie poszła na mszę, bo nie była religijna, ale wiedziały, że
myśli o nich, tak samo jak Matt.
Wieczorem nie mogły się już doczekać, żeby pójść do łóżka. Pip nastawiła telewizor w
sypialni, ale Ophélie kazaÅ‚a go wyÅ‚Ä…czyć i oglÄ…dać telewizjÄ™ w salonie. Pip nie chciaÅ‚a jednak być
sama i zostaÅ‚a z mamÄ… w sypialni. Szczęśliwie udaÅ‚o im siÄ™ szybko zasnąć. Ophélie nie mówiÅ‚a
tego córce, ale Pip wiedziała, że matka przepłakała tego dnia kilka godzin w pokoju Chada. W
rocznicy nie było nic dobrego, nic oczyszczającego, nic pocieszającego. Dzień jak wiele innych
w zeszłym roku, spędzony wyłącznie na żalu za utraconymi osobami.
NastÄ™pnego dnia rano, kiedy zadzwoniÅ‚ telefon, obie byÅ‚y w kuchni. - Ophélie czytaÅ‚a
gazetę, a Pip bawiła się z psem.
- Nie będę pytał, jak minął wczorajszy dzień - zaczął Matt ostrożnie.
- Nie pytaj. Był tak okropny, jak myślałam. Ale już się skończył. Dziękuję bardzo za
kwiaty.
Trudno byłoby jej wytłumaczyć, nawet samej sobie, dlaczego rocznice mają takie
znaczenie. Nie powinny być gorsze niż każdy inny dzień, ale były. Uroczyste świętowanie
najgorszego dnia jej życia, wypełnione wspomnieniami strasznych czasów. Matt serdecznie jej
współczuł, nie potrafił jednak w niczym pomóc. Jego doświadczenia, aczkolwiek bolesne, były
zupełnie inne.
- Nie chciałem przeszkadzać i dlatego nie dzwoniłem - powiedział.
- To dobrze - odparła szczerze. Ani ona, ani Pip nie chciały z nikim rozmawiać. - Kwiaty
od ciebie są bardzo piękne. Byłyśmy wzruszone.
- Czy nie przyjechałybyście dziś do mnie? Dobrze wam to zrobi.
Ophélie nie miaÅ‚a ochoty, ale wiedziaÅ‚a, że Pip chÄ™tnie skorzysta z okazji. Poza tym nie
chciała tak bezwzględnie odrzucać jego zaproszenia.
- Nie jestem w najlepszym nastroju. - Nadal była wykończona emocjami poprzedniego
dnia, zwłaszcza godzinami, które przepłakała na łóżku syna. Pościel ciągle jeszcze zachowała
jego zapach. Nigdy jej nie uprała i wiedziała, że tego nie zrobi. - Nie chcę jednak mówić za Pip.
Może zechce się z tobą zobaczyć. Porozmawiam z nią i oddzwonię.
Kiedy odkładała słuchawkę, Pip gorączkowo machała rękami.
- ChcÄ™! ChcÄ™! - zawoÅ‚aÅ‚a i Ophélie nie miaÅ‚a serca jej odmawiać, chociaż sama na pewno
nigdzie by się nie ruszyła.
Podróż nie trwa dłużej niż pół godziny, a jeśli atmosfera stanie się nie do zniesienia, po
paru godzinach będą z powrotem w domu. Wiedziała, że Matt ją zrozumie.
- Pojedzmy, mamo! Koniecznie! Dobrze?
- Dobrze - zgodziÅ‚a siÄ™ Ophélie. - Ale nie zostaniemy dÅ‚ugo. Jestem zmÄ™czona.
Pip wiedziała, że nie chodzi tylko o zmęczenie, ale miała nadzieję, że u Matta mamie
poprawi siÄ™ humor. Ophélie lubiÅ‚a rozmowy z Mattem i spacery plażą.
Powiedziała Mattowi, że przyjadą koło południa, i zaproponowała, że przywiozą ze sobą
lunch, ale Matt zapewnił, że da sobie radę. Zrobi im omlet, a jeśli Pip nie będzie smakował, ma
masło orzechowe i galaretkę do kanapek.
Kiedy dojechały, siedział na ganku, na starym leżaku, i rozkoszował się słońcem.
UcieszyÅ‚ siÄ™ na ich widok. Pip jak zwykle rzuciÅ‚a mu siÄ™ na szyjÄ™, a Ophélie pocaÅ‚owaÅ‚a go w oba
policzki. Od razu zauważył, że jest bardzo smutna. Posadził ją na leżaku i przykrył starym kocem
w kratkę, każąc jej wypoczywać, sam zaś z Pip zaczął siekać zioła do omletu. Dziewczynka
nakryÅ‚a także do stoÅ‚u. Kiedy Matt zaprosiÅ‚ Ophélie na lunch, zdążyÅ‚a siÄ™ nieco zrelaksować i
miała wrażenie, że blok lodu w jej sercu lekko odtajał. Mało się odzywała. Przy lunchu niewiele
mówiła, ale prze deserze, gdy Matt podał truskawki ze śmietaną, już się uśmiechała. Pip spadł
kamieÅ„ z serca. Gdy Ophélie poszÅ‚a po coÅ› do samochodu, a Matt przygotowywaÅ‚ herbatÄ™,
szepnęła:
- WyglÄ…da trochÄ™ lepiej, prawda?
- Wszystko będzie dobrze. Wczorajszy dzień był dla niej ciężki. Dla ciebie też. Za chwilę
pójdziemy na spacer po plaży i to jej dobrze zrobi.
Pip w milczeniu pogÅ‚askaÅ‚a go po rÄ™ce. Tymczasem Ophélie wróciÅ‚a z artykuÅ‚em o
Centrum Wexlera, który chciała pokazać Mattowi. Artykuł doskonale tłumaczył zasady działania
tej placówki i dostarczał wielu interesujących informacji.
Matt uważnie go przeczytaÅ‚, kiwajÄ…c gÅ‚owÄ…, i spojrzaÅ‚ z szacunkiem na Ophélie.
- To wygląda na wspaniałe miejsce. Co ty tam dokładnie robisz? Już wcześniej
rozmawiała z nim na ten temat, ale unikała szczegółów.
- Pracuje na ulicach z drużynÄ… wyjazdowÄ… - powiedziaÅ‚a Pip i Matt spojrzaÅ‚ na Ophélie z
przerażeniem.
Ona sama określiłaby to inaczej, ale już było za pózno.
- Naprawdę? - spytał z niedowierzaniem.
Ophélie skinęła gÅ‚owÄ… starajÄ…c siÄ™ sprawiać wrażenie, że nie jest to nic poważnego.
Jednocześnie rzuciła grozne spojrzenie Pip, która zorientowała się, że nie powinna była się
odzywać, i udawała, że bawi się z psem. Pip rzadko zdarzało się popełnić faux pas, teraz
zawstydziła się i trochę przestraszyła, że mama będzie się złościła.
- W tym artykule jest napisane, że ci ludzie spędzają noce na ulicach, pomagając tym,
którzy nie mogą przyjść do centrum. I że zapuszczają się w najbardziej niebezpieczne rejony
miasta. Ty chyba oszalaÅ‚aÅ›, Ophélie. Nie możesz tego robić - powiedziaÅ‚ przerażony Matt,
patrzÄ…c na niÄ… z troskÄ….
- To nie jest aż tak niebezpieczne - odparła spokojnie, choć dobrze znała ryzyko związane
z wyjazdami. W poprzednim tygodniu natknęli się na mężczyznę, który wymachiwał pistoletem,
jednak Bob uspokoił go i skłonił do odłożenia broni. - Załoga jest bardzo dobra i świetnie
wyszkolona. Dwie osoby to byli policjanci, eksperci od sztuk walki, a trzeci jest byłym anty
terrorystÄ….
- Nic mnie to nie obchodzi - oznajmił Matt. - Oni nie gwarantują, że nic ci się nie stanie.
Sprawy mogą się potoczyć w złym kierunku w ciągu sekundy. Sama doskonale o tym wiesz. Nie
możesz ryzykować.
SpojrzaÅ‚ znaczÄ…co na Pip. Ophélie zaproponowaÅ‚a, żeby poszli na spacer plażą.
Pip pobiegÅ‚a przodem z psem, a Matt i Ophélie szli trochÄ™ wolniej brzegiem morza.
Zdenerwowany Matt wrócił do tematu:
- Nie możesz tego robić - powtórzył z uporem. - Nie mam prawa zabronić ci tej pracy i
bardzo tego żałuję. To jakieś podświadome dążenie do śmierci, nie możesz tak ryzykować, bo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl