[ Pobierz całość w formacie PDF ]
większe, tym bogatsi są wierni - lub tym bardziej usilna prośba. Znajdujemy się teraz w
świątyni.
Emmanuelle ponownie uświadomiła sobie, że jest naga. - Jeśli zobaczy mnie teraz jakiś
kapłan...
- Nie sądzę, by w tym miejscu poświęconym Priapowi wyglądała pani niestosownie -
roześmiał się Mario. - Wszystko co służy jego kultowi, jest tu dozwolone, a nawet pożądane.
- Czy to, co wisi na drzewie, to lingam? - zainteresowała się Emmanuelle.
- Niezupełnie. Lingam związany jest z hinduizmem i przeważnie przedstawiany jest za
pomocą formy stylizowanej jako pionowo wbity w ziemię słup. Trzeba mieć doprawdy wzrok
wierzącego, aby domyślić się znaczenia tego symbolu. Tu natomiast oglądający nie musi
puszczać wodzy swej wyobrazni. Są to raczej imitacje natury, niż dzieła sztuki, zwykły kicz.
Rozmiary fallusów zwisających z gałęzi sięgały od wielkości banana do bazooki - u
wszystkich jednak wszelkie szczegóły były podrobione bardzo realistycznie. Fallusy zostały
wyrzezbione z drzewa, a następnie pomalowane. Ujście cewki moczowej zdobiła mała
wiśniowa plamka. Napletek imitowały głębokie fałdy, odsłaniające żołądz. Wygięty kształt
dumnie wyprężonego członka sprawiał wrażenie, jakby był to żywy organ ciała. Setki
podobnych zwisały z wielu pobliskich drzew. Tu i ówdzie, w tym ogrodzie męskich
narządów, stały drewniane pojemniki ze świecami, większość z nich wygaszono, ale za to
widoczne były sztabki kadzidłowe, podobne do tych, jakie płoną przed podobiznami Buddy
lub na ołtarzu przodków, rozsiewając odurzającą woń.
Kurczące się sztabki wypełniały noc czerwonymi punktami, a Emmanuelle zauważyła z
niepokojem, że wiele z nich porusza się. W jasnej poświacie księżyca dostrzegła, że trzymają
je ludzie. Przynajmniej dziesięciu mężczyzn siedziało w kucki, tak jak pierwszy, którego
spotkali pod murem. Jeden z nich podniósł się teraz i podszedł bliżej, ale kiedy znalazł się
kilka metrów przed nimi, przykucnął ponownie. Przyglądał jej się spokojnie i uważnie. Po
chwili dołączyło do niego dwóch innych, potem czterech następnych. Jeden z nich był jeszcze
prawie dzieckiem, inny,- niemal starcem. %7ładen z nich nie odezwał się nawet słowem. W
dalszym ciągu trzymali w dłoniach pachnące sztabki.
- Oto i publiczność - zażartował Mario. - Co możemy dla nich odegrać?
Zdjął z drzewa fallus o stosunkowo małych rozmiarach.
- Nie wiem wprawdzie, czy nie popełniam w ten sposób jakiegoś świętokradztwa - dodał - ale
zaryzykujÄ™. ZresztÄ… nie wyglÄ…da na to, aby mieli coÅ› przeciwko temu.
Podał drewniany członek Emmanuelle. - Czy jest przyjemny w dotyku? ' Pomacała drewno.
- Proszę im pokazać, w jaki sposób pani dłonie oddałyby mu hołd, gdyby był prawdziwy.
Zastosowała się do polecenia bez sprzeciwu; bała się już, że Mario zażąda, aby wsunęła w
siebie ten drewniany fallus.
Jej palce pieściły sakralny przedmiot, jak gdyby miała nadzieję, że doprowadzi go do
orgazmu. Już wkrótce ta zabawa urzekła ją do tego stopnia, że zaczęła żałować, iż nie może
posłużyć się ustami ale ten kawałek drewna był naprawdę zbyt zakurzony !
Zauważyła, że spojrzenia mężczyzn rozpalają się coraz bardziej. Na ich twarzach rysowało
się napięcie. Mario wykonał szybki ruch i w tej samej chwili ujrzała jego wyprężony członek,
większy i bardziej czerwony, niż drewniany penis.
- A teraz niech pozór ustąpi przed rzeczywistością - powiedział Mario. - Oby pani dłonie
okazały się równie czułe wobec mego ciała, jak dla tej martwej materii.
Emmanuelle wsunęła przedmiot kultu w otwór na gałęzi; nie odważyła się rzucić go na
ziemię i posłusznie ujęła w dłonie członek Maria, on zaś stanął przodem do siedzących na
ziemi mężczyzn, tak aby mogli obejrzeć dokładniej.
Zapanowała głucha cisza, nie zakłócona żadnym dzwiękiem. Emmanuelle przywoływała na
pamięć to wszystko na temat "humanizmu", czego nauczał ją Mario nad brzegiem khlongu,
manipulowała z takim zapałem, że czuła lekki zawrót głowy. Nie wiedziała już, czy owo
pulsowanie w dłoni pochodzi od dygoczącego członka Maria czy też jej bijącego mocno
serca. Przypomniała sobie jedno z głoszonych przez swego opiekuna praw: "nie doprowadzać
do końca! ", starała się więc, jak tylko mogła, aby pozwolić tak trwać. Jednak Mario,
pokonany wreszcie przez nadzwyczaj wyrafinowane pieszczoty Emmanuelle, poprosił ją, by
dokończyła dzieła za pomocą ruchów bardziej zdecydowanych, wiodących wytrwale tam i z
powrotem. Wstrząs kulminacyjny, do którego dążyła długo, czule i nieodparcie, zaczął już
objawiać się konwulsjami rozkoszy, ona jednak wyciskała go z nie zmniejszoną siłą, aż
wykrztusił:
- Teraz!
Jednocześnie odwrócił się do drzewa, z którego zwisały priapejskie owoce. Niezwykle długi i
gęsty strumień wystrzelił w mrok nocy, opryskując drewniane fallusy, które zakołysały się
pod jego naporem.
- A teraz musimy zrobić coś dla naszych widzów - odezwał się niemal natychmiast Mario. -
Który z nich interesuje panią najbardziej?
Emmanuelle ogarnęło przerażenie, słowa uwięzły jej w gardle. Nie, nie! Nie miała zamiaru
dotykać tych mężczyzn, nie chciała też, by oni dotykali jej ciało...
- Czy tamten chłopiec nie jest wspaniały? - zapytał Mario. Nawet ja mógłbym stracić dla
niego głowę. Ale dzisiejszej nocy będzie należał do pani.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]