[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szefem kuchni od sosów.
Skończyło się na przyjęciu obiadowym dla siedmiu osób. Jeden z przyjaciół Toby'ego dostał
pozwolenie, by z nimi zjeść, a Walker przyprowadził szczeniaka dwunastoletnią dziewczynkę,
której rodzice się spózniali wracając z pracy spoza terytorium legowiska.
Gdy siedli do jedzenia jej wybranek pochylił się i przesunął knykciami po jej policzku. Ten czuły
gest sprawił, że wilczyca otarła się o jej skórę.  Cześć. Wyszeptała.
Uniósł jej podbródek, pocałował ją ku radości dzieci i Lucy, zanim wrócił do stołu. Dopiero po tym
jak wszyscy napełnili talerze zobaczyła jak obserwuje Toby'ego i Marlee. Marlee w tym czasie
chichotała z dziewczynką, która przyszła z Walkerem, a chłopcy gawędzili z Lucy o efektywności
zwrotu we współczesnym kinie. Wszystkie dzieci najwyrazniej miały dobry humor, ale w oczach
Walkera było coś & ten sam cień bólu, który zobaczyła w dniu połączenia się ich więzi, gdy Toby
obracał dookoła Marlee. Wiedziała w tym momencie, że były luki w jej wiedzy na temat tego co
miało miejsce w jego życiu tuż przed ich ucieczką z sieci.
 Walker? Dotknęła palcami jego uda.  Kochanie, o co chodzi?
Zacisnął dłoń na jej ręce.  Czasami widzę jak Marlee się śmieje i przypominam sobie czas, gdy
moja córka nie rozumiała co to znaczy być szczęśliwą. Powiedział szorstkim tonem tak cichym, że
docierał jedynie do jej uszu.  Wiedziała tylko co to znaczy cierpieć. Jego spojrzenie przesunęło się
na uśmiechniętego Toby ego. Wspomnienia były niczym cichy ból w jego głosie, gdy ponownie się
odezwał.  A Toby tak bardzo cierpiał po samobójstwie Kristine, że byłem przerażony, że jego też
stracimy  uwielbianego chłopczyka mojej siostry.
Przejmujący smutek jego słów wstrząsnął ją. Złączyła razem ich palce i  przemówiła do niego
przez pierwotne połączenie sieci bratnich dusz obsypując go jej miłością, radością jaką odczuwała z
powodu bycia jego wybrankÄ…, w radosnym zadowoleniu wyczuwanym przez jej wilczycÄ™ od dzieci.
Jego spojrzenie wyostrzyło się. Cienie zniknęły zastąpione głębokim szczęściem, które sprawiło, że
całe jej ciało zaczęło śpiewać.
Wiedziała, że nie zapyta go o te cienie, nie dzisiaj. Nie, będzie go kochać, przeciwdziałać
jakimkolwiek pozostającym cieniom smutku za pomocą uczucia, przyjemności i dotyku. Powie jej,
gdy będzie na to gotowy  wierzyła w zaufanie, które łączyło ich ze sobą, nie bała się już, żę nigdy
nie będzie znała serca tego niesamowitego mężczyzny, który należał do niej.
Może zajmie to jeszcze trochę czasu, jeszcze trochę cierpliwości & ale mieli przed sobą całe życie.
Walker obudził się około północy. Lara była zwinięta wokół niego, a on zdał sobie sprawę,
że nie potrafił sobie wyobrazić spędzenia już kiedykolwiek nocy bez niej u jego boku. Nawet sama
myśl o tym powodowała agonalny ból w jego piersi. Było to zdumiewające doznanie u mężczyzny,
który zawsze wracał do zimnego łóżka i uważał siebie za całkowicie samowystarczalnego, ale który
nie posiadał woli do walki. Pragnął wieczności zabarwionej jej ciepłem opierającym się o jego
skórę, jej dłoni na jego sercu, jej loków łaskoczących dół jego szczęki.
Przesunął się ostrożnie, by móc spojrzeć na jej śpiącą twarz. Przesunął palcem po delikatnej
małżowinie jej ucha. Jego wybranka była śliczna, i taka delikatna. Tak bardzo dobra. Właśnie to
czyniło z niej uzdrowicielkę. Mogła być Znieżną Tancerką, ale gdyby przyniósł jej zranione ciało
Radnej Psi zrobiłaby co w jej mocy, by wyleczyć wroga, bez względu na fakt, że ten wróg pewnego
dnia może uderzyć i spowodować jej śmierć.
Właśnie taka była.
Również właśnie dlatego potrzebowała jego. Walker nie był tak dobry. Zrobiłby wszystko co
byłoby konieczne, by ochronić ją od złego. Bez mrugnięcia okiem przelałby krew. Wiedział, że
Lara widziała w nim zdolność do zabijania. Rozumiała, że jego kompas moralny nie był taki jak jej,
ale i tak go kochała.
Nie wiedział co zrobić, żeby na nią zasłużyć. Zasłużyć na życie, gdzie był kochany z taką pasją,
która była niczym żarzący się płomień przy jego sercu. Wiedział, że walczyłby aż do śmierci, by ją
zatrzymać. Lara była jego.
ROZDZIAA 6
Lara skupiła się na złożeniu kości do kupy i powstrzymała swoją odpowiedz. Gdy spojrzała w górę
po ponad czterdziestu minutach koncentracji, jak wskazywał to elektroniczny zegar przy wezgłowiu
łóżka zobaczyła, że Riordan leżał z zamkniętymi powiekami i półuśmiechem na ustach.  Rory?
Wyszeptała.
 Nie śpię. Powieki uniosły się. Ciepły uśmiech widniał w tych cudownych brązowych oczach,
które sprawiały, że jako chłopiec łamał serca.  Gdy uzdrawiasz & czuję się tak jakby świeciło na
mnie słońce. To miłe.
Te słowa sprawiły, że jej własne usta wygięły się w uśmiechu. Pocałowała go w policzek i
przesunęła dłonią po lokach koloru ciemnej czekolady, gdy wstała i wyprostowała się. Potarła ból w
plecach.  Co tak cię zestresowało, co? Powiedziała. Gdy była nastolatką opiekowała się nim jako
niania, była oczarowana jego słodyczą i chęcią psoty. Dorósł i stał się odpowiedzialnym członkiem
stada, ale zawsze miał w sobie swoją radość życia. Nigdy nie widziała go takiego spiętego.
 To nic takiego.
 Wiesz, że to co prywatnie mi powiesz zostanie między nami. Ludzcy lekarze składali przysięgę
poufności. W stadzie sprawy miały się odrobinę inaczej, ponieważ były sytuacje, gdzie hierarchia
oznaczała, że Lara mogła dzielić się informacjami i spodziewano się po niej takiego zachowania, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl