[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wówczas tchórze zadrżeli; już im się zdało, iż widzą Tristana, jak wypuszcza z ich ciał krew do ostatniej
kropli.
- Królu, daliśmy ci sprawiedliwą radę ku twojej czci, jak przystało wiernym lennikom; ale odtąd
będziemy milczeć. Zapomnij gniewu, wróć nam pokój!
Ale Marek podniósł się w strzemionach.
- Precz z mojej ziemi, zdrajcy! Nie będziecie już mieli ze mną pokoju! Dla was wygnałem Tristana; na
was dziÅ› kolej. Precz z mojej ziemi!
- Dobrze więc, miły królu! Zamki nasze warowne, dobrze murowane z ciosu na skałach, na które
niełacno komu się wedrzeć!
I nie pozdrowiwszy go odjechali.
Nie czekając łowczych ni ogarów Marek pchnął konia ku Tyntagielowi, wszedł po stopniach do sali i
królowa usłyszała szybkie jego kroki rozbrzmiewające po posadzce z kamienia.
Wstała, wyszła na spotkanie, odebrała miecz, jako miała zwyczaj, i pochyliła mu się aż do stóp. Marek
przytrzymał ją za ręce i podnosił, kiedy Izold, uwyższywszy ku niemu spojrzenie, ujrzała szlachetne
rysy dręczone gniewem: takim ukazał się jej niegdyś, oszalały, w obliczu stosu.
"Ha - pomyślała - przyjaciela mego odkryto, król go pochwycił."
Serce ostygło jej w piersiach, bez słowa zwaliła się do stóp króla. Wziął ją w ramiona i pocałował
łagodnie; pomału odzyskała życie.
- Miła przyjaciółko moja, co ciebie dręczy?
- Królu, boję się; ujrzałam cię w takim gniewie!
- Tak, wróciłem zgniewany z łowów.
- Och, panie, jeśli kto z łowców pogniewał cię, żali się godzi tak brać do serca poswarki myśliwskie?
Marek uśmiechnął się na te słowa.
- Nie, miła, nie łowcy mnie zgniewali, ale trzej zdrajcy, którzy od dawna nas nienawidzą. Znasz ich:
Andret, Denoalen i Gondoin; wygnałem ich z mej ziemi.
- Panie, cóż złego odważyli się rzec o mnie?
- Cóż ci o to? Wygnałem ich.
- Panie, każdy ma prawo rzec, co myśli. Ale ja równie mam prawo znać oskarżenie miotane przeciw
mnie. I od kogóż się dowiem, jeśli nie od ciebie? Sama w tym cudzoziemskim kraju, nie mam nikogo
prócz ciebie, panie, kto by mnie bronił.
- Niech ci więc będzie. Utrzymywali tedy, że godzi ci się oczyścić przysięgą i próbą żarzącego żelaza.
"Królowa - powiadali - żali nie powinna sama żądać sądu? Takie próby letkie są temu, kto się czuje
niewinny. Cóż by ją to kosztowało?... Bóg jest wierny sędzia; rozprószyłby na zawsze dawne
oskarżenia..." Oto co gadali. Ale zostawmy to wszystko! Wygnałem ich, powiadam.
Izolda zadrżała, spojrzała na króla.
- Panie, każ, niech wrócą na dwór. Oczyszczę się przysięgą.
- Kiedy?
- DziesiÄ…tego dnia.
- To bardzo bliski termin, miła.
- Aż nadto daleki dla mnie. Ale żądam, abyś tymczasem wezwał króla Artura, iżby przyjechał z
wielebnym Gowenem, z Zyrfietem, marszałkiem Ke i stoma ze swego rycerstwa, aż do granic tej ziemi,
do Białej Równi, na brzeg rzeki, która dzieli wasze królestwa. Tam wobec nich chcę złożyć przysięgę, a
nie jedynie przed twymi baronami: ledwo bym bowiem przysięgła, baronowie żądaliby jeszcze nałożyć
nową próbę i nigdy nie skończyłyby się nasze męczarnie. Ale jeśli Artur i jego rycerze staną za
rękojmię sądu, nie ośmielą się.
Podczas gdy heroldzi wojenni pomykali ku Karduel jako posłowie króla Marka do króla Artura, Izolda
posłała tajemnie do Tristana giermka swego, płowowłosego Perynisa, wiernego służkę.
Perynis pobiegł przez las unikając zdeptanych ścieżek, aż dotarł do chatynki leśnika Orri, gdzie od wielu
dni Tristan nań czekał. Perynis oznajmił, co zaszło: nowy podstęp zdrajców, termin sądu, godzina i
dzień naznaczony.
- Rycerzu, pani moja zaleca, abyś w oznaczonym dniu, pod szatą pielgrzyma, tak zręcznie przebrany,
aby cię nikt nie mógł poznać, bez broni, znalazł się na Białej Równi. Aby się dostać na miejsce sądu,
trzeba jej przebyć rzekę w łodzi; na przeciwnym brzegu, tam gdzie będą rycerze króla Artura,
zaczekasz na nią. Bez wątpienia wówczas będziesz mógł przyjść jej z pomocą. Pani moja lęka się dnia
sądu, pokłada wszelako ufność w przychylności Boga, który już zdołał ją wyrwać z rąk trędowatych.
- Wracaj do królowej, miły, dobry druhu Perynisie; powiedz, iż spełnię jej wolę.
Owóż, panowie mili, kiedy Perynis wracał do Tyntagielu, zdarzyło się, iż spostrzegł w zaroślach tegoż
samego leśnika, który niegdyś zdybawszy uśpionych kochanków zdradził ich królowi. Jednego dnia,
będąc pijany, pochełpił się swą zdradą. Ten człowiek, wykopawszy w ziemi głęboką jamę, okrył ją
zręcznie gałęzmi, aby łowić wilki i dziki. Ujrzał sługę królowej skaczącego ku niemu i chciał uciekać. Ale
Perynis przypchnął go na brzeg pułapki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl