[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spać. Apacze nie napadną na hacjendę.
 Co do czarta, śni mi się to?  zapytał oficer, chwyciwszy się za głowę.
 Nie, pan przecie\ nie śpi. Moja wizyta wygląda wprawdzie nieco dziwacznie, ale da się
wyjaśnić. Apacze nie przychodzą, aby prowadzić wojnę z białymi. Oni chcą zdobyć parę
skalpów Komanczów. Są moimi przyjaciółmi, ale ja przez to nie jestem pańskim wrogiem.
Daję panu słowo, \e Apacze ani panu, ani hacjendzie nie wyrządzą szkody. Dlatego
spodziewam się, \e pan równie\ nie będzie się naprzykrzał moim przyjaciołom.
 Diabła mo\e się pan spodziewać!  zawołał rotmistrz.  Apacze są wrogami naszych
sprzymierzeńców, a więc i naszymi i dlatego będziemy z nimi walczyli!
 Nie mam powodu nawracać pana. Ale proszę mnie uwa\ać bodaj za wysłannika, który
chce pana prosić o trzydniowe zawieszenie broni!
 Ani mi to w głowie! Czerwonoskórzy mogą przybyć i tej nocy pokrwawią sobie głowy. A
je\eli nie przyjdą, to ja ich jutro poszukam. Mo\e się pan tego spodziewać!
 W takim razie nie mam więcej czego tu szukać. Dobranoc.
 Stój, dokąd?
 Do Apaczów  odparł Sternau obojętnie.
 Musiałbym być głupcem? Pan zostanie tutaj, jako mój jeniec!
 śartuje pan?  zaśmiał się Sternau.
 Do czarta, nie! W takich rzeczach zawsze jestem powa\ny!
 Posłańca, parlamentariusza, uwa\a pan za jeńca?
 Od czerwonych nie przyjmuję parlamentariusza. Zresztą przyszedł pan bez mojego
pozwolenia. Nie mam względem pana \adnych zobowiązań. Przybył pan jako szpieg.
 Ja szpiegowałem?
 Tak, nie wierzę w to co mi pan o sobie przedtem powiedział!
 Rób pan i myśl jak chcesz. Ale pozwolę sobie zauwa\yć, \e szpieg nie zbli\y się do
hacjendy w taki sposób jak ja to uczyniłem.
 To wszystko jedno, szpieg czy nie. Był pan w hacjendzie, widział nasze przygotowania,
nie mo\e więc stąd odejść!
 Kto mnie zatrzyma?
 Ja, mój panie!
 Pan i wszyscy pańscy dragoni nie są w stanie mnie zatrzymać. Pójdę, tak samo jak
przyszedłem i nikt mnie nie zatrzyma.
Oficer wyciągnął szpadę:
 Zostaje pan tutaj! Inaczej ryzykuje pan \yciem!
 Ale\ proszę się o mnie nie troszczyć. W takim towarzystwie Ksią\ę Skał niczym nie
ryzykuje.
Teraz rotmistrz cofnął się i rzekł:
 Ksią\ę Skał? Dios, on naprawdę miał być z nimi!
 Z Apaczami? Tak, to ja. Teraz więc proszę mnie zatrzymać! Kapitan odwa\nie przystąpił
do niego i rozkazał:
 To nie ma \adnego znaczenia, jesteś moim jeńcem. Proszę zło\yć broń!
 Ani mi to w głowie. Zresztą panowie macie tylko szpady. Gdybym wyciągnął rewolwer,
jesteście zgubieni. Ale ja tego nie uczynię. Powiedziałem, \e nie jestem waszym wrogiem i
jeszcze raz proszę puścić mnie!
 Pan zostaje!  rozkazał rotmistrz.
 No có\, skoro pan tak chce!
Podniósł szybko pięść i w tej sekundzie runął rotmistrz na podłogę. Zanim obaj porucznicy
mogli się namyśleć stał ju\ przed nimi. Dwa uderzenia pięścią i równie\ padli na ziemię. Zrobił
sobie wolne przejście.
Wyszedł. Na podwórzu spotkał tego samego podoficera.
 Gotów?  zapytał go.
 Dawno. Wypuście mnie?
 Drzwiami?
 Naturalnie, teraz przecie\ wierzycie, i\ jestem sam!
 No, chodz pan!
Przystąpił do bramy. W tej chwili cicho podeszła ciemna postać. Był to Komancz, świadek
pochodu Apaczów. Wysoka postać Sternaua wpadła mu w oko. Przystąpił i rzucił nań
badawczym wzrokiem.
 Ksią\ę Skał!  zawołał.
 Ksią\ę Skał!  poszło z ust do ust.
 Trzymajcie go dobrze!  zawołał Komancz.
Chwycił Sternaua, chcąc go zatrzymać.
 Nie bądz głupi Indianinie!  rozkazał Sternau.  Jak mo\esz zatrzymać Księcia Skał!
Wiem, \e nie chcesz mojej śmierci, ja twojej tak\e nie. Zabieraj się!
Chwycił czerwonoskórego i popchnął tak, \e odleciał daleko. Teraz jednak otwarło się okno,
a w nim ukazała się postać rotmistrza.
 Czy on jeszcze tutaj? Schwytać go!
 Tutaj! Aapać go, łapać!  odezwało się przeszło pół tuzina głosów.
Dwa razy tyle rąk wyciągnęło się za nim. Porwał sztucer i zatoczył nim straszliwe koło.
Miejsce się opró\niło, on wziął rozbieg i przeskoczył przez palisadę, jak przedtem.
Teraz wszyscy chwycili za strzelby. Wydrapali się na mur i strzelali. Spodziewał się tego,
dlatego skręcił w bok, a kule przeleciały obok.
 Do vaqueros!  zawołał rotmistrz.  Niechaj oni go złapią!
Otworzono bramę i dragoni popędzili do ognisk, by dać znać o całej sprawie vaqueros.
Sternau jednak znowu skręcił znowu i dostał się do koni. Cztery pasły się osobno, były to
rumaki oficerskie, najlepsze ze wszystkich. Pogalopował na jednym z nich, a\ się zakurzyło.
Dopiero po jego odjezdzie dowiedzieli się vaqueros o wszystkim.
Dragoni zaś poznali dzisiaj wieczorem Księcia skał.
Pojechał prosto w stronę piramidy. Wiedział, \e czekają na niego, przybył cokolwiek
spózniony. Skoro Indianie usłyszeli tętent konia, obskoczyli Sternaua. Gdyby to nie był [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl