[ Pobierz całość w formacie PDF ]

umywalką. Nie było wtedy pampersów. Tej nocy spałaś mocno, kiedy kilka metrów od
twojego łóżeczka leżałem obok twojej mamy, słuchałem jej spokojnego oddechu, mówiłem
do niej cicho, słuchałem, jak ona mówi do mnie, aż... nastał poranek. Kiedy wracaliśmy do
Warszawy, mimo że prowadziłem samochód, przez większość drogi była we mnie wtulona.
Po raz pierwszy od tylu miesięcy poczułem, że jest szczęśliwa. Odwiozłem ją do domu i
wróciłem do swojego mieszkania. Usiadłem w fotelu i jak zahipnotyzowany wpatrywałem się
chyba z godzinę w wyłączony telewizor. Znów dopadły mnie te straszliwe myśli o sensie
tego, co robię, o zawodzie szpiega, o którym, wbrew moim naiwnym i zarozumiałym
myślom, nie wiedziałem nic. Potrafiłem bez problemu zachować dystans, kiedy sypiałem z
Agi, teraz jednak pogubiłem się zupełnie. Miałem trochę czasu do rozpoczęcia roku
akademickiego, chciałem to wszystko jakoś uporządkować. Nie wiedziałem tylko, jak się do
tego wziąć.  Przecież o to chodziło!  tłumaczyłem sobie.  Tak mi kazali! Będzie dobrze, nic
się nie stało... . Nagle usłyszałem dzwonek. Zerknąłem w kierunku szuflady biurka, gdzie
miałem broń, ale po chwili zastanowienia zrezygnowałem. Podszedłem spokojnie do drzwi,
aby je otworzyć. Za progiem stała Marika. Zaledwie półtorej godziny temu zostawiłem ją w
domu.
 Kocham cię, Paul  wyznała cicho i jakby smutno.  Nie mogę bez ciebie
żyć, jeść, działać. Chyba nie mogę nic poradzić. I co ty na to?
Chwyciłem delikatnie ją za rękę i przyciągnąłem do siebie.
 Obiecasz, że nigdy mnie nie znienawidzisz?  spytałem, licząc na to, że
moje pytanie nie zabrzmi zbyt pretensjonalnie.
 Nigdy cię nie znienawidzę  odparła nieco zdziwiona.
 Gdyby nawet zdarzyły się straszne rzeczy, o których jeszcze nie wiemy?
 Tak, Paul. Dlaczego tak mówisz?
 Bo nawet nie potrafisz sobie wyobrazić... jak bardzo się boję  odparłem
niemal szeptem.
 Czego?
 %7łe prędzej czy pózniej cię stracę.
Mówiłem prawdę. I to również mnie przerażało.
Drzwi się otworzyły i go gabinetu wszedł pułkownik Krentz. Podszedł do biurka Ultry,
podsunął sobie krzesło i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu czajnika z wodą na herbatę.
 Skończyła się  rzuciła w jego stronę, kończąc jednocześnie rozmowę telefoniczną.
Odłożyła słuchawkę i ciężko odetchnęła.
 Co jest?  spytał Krentz.
 Nic nie rozumiem  Ultra zaczęła wystukiwać na blacie rytm With little help ofmy
friend Beatlesów.  Oni wracają.
 To pewne!?
 Tak. Marat Gawin zabrał swoich kumpli, spakował walizki, wsiadł do samochodu i
jedzie na wschód do białoruskiej granicy.
 Co znaleziono w tej leśniczówce, gdzie przetrzymywali Kniewicza?
 Nic. Nie było nawet odcisków palców. Wygląda na to, że rzeczywiście zabierają
zabawki.
Krentz podrapał się w brodę, dając sobie czas na krótkie przemyślenie.
 Nie wierzę  zawyrokował w końcu.  Nie wiem, co kombinują, ale na pewno nie
zrezygnowali. Nie spuszczajcie ich z oczu. Teraz szczególnie nie można ich zgubić. Daj tam
jeszcze kilku ludzi.
 Tak jest. Tylko co zrobimy, jak rzeczywiście przekroczą granicę?
 Pozostało nam jeszcze kilka godzin. Poczekajmy. Przeczytałaś materiały?
 Tak. To, co mamy, i to, co zdobył Sokrates, oraz to, o co pan poprosił Amerykanów.
 Jak to wyglÄ…da?
 Poważnie.
 Jak bardzo poważnie?
Usiadła wygodniej na krześle.
 Kołynin, jak wiemy, był wtyka w uniwersyteckim NZS-ie w tysiąc dziewięćset
osiemdziesiątym roku. Tuż po wprowadzeniu stanu wojennego wyjechał.
 Wiemy, wiemy, co dalej?
 Potem, właściwie nie wiadomo dokładnie kiedy, znów się pojawił. Co zaskakujące, w
jednostce wojskowej w Skierniewicach. Co tam robił, też nie wiadomo. W materiałach, które
udało się przejąć, jego nazwisko pojawia się kilkakrotnie w osiemdziesiątym trzecim,
osiemdziesiątym piątym i dziewięćdziesiątym pierwszym. Nawet dla Rosjan było to ściśle
tajne. Ale najciekawsze jest towarzystwo, w którym tam się zabawiał.
 Niech zgadnÄ™: Marat Gawin, Andriej Szaliapin, Andriej Gordiejew i tak dalej?
 Nie udało się potwierdzić obecności Gordiejewa. Jest Szaliapin, Gawin, Kołynin,
Burski, który zginął pół roku temu, i jeszcze kilku innych.
Krentz pokiwał znacząco głową.
 No to wydaje się wiarygodne przypuszczenie, że wszyscy ci panowie dobrze wiedzą,
kto  zjada ludzi za grzechy w lesie.
 To nie wszystko. Jest niemal pewne, że pracowali nad sprawą, powiedzmy, z ramienia
KGB. Zabezpieczali, chronili.  Ultra nie była do końca usatysfakcjonowana.  Niezależnie
od tego, co tam jest, musieli to badać jacyś naukowcy  ciągnęła.  %7łołnierze nie daliby sobie
z tym rady. A nie ma najmniejszego śladu w dokumentach, przekazach, raportach...
 Bo wszystko było ściśle tajne. Nigdzie tego nie znajdziemy.
 Co robimy?
 Czekamy. Jak wyjadą, obstawiamy wszystkie granice. Spróbujemy prześwietlić ten
teren, czym tylko siÄ™ da, i zobaczymy.
 To był jeden z najpiękniejszych okresów w moim życiu  powiedział Kola Kołynin. 
Kompletny paradoks, który złączył szpiega KGB i działaczkę NZS-u, stał się
błogosławieństwem dla nas obojga. W jej życie tchnął trochę sensu i cele, dzięki którym
zatarły się złe wspomnienia. A moja praca, która była dość smutnym, ale, jak sądziłem, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl