[ Pobierz całość w formacie PDF ]

– Dotarliśmy do pewnych drzwi, dostarczono nami opinie na twój temat i nie będzie
niemożliwe, byś wstąpiła do naszego Bractwa. To oczywiście nie będzie łatwe, będziemy musieli
przekonać kilku uparciuchów. Wszyscy jesteśmy bardzo starzy, bardzo konserwatywni, z trudem
przychodzi nam przyzwyczajanie się do nowych twarzy... lecz, nie wiem, czy powinnam to
mówić, to młodzi najbardziej sprzeciwiają się przyjęciu cię do Bractwa.
– Nie wiem, co to jest bractwo, czy to jakaś sekta?
– Coś podobnego – odparł Fred, kiwając głową.
Karin zganiła go spojrzeniem, nigdy, przenigdy nie poddawała w wątpliwość jego wielkiego
dzieła, oficera ze złotym krzyżem, lecz miała na to ochotę.
– Mówimy o pomaganiu sobie nawzajem, o wspólnych kolacjach, o obchodzeniu razem
świąt, a kiedy któreś z nas ma problem, służeniu mu pomocą. Nie wiem, czy to sekta – wyjaśniła
Karin.
– Jestem trochę zmęczona – powiedziałam, kaszląc. – Wiecie już, że możecie na mnie liczyć
we wszystkim, lecz ta sprawa z Bractwem... nie wiem, czy potrafiłabym należeć do jakiegoś
bractwa, nie wiem, co należy robić...
Karin wstała, podeszła do mnie i pogłaskała mnie po włosach, nawet nie drgnęłam,
wydawała się prawdziwą babcią.
– Odpocznij i przemyśl to, jutro zobaczysz wszystko jaśniej.
– Dobranoc – powiedziałam, wstałam i ruszyłam w stronę schodów. Na pierwszym stopniu
przypomniałam sobie o syropie i wróciłam po niego. Pomyślałam, że lepiej mieć go pod kontrolą.
– Na wypadek, gdyby złapał mnie kaszel – wyjaśniłam.
Karin podniosła głos, żebym słyszała ją, kiedy odchodziłam.
– Zaniedbujemy ubranka dla dziecka!
Zasnęłam, myśląc, że także o tym będę musiała opowiedzieć Juliánowi.
Julián
Kiedy wróciłem do hotelu, zostawiwszy Sandrę w aptece, moje sprawy wyglądały źle.
Chociaż zgodnie z moimi obliczeniami zmianę miał mieć Roberto, nikogo nie było w recepcji.
Może poszedł do toalety, napić się kawy lub zapalić papierosa, pomyślałem przelotnie. Była to
jedna z tych myśli, jakie same się pojawiają bez żadnego wydatku energii. Szedłem,
zastanawiając się nad informacjami o zastrzykach, jakie przekazała mi Sandra, o tym, że włosy
sporo jej urosły i teraz spinała je w koński ogon, co sprawiało, że wyglądała młodziej. Straciła
spontaniczność, jej spojrzenie stało się na wpół poważne, na wpół przestraszone, odkryła, co to
strach, nie strach niewiedzy o tym, co zrobić z życiem, lecz strach przed innymi. Już nie było
odwrotu, Sandra skakała w przepaść, a nikt jej nie łapał, nikt jej nie pomagał, nawet ja.
Zdziwiłem się, kiedy podchodząc do drzwi mojego pokoju, zobaczyłem wychodzącego z
niego Tony’ego, hotelowego detektywa. Co on tam robił?
Zapytałem go, czy jest jakiś problem. On odsunął się na bok, żebym wszedł, nie zrobiłem
jednak tego, nie chciałem znaleźć się z nim w pokoju.
Nie okazując najmniejszego niepokoju ani zażenowania, że przeszukiwał mój apartament,
powiedział, że przyszedł sprawdzić, czy ze mną wszystko w porządku. To czysta rutyna,
powiedział całą swoją okrągłą twarzą. I zakończył pytaniem, na które nie sposób było
odpowiedzieć.
– Wszystko w porządku?
Przezroczyste papierki leżały na podłodze, ale w środku najwyraźniej nic się nie stało, tyle [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl