[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zarośnięta. Dragosani zapukał w deski, z których odpadły ostatnie płaty farby.
W jednej ręce trzymał torbę z butelką whisky - zakupioną w miejscowym sklepie alkoholowym w
Pitesti - bochenkiem chleba, trójkątem sera, paroma owocami. Zapukał ponownie, tym razem mocniej.
W końcu usłyszał odgłosy wewnątrz.
Mężczyzna, który otworzył drzwi, miał około sześćdziesięciu lat i wyglądał delikatnie jak zasuszony
kwiat. Jego włosy były białe niczym czapa śniegu. Cera bardzo blada i błyszcząca. Choć prawa noga
mężczyzny była drewniana, panował nad swoją ułomnością, poruszał się zgrabnie. Miał przygarbione
plecy, jedno ramię trzymał sztywno, drgało, kiedy nim poruszał.
Przenikliwym spojrzeniem brązowych oczu przeszywał stojącego na progu gościa.
- Pan mnie nie zna, panie Giresci - powiedział Dragosani. - Jestem historykiem, którego fascynacje
wiążą się ze starą Wołoszczyzną. Powiedziano mi, że nikt nie zna dziejów tych okolic lepiej niż pan.
Generated by ABC Amber LIT Converter, http://www.processtext.com/abclit.html
- Hmm - mruknął Giresci, mierząc gościa wzrokiem. - Są profesorowie w Budapeszcie, którzy
polemizowaliby z twoją tezą. Stał ciągle blokując wejście, ale Dragosani zauważył, że jego oczy spoczęły
na torbie i butelce.
- Whisky? - zapytał. - mam słabość do kieliszka.
- Przebyłem długą drogę z Moskwy. Może wypijemy razem podczas rozmowy.
- A kto powiedział, że będziemy rozmawiać? - jego spojrzenie ponownie zatrzymało się na butelce. -
Szkocka, co?
- Oczywiście. Jedyna prawdziwa whisky i...
- Jak się nazywasz, młody człowieku? - uciął Giresci. Nadal ssał w wejściu, ale oczy wyrażały
zainteresowanie.
- Borys Dragosani. Urodziłem się w tych stronach.
- I dlatego interesuje cię miejscowa historia? - Był nadal podejrzliwy. - Nie ciągniesz za sobą jakichś
cudzoziemców, co? Na przykład Amerykanów?
Gość uśmiechnął się.
- Wręcz przeciwnie. Wiem, że miał pan z nimi przedtem kłopoty. Ale nie będę kłamał, Ladislau Giresci.
Moje zainteresowania są identyczne. Bibliotekarz z Pitesti dał mi adres.
- Tak? Ale powiedz, tylko bez wykrętów, co ciebie interesuje?
- Chcę porozmawiać o wampirach. - Dragosani postanowił zagrać w otwarte karty.
Stary człowiek popatrzył przenikliwie, nie był zaskoczony.
- O Drakuli?
- Nie, o prawdziwych wampirach, o ich kulcie.
Giresci ożywił się, zaczął ciężko oddychać.
- Wampiry? No, może porozmawiamy. Tak, i napiję się whisky. Ale najpierw powiedz: chcesz poznać
legendę prawdziwych wampirów. Powiedz, wierzysz w wampiry?
Borys spojrzał na starca.
- Tak, wierzę - oznajmił stanowczo.
Gospodarz odsunÄ…Å‚ siÄ™.
- Wejdz, Dragosani, wejdz, wejdz. Porozmawiamy.
Mimo że dom Giresci na zewnątrz wyglądał na zaniedbany, w środku był czysty i porządny. Zciany
Generated by ABC Amber LIT Converter, http://www.processtext.com/abclit.html
wyłożone na ludowo dębową boazerią. Wzorzyste, utkane według starej słowiańskiej tradycji, dywany
wyścielały wypolerowane przez wieki sosnowe deski. Pomimo swej prostoty, pomieszczenie emanowało
ciepłem, ale z drugiej strony...
Wszechobecne hobby czy obsesja starca żyły w każdym pokoju. Przepajały atmosferę domu w ten
sposób, jak mumie w muzeum dają poczucie niezmierzonych piasków pustyni i wiecznych tajemnic. Tutaj
czuło się pasma górskie, dziką trawę, dumę, procesję niekończących się wojen, krew, niewiarygodne
okrucieństwo. Te pokoje były starą Rumunią, Wołoszczyzną.
Na ścianach wisiała stara broń. Miecze, części szesnastowiecznej zbroi, zdradliwa haczykowata pika.
Czarna kula armatnia przytrzymywała drzwi - Giresci znalazł ją na starym polu bitewnym, niedaleko
twierdzy Tirgoviste. Para ozdobnych, tureckich bułatów dekorowała miejsce nad kominkiem, Obok
topory, maczugi, cepy, zardzewiały pancerz z tarczą piersiową przeciętą prawie do połowy. Zciana na
korytarzu, który dzielił salon od kuchni i sypialni była obwieszona obrazami z podobiznami Vladów i
drzewami genealogicznymi rodzin bojarskich. Herby i znaki rodów, skomplikowane mapy bitewne,
szkice fortyfikacji, kurhanów, szańców, zrujnowanych zamków i baszt.
I książki. Półka przy półce. Wiele z nich niezmiernie cennych. Wszystkie ocalił Giresci. Znajdował je na
aukcjach, w księgarniach, antykwariatach, w zrujnowanych i podupadłych posiadłościach niegdyś
potężnej arystokracji.
- To musi być warte fortunę - zauważył Dragosani.
- Dla muzeum, dla kolekcjonera, możliwe. Nigdy nie patrzyłem na to pod tym kątem - odparł
gospodarz. - A jak ci się podoba ta broń? - wręczył mu kuszę.
Dragosani zważył broń w dłoniach, zamyślił się. Kusza była całkiem nowoczesna. Ciężka jak strzelba i
na pewno śmiercionośna. Interesujące, bo "strzała" wykonana była z drewna, prawdopodobnie
gwajakowego, czubek z wypolerowanej stali.
- To nie pasuje do reszty - powiedział przybysz. Starzec zaśmiał się, ukazując zepsute zęby.
- Pasuje, pasuje. Ta kusza jest środkiem odstraszającym. Dragosani pokiwał głową.
- Drewniany kołek w serce, co? Upolowałeś tym wampira? Giresci ponownie się zaśmiał.
- Nie jestem głupi. Kto chce upolować wampira musi być szalony. Ja jestem tylko dziwakiem.
Upolować? Nigdy. Ale co wtedy, jeśli wampir zechce zapolować na mnie? Nazwij to samoobroną jeśli
chcesz, czujÄ™ siÄ™ z tym bardziej bezpieczny w domu.
- Ale dlaczego się boisz? Dlaczego któryś z nich miałby cię odwiedzić?
- Gdybyś był tajnym agentem - powiedział gospodarz, a Borys uśmiechnął się w myśli - czy byłbyś
zadowolony, wiedząc, że ktoś z zewnątrz zna twoje metody? Oczywiście, że nie. A wampir? Posłuchaj
dwadzieścia lat temu, gdy kupowałem tę broń, nie byłem taki pewny. Widziałem coś, czego nie zapomnę
do końca życia. One istniały naprawdę. Im bardziej zgłębiałem ich legendę, historię, tym bardziej stawały
się dla mnie potworami. Nie mogłem spać - wieczne koszmary. Zakup broni był jak pogwizdywanie w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]