X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cież pamiętała, jaki potrafił być delikatny i wielkoduszny,
jakie miał wspaniałe poczucie humoru. Za to między in-
124 NORA ROBERTS
nymi tak łatwo było go pokochać. I za to - między innymi
- kochała go do tej pory.
Jakaś dłoń chwyciła jej ramię. Obróciła się z okrzykiem
strachu i stanęła twarzą w twarz z Lucasem. Odskoczyła
gwałtownie.
- Gdzie jest ten film, Autumn? - Jego głos był prze�
rażająco lodowaty.
Krew odpłynęła z jej twarzy. Nadal nie chciała pogo�
dzić się z takim rozwiązaniem, Lucas jednak nie pozosta�
wiał jej wyboru. Czuła, że serce jej pęka.
- Film? - Kręcąc głową, zrobiła dwa kroki do tyłu.
- Jaki film?
- Dobrze wiesz, jaki - rzucił niecierpliwie, patrząc na
nią spod zmrużonych powiek. - Daj mi czwartą rolkę.
- Dlaczego?
- Przestań udawać idiotkę! - powiedział gniewnie. -
Nieważne po co. Daj mi film.
Rzuciła się do ucieczki. Nie chciała go dłużej słuchać,
wolała dalej żyć w niepewności. Nie zdążyła przebiec
trzech metrów, gdy chwycił ją za rękę.
- Ty się mnie boisz... - Ze zdumieniem wpatrywał się
w jej twarz. Przytrzymując mocno jej ręce, przyciągnął ją
do siebie.
- Lucas, proszę... - Nie mogła opanować drżenia. -
Nie rań mnie już bardziej.
Gwałtownie zabrał ręce. Widać było, że z trudem stara
się nad sobą panować.
- Już cię nie dotknę, ani teraz, ani nigdy więcej. Po�
wiedz tylko, gdzie jest film. Potem odejdę z twojego życia
na zawsze.
BAKITNE WZG�RZA 125
Musiała jeszcze raz spróbować.
- Lucas, to nie ma sensu. Czy nie możesz...
- Nie przeciągaj struny!
- Lucas! - Zachwiała się, zaskoczona jego krzykiem.
- Czy masz pojęcie, kretynko, jak niebezpieczna jest
ta rolka filmu? Naprawdę myślisz, że pozwolę ci ją zatrzy�
mać? - Zrobił krok w jej stronę. - Mów, gdzie jest! Mów,
bo klnę się na Boga, że ją z ciebie wyduszę!
- W ciemni - rzuciła bez chwili namysłu.
- W porządku. Gdzie? - Wyraznie zaczął się odprężać.
Głos też miał spokojniejszy.
- Na dolnej półce, tam gdzie sprzęt do obróbki filmów.
- Wiele mi to wyjaśnia - zakpił, wyciągając rękę. -
Idziemy.
- Nie! - Odskoczyła pospiesznie. - Nigdzie z tobą nie
pójdę. Tam jest tylko jeden film. Znajdziesz go. Przecież
inne też znalazłeś. Zostaw mnie, Lucas. Na miłość boską,
zostaw mnie w spokoju!
Znów zaczęła biec, ślizgając się na błocie. Tym razem
nie próbował jej zatrzymać.
Nie miała pojęcia, jak daleko oddaliła się od zajazdu,
nie wiedziała też, gdzie jest. Zatrzymała się i spojrzała
w niebo, na którym nie było ani jednej chmurki. Co miała
teraz zrobić?
Powinna wrócić do pensjonatu. Gdyby pierwsza dotarła
do ciemni, mogłaby się zamknąć, wywołać film, powięk�
szyć dwie sylwetki znad jeziora i wreszcie poznać prawdę.
Znów dotknęła ręką znienawidzonej kasety. Wcale nie
chciała znać prawdy. Wiedziała, że nie będzie w stanie
oddać go w ręce policji. Bez względu na to, co Lucas
126 NORA ROBERTS
zrobił i co jeszcze zrobi, nie mogłaby go zdradzić. Jednak
się mylił, pomyślała, wspominając jego słowa. Nigdy nie
pociągnęłaby za dzwignię...
Wyciągnęła z kieszeni rolkę. Wyglądała tak niewinnie.
Stojąc tamtego ranka na urwisku i patrząc na wschodzące
słońce, również czuła się niewinna i wolna. Nigdy więcej
nie zazna takiego uczucia, jeśli zrobi to, co musi... A musi
prześwietlić błonę.
Omal nie roześmiała się. Lucas McLean był jedynym
człowiekiem na świecie, który mógł sprawić, że sprzenie�
wierzy się własnemu sumieniu. Kiedy będzie po wszyst�
kim, tylko oni będą znali prawdę. Stanie się wówczas
równie winna jak on.
Zrób to szybko, pomyślała, zaciskając spoconą dłoń.
Zrób to szybko, a potem możesz się zastanawiać. Masz na
to całe życie.
Wzięła głęboki oddech i zaczęła otwierać plastykowe
pudełeczko. Jakiś ruch na ścieżce za jej plecami sprawił,
że pospiesznie wsunęła film z powrotem do kieszeni.
Czy możliwe, że Lucas tak szybko przeszukał ciem�
nię? - zdziwiła się. Teraz już wiedział, że go okłamała.
W pierwszym odruchu chciała znów rzucić się do uciecz�
ki, postanowiła jednak poczekać. Wcześniej czy pózniej
i tak dojdzie do tego spotkania.
Na widok Steve'a poczuła ulgę, którą szybko zastąpiło
uczucie irytacji. Nie miała ochoty na bezsensowne poga�
wędki.
- Cześć! - Jego radosny uśmiech nie poprawił jej na�
stroju, ale mimo to także postarała się uśmiechnąć. Skoro
ma grać przez resztę życia, czemu nie zacząć już teraz?
BAKTTNE WZG�RZA 127
- Wziąłeś sobie do serca radę Jacques'a? - Uwierzyć nie
mogła, że jej głos brzmi zupełnie normalnie. Czy będzie
potrafiła tak żyć?
- Taa... Widzę, że też chciałaś się wyrwać z pensjona�
tu. - Steve zaczerpnął głęboki oddech i rozprostował ra�
miona. - Boże, jak cudownie znalezć się znowu na świe�
żym powietrzu. Jacques ma rację - ciągnął, patrząc na
góry przeświecające przez nagie gałęzie drzew. - Te pięk�
ne widoki przypominają, że życie toczy się dalej.
- Wszyscy powinniśmy o tym pamiętać. - Mimowol�
nie wsunęła rękę do kieszeni.
- Twoje włosy tak ślicznie błyszczą w słońcu. - Steve
przesuwał w palcach kasztanowe pasmo. Przestraszyła się
trochę, widząc rozmarzony wyraz jego oczu. Nie miała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl