[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jest zbyt mądrze skarżyć się zwierzchnikowi, nawet gdy on sam do tego zachęca. MacNamee podał
przepustkę i wskazał na swojego  gościa.
 Nie było aż tak zle.
Leonard zszedł po drabinie w głąb szybu za starszym I od siebie MacNamee. U wlotu do tunelu MacNamee
oparł stopę na szynie i pochylił się, zawiązując sznurowadło. Leonard musiał się również nachylić, żeby
dosłyszeć jego przytłumiony głos.
 Jaki stopień wtajemniczenia pan posiada, Marnham? Strażnik na skraju szybu obserwował ich z góry.
Czy to
możliwe, że tak samo jak wartownicy na bramie wierzy, iż pilnuje magazynu lub choćby stacji radarów?
Leonard zaczekał, aż MacNamee wyprostuje się, i wtedy 1 razem weszli do tunelu. Nagie świetlówki ledwie
rozpraszały j mrok. Akustyka była fatalna; tunel tłumił dzwięki. Leonard usłyszał swój płasko, bezbarwnie
brzmiący głos:
 Stopień trzeci.
MacNamee szedł przed nim, z powodu zimna trzymając ręce głęboko w kieszeniach spodni.
 No cóż, sądzę, że będziemy musieli wprowadzić pana j w czwarty stopień. Zajmę się tym jutro.
Idąc między szynami, schodzili nieznacznie w dół. Pod ich stopami woda zbierała się w kałuże, a na
ścianach, w miejscach j łączenia stalowych okładzin w ciągłą tubę, połyskiwała skrop-1 łona para wodna.
Wciąż słychać było pomruk pompy wyciągającej wodę gruntową. Po obu stronach tunelu ułożono do
wysokości ramion worki z piaskiem, podtrzymujące kable i rury. 1 Niektóre worki wysunęły się, a ich
zawartość leżała rozsypana dookoła. Ziemia i woda cisnęły się ze wszystkich stron, chcąc j odzyskać zabraną
im przestrzeń.
Doszli do miejsca, gdzie na kupie worków z piaskiem tkwiły grube zwoje drutu kolczastego. MacNamee
poczekał, aż Leonard dojdzie do niego.
 Wkraczamy teraz do sektora radzieckiego. Jeżeli do nas j wtargną, co się pewnie w przyszłości zdarzy,
wycofując się, i rozciągniemy w poprzek drogi ten drut. %7łeby nauczyli się szanować granicę.  Uśmiechnął
się ironicznie, ukazując żałosne zęby. Sterczały na wszystkie strony, jak stare nagrobki. Pochwycił wzrok
Leonarda. Wskazującym palcem wycelował w swoje usta i ku zakłopotaniu młodego człowieka powiedział:
 Mleczne. Następna partia już się nie wyrżnęła. Prawdopodobnie dlatego, że nigdy nie chciałem dorosnąć.
Szli dalej po tym samym poziomie. Sto metrów przed nimi zza stalowych drzwi wyłoniła się grupa
mężczyzn. Zmierzali w ich stronę, wyglądali na pochłoniętych rozmową. Gdy się jednak zbliżyli, umilkli
zupełnie. Przecisnęli się obok i oddalili gęsiego. Gdy odeszli już z dziesięć metrów, Leonard usłyszał szmer
ich szeptów. Ponownie zamilkli, przeciskając się obok innej grupy, przezornie wymieniwszy jedynie
skinienia.
 Generalną zasadą jest nie robić hałasu, szczególnie kiedy się minie granicę.  MacNamee mówił
niewiele głośniej od szeptu.  Jak pan wie, niskie częstotliwości, ludzkie głosy, bardzo łatwo się
rozprzestrzeniajÄ….
 Tak  szepnął w odpowiedzi Leonard, lecz jego głos zagłuszyły pracujące pompy.
Na podwójnym wale worków z piachem, zamknięte w ołowianej osłonie, leżały kable zasilające, przewody
klimatyzacyjne i linie połączeniowe prowadzące do sali nagrań. Wzdłuż drogi, na ścianach, umieszczone
były telefony i gaśnice, skrzynki bezpieczników oraz przełączniki awaryjnego zasilania. W pewnych
odstępach zainstalowano zielone i czerwone światła ostrzegawcze, przypominające miniaturową
sygnalizację uliczną. To było miasto-zabawka, ścieśnione z dziecięcą pomysłowością. Leonard przypomniał
sobie sekretne obozowiska i tunele, które jako podrostek wykopywał z przyjaciółmi na skrawku lasu w
pobliżu domu. I ogromną kolejkę u Hamleyów, bezpieczny świat z nieruchomymi owcami i krowami,
skubiącymi trawkę niespodziewanie zielonych wzgórz, które nie były niczym więcej, jak pretekstem do
robienia tuneli. Tunele dawały \ schronienie i bezpieczeństwo; chłopcy i pociągi przeczołgiwali się przez nie,
chowając przed czyimś wzrokiem i dozorem, a potem wyłaniali się bez szwanku.
MacNamee znowu coÅ› mruknÄ…Å‚ mu do ucha.
 Powiem panu, co mi się podoba w tym projekcie. Podejście. Jeżeli Amerykanie już postanowią się do
czegoś zabrać, robią to dobrze, nie dbając o koszty. Dostałem wszystko, czego chciałem, i nikt nawet
słowem nie pisnął. %7ładnych bzdur w stylu: czy nie dałoby się taniej?
Leonardowi pochlebiło to, że mu się zwierzał. Spróbował przytaknąć półżartem:
 Niech pan spojrzy, ile serca wkładają w przygotowywanie posiłków. Uwielbiam sposób, w jaki robią
frytki...
MacNamee obejrzał się. Wydawało się, że dziecięca ostrożność szła za nimi przez tunel aż do stalowych
drzwi, za którymi po obu stronach biegły urządzenia klimatyzacyjne. Wzdłuż szyn tworzył się w ten sposób
wąski korytarz. Minęli pracującego tam amerykańskiego technika i otworzyli drugie drzwi.
Zamykając je za sobą, MacNamee spytał:
 I co pan na to?
Weszli do jasno oświetlonego odcinka tunelu, czystego i starannie utrzymanego. Zciany wyłożone były
pomalowaną na biało sklejką. Szyny ginęły pod betonową podłogą pokrytą linoleum. Znad głowy
dochodziło dudnienie ruchu ulicznego na Schónefelder Chaussee. Między zastawione urządzeniami
elektronicznymi stelaże wciśnięte były schludne miejsca pracy, pulpity ze sklejki z telesłuchawkami i
magnetofony kontrolujące. Na podłodze stały skrzynie, które Leonard tego samego dnia tu odesłał. Nie
proszono go, żeby podziwiał wzmacniacz. Znał ten model z Dollis Hill. Zwarty, o dużej mocy, ważył niecałe
osiemnaście kilogramów. Zaliczał się do najcenniejszych sprzętów w laboratorium, w którym pracował
Leonard. Tu znajdowało się nie jedno takie urządzenie, ale cały ich zestaw. Do tego wzdłuż ściany tunelu, na
półce umieszczonej na wysokości głowy, rozstawiono aparaturę przetwarzającą, rozciągającą się może na
trzydzieści metrów, jak we wnętrzu centrali telefonicznej. To z liczby urządzeń MacNamee był dumny, ze
zdolności przetwarzania, mocy wzmacniania; z dokonań elektroniki, o których wszystko naokół świadczyło.
Obok drzwi, z ołowianych osłon wyłaniały się różnokolorowe przewody, rozbiegały się do węzłowych
punktów, z których wychodziły jako mniejsze wiązki, przytrzymywane przez gumowe uchwyty. Trzech
mężczyzn z Royal Signals zajętych było pracą. Skinęli głową do MacNamee, ignorując Leonarda. Obaj
mężczyzni dumnym krokiem przeszli wzdłuż pomieszczenia, jak gdyby robiąc przegląd gwardii honorowej.
MacNamee powiedział:
 To jest warte prawie milion funtów. Wychwytujemy najsłabsze nawet rosyjskie sygnały, a do tego
potrzebny jest najlepszy sprzęt, taki jak ten.
Leonard od czasu uwagi na temat frytek ograniczył swoje reakcje do kiwnięć głową i westchnień. Myślał
nad inteligentnym pytaniem, które mógłby zadać, więc tylko jednym uchem słuchał, jak MacNamee
wyjaśniał techniczne szczegóły urządzeń. Pilniejsza uwaga nie była potrzebna. Duma MacNamee z białego
pomieszczenia ze wzmacniaczami była bezosobowa. Lubił patrzeć na to dzieło oczami nowo przybyłego, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl