[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powrotem to bydlę.  Popatrzył na nią czule.
 Poczekam tu na ciebie.
Patrzyła, jak wraca do przegrody, podnosi z ziemi zakurzony kapelusz i nasadza
sobie na głowę.
Tak, ufała mu. Zlepo. Całkowicie. Nie mniej, niż go kochała. I jednocześnie
strasznie się bała. Jeszcze nigdy w życiu tak się nie bała. Hunter posiadł ją. Posiadł
jej serce i ranczo. A najgorsze, że nie wiadomo, co zrobi, kiedy się o tym dowie.
Rozdział 8
Następnego ranka posłaniec dostarczył kolejną ofertę kupna rancza przez
Korporację Lyon. Przeczytawszy pismo Leah zerwała się gwałtownie z krzesła i
poszła szukać Huntera. Znalazła go w stajni, gdzie szczotkował siwka.
 Przeczytaj to!  podała mu pismo na kredowym papierze z ozdobnym
nagłówkiem.
Odłożył narzędzia i zaczął studiować list z doczepionymi doń załącznikami.
Zagryzł usta i wzruszył ramionami. Oddając pismo, powiedział:
 No i co? Masz do wyboru akceptować propozycję albo wyrzucić to do kosza.
Leah nie wierzyła własnym uszom.
 I tylko tyle masz do powiedzenia?  spytała.
Bez słowa odszedł w kąt stajni, skąd powrócił z belą siana.
 A co jeszcze chciałabyś usłyszeć?  spytał.
 Jakąś praktyczną radę. Już mam dosyć ich natrętnego naciskania i szantaży.
Myślałam, że i ty masz tego dosyć. A może cię nie obejdzie, jeśli im sprzedam
ranczo?
 A co? Nosisz się z taką myślą? Sądziłem, że jedynym powodem wyjścia za
mnie było pragnienie ocalenia rancza przed Korporacją Lyon.
 Masz rację, ale ty teraz wydajesz się... taki obojętny, jakby ranczo przestało
cię obchodzić. Ja już nic nie rozumiem...  Wzruszyła bezradnie ramionami.
 Po prostu zachowujÄ™ neutralnÄ… postawÄ™. To nie moje ranczo, a twoje.
Sama nie wiedziała, po co tak nalega. Z drugiej strony jego obojętność, czy też,
jak to nazwał, neutralna postawa, nie wydawała się naturalna. Wyczuwała jakąś
fałszywą nutę w jego głosie. Przecież po to chciał się z nią ożenić, żeby zagarnąć
ranczo. A teraz ta nagła obojętność wobec presji Korporacji!
 Więc nie masz nic przeciwko temu, żebym im sprzedała?
 Nie.  Przerwał pracę.  Chociaż z prawnego punktu widzenia ja mam prawo
pierwokupu.
 Powtórz... ! Nie rozumiem.  Była zaskoczona.
Bez pośpiechu podwinął rękawy koszuli, opierając się wygodnie o futrynę
boksu.
 Czyś już zapomniała o przedślubnej umowie? O intercyzie? Na wypadek
rozwodu zachowujesz ranczo. Jeśli jednak zechcesz go sprzedać, to ja mam prawo
pierwokupu.  Przesunął kapelusz na tył głowy.  Tyś nalegała na ten cholerny
dokument, nie ja. Czyś go nie czytała?
 Taak... przeczytałam...  Nie, nie przeczytała. Podpisała tylko w miejscu,
które jej wskazał adwokat.
 A szkoda.  Nie wierzył jej chwiejnemu  tak .  Powinnaś była, jest tam
kilka bardzo istotnych punktów. Jeśli tak zawsze postępujesz, to aż dziw bierze, żeś
już dawno nie zbankrutowała.
 Nie o to teraz chodzi, nie uciekaj od właściwego tematu. Chcę omówić z tobą
ich ofertÄ™.
 Omawiaj. SÅ‚ucham.
 Mam zamiar pojechać w tym tygodniu do Houston i powiedzieć im, co o tym
sÄ…dzÄ™.
 Ty? Chcesz pojechać? Po co?
 Raz na zawsze chcę im powiedzieć, co o nich sądzę, i że nie mam zamiaru nic
im sprzedawać.
Patrzył na nią tak, jakby straciła zmysły.
 Jeżeli nie masz zamiaru sprzedawać, to wrzuć ich list do kosza. Po co jechać
do Houston? Jeśli dobrze pamiętam, jeszcze dziś rano kosz na śmieci stał obok
biurka.
 Ach, jaki dowcip! PojadÄ™ do Houston.
 Ale powiedz mi wreszcie, po co?
 Chcę powiedzieć, co mam do powiedzenia ich zarządowi. Na ułamek sekundy
twarz mu zamarła. Ale trwało to tak krótko, że nic nie zauważyła. Zostawił
częściowo już rozgrzebaną belę siana i podszedł do niej. Widziała błyski w jego
oczach i zaciśniętą szczękę. Był na nią zły? Ale dlaczego?
 A co konkretnie masz do powiedzenia radzie administracyjnej Korporacji
Lyon?
 %7łe moja cierpliwość się wyczerpała i nie chcę żadnych dalszych propozycji. I
że im nie sprzedam. Może im powiem, że moja umowa przedślubna daje ci prawo
pierwokupu.
 Absolutnie siÄ™ nie zgadzam. To nasza prywatna sprawa.
 Już dobrze, dobrze, więc im tego nie powiem.  Ilekroć mówił tak zduszonym
głosem, trzeba było postępować ostrożnie i chodzić na paluszkach.  Tak czy
inaczej jadę do Houston i pogadam z nimi. Chcę, żebyś mi towarzyszył.
 Ja? A po co?  spytał podejrzliwie.
 %7łeby mieć wsparcie. Oczywiście, jeśli zechcesz mi go udzielić.  Spojrzała
niepewnie.
Odszedł parę kroków i oparł nogę o rozbebeszoną belę siana. Czuła, że w
zupełnie nieprzewidziany sposób wyprowadziła go z równowagi. Czym go mogła
urazić? Czyżby prośbą o wsparcie? Ach, gdybyż mogła odczytać myśli Huntera!
 Doskonale  wreszcie się zgodził.  Pojedziemy razem. W piątek. I weekend
spędzimy w moim mieszkaniu.
 Masz w Houston mieszkanie?  Była zaskoczona.
 Mam...  przytaknął.  Musisz mi coś obiecać, Leah...
 Co takiego?
 Po twoim wystąpieniu przed radą, ja przejmę pałeczkę i poprowadzę sprawę
dalej.
 Ale to nie twój problem. Po co chcesz się w to mieszać?
 Prosiłaś mnie o wsparcie...
 Chodzi mi o obecność mężczyzny...
 No właśnie. Poza tym mam też coś do powiedzenia, sprawa jest również
moja. Wszystko, co dotyczy funkcjonowania tego rancza jest mojÄ… sprawÄ…. I
właśnie ja, a nie ty, potrafię rozmawiać z panami z wielkiego biznesu.
 I myślisz, że uda ci się ich przekonać, żeby zostawili mnie w spokoju?
 Tego nie mogę obiecać. Ale potrafię ich zniechęcić do ostrzenia sobie zębów i
grożenia.
Przypomniało się jej marzenie o rycerzu na białym koniu, który by walczył ze
smokiem, aby uratować białogłowę. Kiedy pojawił się Hunter, traktowała go jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • littlewoman.keep.pl