[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jest w domu starców - odrzekł Paul.
Maggie Renfrow serwowała gorącą kawę i tłustą jajecznicę przez dziesiątki lat.
Bardzo interesowały ją również wszystkie plotki na temat drużyny futbolowej Spartan.
Ponieważ wydawała im darmowe posiłki, udało jej się to, czego próbowali wszyscy
mieszkańcy Messiny: zbliżyć się troszkę bardziej do chłopców i ich trenera.
Jakiś mężczyzna podszedł do nich i niezdarnie skinął głową Neely'owi.
- Chciałem się tylko przywitać - powiedział, wyciągając do niego rękę. - Cieszę się, że
znowu cię widzę, po tylu latach. Byłeś kimś.
- Dzięki.
Uścisk ręki był krótki. Neely uciekł wzrokiem w bok. Mężczyzna zrozumiał to i
odszedł. Potem mieli już spokój.
Owszem, niektórzy zerkali na niego ukradkiem, a nawet się gapili, ale większość
dumała przy kawie, kompletnie go ignorując. Ostatecznie on ignorował ich przez piętnaście
lat. Miejscowi bohaterowie należeli do Messiny i oczekiwano, żeby za nią tęsknili.
- Kiedy ostatni raz widziałeś Krzykulę? - spytał Paul. Neely prychnął i spojrzał w
okno.
- W college'u - odrzekł.
- I od tamtej pory nic?
- List. Jeden. Dawno, przed laty. Fikuśny papier, fikuśna koperta. Właśnie podbijam
Hollywood, będę sławniejsza, niż myślałeś. Okropne. Nie odpisałem.
- Była na zjezdzie absolwentów z okazji dziesiątej rocznicy matury - powiedział Paul.
- Aktorka. Blondyna. Same włosy i nogi. Kiecki, których nikt tu nigdy nie widział. Dała
show, że hej. Rzucała nazwiskami na lewo i prawo: ten producent, tamten reżyser, aktorzy, o
których nigdy nie słyszałem. Miałem wrażenie, że więcej czasu spędza w łóżku niż przed
kamerÄ….
- Cała Krzykula.
- Ty ją znałeś.
- Jak wyglądała?
- Jak kobieta zmęczona życiem.
- Zagrała w jakimś filmie?
- Mówiła, że tak, ale tytuły zmieniały się z godziny na godzinę. Potem porównaliśmy
notatki i okazało się, że nikt z nas tych filmów nie widział. Cały czas grała pod publiczkę, na
pokaz. Typowa Krzykula. Aha, już nie Krzykula. Teraz nazywa się Tessa. Tessa Canyon.
- Tessa Canyon?
- Tak.
- Jak gwiazda porno.
- Chyba w tym kierunku zmierza.
- Biedna dziewczyna.
- Biedna dziewczyna? - powtórzył Paul. - To żałosna, zapatrzona w siebie idiotka,
sławna tylko dlatego, że była kiedyś dziewczyną Crenshawa.
- Tak, ale te nogi...
Uśmiechnęli się do siebie i długo się uśmiechali. Kelnerka przyniosła placki z
kiełbaskami i dolała im kawy. Paul zalał talerz syropem klonowym i powiedział:
- Dwa lata temu w Vegas był zjazd bankierów, samych ważniaków. Pojechałem z
Moną. Znudziła się i wróciła do pokoju. Ja też się nudziłem, więc póznym wieczorem
poszedłem na Strip. Zajrzałem do jednego z tych starszych kasyn i kogo widzę?
- TessÄ™ Canyon.
- Roznosiła drinki w takiej obcisłej sukieneczce, wiesz, wielki dekolt z przodu, jeszcze
większy z tyłu. Tlenione włosy, make-up aż kapie, dziesięć kilo nadwagi. Nie widziała mnie,
więc trochę sobie popatrzyłem. Wyglądała na więcej niż trzydzieści lat. Ale najdziwniejsze
było to, jak się zachowywała. Podchodziła do stolika i od razu ten uśmiech, od razu ten
głosik, to kocie mruczenie: Zabierz mnie na górę, skarbie , wiesz. Te gładkie teksty, to
ocieranie siÄ™, to niby przypadkowe wpadanie na klienta. Bezwstydne flirtowanie z bandÄ…
pijaków. Ta kobieta po prostu chce być kochana.
- Robiłem, co mogłem.
- To beznadziejny przypadek.
- Dlatego ją rzuciłem. Myślisz, że przyjedzie na pogrzeb?
- Cholera jawie. Jak dojdzie do wniosku, że może na ciebie wpaść, to przyjedzie. Z
drugiej strony, kiepsko wyglÄ…da, a dla Krzykuli wyglÄ…d to podstawa.
- Jej rodzice ciÄ…gle tu mieszkajÄ…?
- Tak.
Do stolika podszedł pucołowaty mężczyzna w czapce. Podszedł ostrożnie, niepewnie,
jakby naruszał granice czyjejś posesji.
- Chciałem się tylko przywitać. - Mało brakowało i by się ukłonił. - Tim Nunley z
warsztatu Forda. - Wyciągnął rękę, ale tak jakby się bał, że go zlekceważą. Neely uścisnął ją z
uśmiechem. - Kiedyś naprawiałem samochód twego taty.
- Tak, pamiętam pana - zełgał Neely, ale warto było. Nunley uśmiechnął się jeszcze
szerzej, jeszcze mocniej uścisnął mu rękę.
- Tak myślałem - powiedział, zerkając w stronę swojego stolika i szukając uznania w
oczach kumpli. - Cieszę się, że wróciłeś. Byłeś znakomity.
- Dziękuję. -Neely zabrał rękę i sięgnął po widelec. Nunley wycofał się powoli, nadal
gotów bić pokłony. Wziął płaszcz i wyszedł.
Rozmowy wciąż były przyciszone, jakby rozpoczęło się już czuwanie przy zmarłym.
Paul przełknął to, co miał w ustach, i nachylił się ku Neely'emu.
- Cztery lata temu mieliśmy dobrą drużynę. Wygrali pierwsze dziewięć meczów. Ani
jednej porażki. Siedziałem tu tak jak teraz, jadłem dokładnie to samo. Był piątek, wieczorem
mecz, i przysięgam ci, że gadali o złotej serii. Nie o tej starej, tylko o nowej. Ci faceci marzyli
o nowej złotej serii. Zdobyć tytuł najlepszej drużyny sezonu? Tytuł mistrza konferencji czy
nawet mistrza stanu? W cholerę z tym, to betka. To miasto pragnie osiemdziesięciu,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]