[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Baldwin podszedł i poklepał mnie po plecach.
- Jesteś rzeczywiście zabawny, błaznie. Znasz więcej podobnych historyjek?
- Mnóstwo - odpowiedziałem. Dla spuentowania występu wykonałem salto w przód, a
potem w tył. Widownia zawyła z zachwytu.
- W Boree musi być bardzo wesoło. Możesz zostać, mój nowy przyjacielu. Kupuję cię.
Podniosłem ręce w geście triumfu. Widownia biła brawo, ja jednak cały czas
pamiętałem, iż stoję o krok od ludzi, których przysiągłem zabić.
- Palimpoście, od dziś przechodzisz na zasłużony odpoczynek - ogłosił Baldwin.
- Pokaż nowemu błaznowi swoje lokum.
- Na zasłużony odpoczynek? Nie chcę odpoczywać, książę. Czyż nie służyłem ci
całym swoim dowcipem?
- Niewiele go masz. Ale skoro chcesz mieć zajęcie, zmieniam decyzję. Daję ci pracę
na cmentarzu. Zobaczymy, czy potrafisz rozweselić nową widownię.
ROZDZIAA 45
Dwa dni po moim przybyciu Baldwin urządził na dworze wielką ucztę, na którą
zaprosił hrabiów, rycerzy i baronów. Książę wiedział, jak trwonić to, co wypracowywali jego
biedni chłopi. Szambelan księcia poinformował mnie, że będę główną atrakcją zabawy.
Księżna Heloise, żona Baldwina, usłyszawszy o występie, który dałem, chciała zobaczyć mój
popis. Czekał mnie pierwszy prawdziwy egzamin!
W dzień uczty w całym zamku panowało niezwykłe ożywienie. Niezliczone zastępy
służących w uroczystych strojach - jednakowych kaftanach w kolorach purpurowym i białym
- wnosiły do wielkiej sali zastawę stołową i świeczniki. Minstrele odbywali próby. Przy
kominkach gromadzono grube kłody drewna. Zamek pełen był smakowitych zapachów
pieczonych gęsi, świń i jagniąt.
Spędziłem dzień na ćwiczeniu repertuaru. To był dla mnie dzień próby - mój pierwszy
prawdziwy występ. Chcąc się Utrzymać w łaskach Baldwina, musiałem zabłysnąć.
%7łonglowałem, ćwiczyłem z kijem, doskonaliłem salta i powtarzałem opowiadania i dowcipy.
Nadszedł wieczór uczty. Cały w nerwach, jak pan młody, Udałem się do sali
bankietowej. Cztery długie stoły, przykryte najprzedniejszymi lnianymi obrusami, dzwigały
zastawę stołową i świeczniki z wycyzelowanym lwem, godłem księcia.
Przybycie każdego gościa oznajmiały fanfary. Wprowadzałem ich po kolei, anonsując
żartobliwymi epitetami. Jego sprośność, książę Lotaryngii, z uroczą kuzynką... chciałem
powiedzieć żoną, księżną Catherine . Miało to na celu połechtanie próżności męża i
wyrażenie uznania dla żony, niezależnie od tego, jak mało była atrakcyjna. Wszyscy
przystawali na takÄ… konwencjÄ™.
Na samym końcu, gdy sala była już pełna, pojawili się Baldwin i jego żona.
Wystarczyło jedno spojrzenie, żeby się zorientować, iż Baldwin pojął swoją żonę nie
ze względu na jej urodę. Para sunęła przez salę. Baldwin witał się kordialnie z mężczyznami i
żartował, Heloise dygała i przyjmowała fałszywe komplementy. Zajęli miejsca u szczytu
największego stołu.
Kiedy wszyscy usiedli na miejscach, Baldwin wstał i wzniósł puchar.
- Witajcie wszyscy. Mamy dziś powód do radości. Dwór wzbogacił się o nowe stado
owiec, a z Boree zawitał do nas błazen. Hugues nas rozśmieszy i pokaże swoje sztuczki.
- Słyszałam, że nowy pupilek mojego męża jest rewelacyjny - oznajmiła Heloise.
- Niech nas wprawi w dobry nastrój kilkoma dowcipami.
Zaczerpnąwszy tchu, ruszyłem ku szczytowi stołu.
- Postaram siÄ™, pani.
Pobiegłem truchtem w jej stronę, lecz po drodze usiadłem na kolanach grubego,
starego mężczyzny, siedzącego daleko od honorowych miejsc. Pogłaskawszy go po brodzie,
uśmiechnąłem się doń i rzekłem:
- To zaszczyt dla mnie, wystąpić przed waszą wysokością. Jestem...
- Tu, błaznie! - zawołała Heloise. - Ja siedzę tutaj!
- Do diaska! - Zerwałem się jak oparzony z kolan grubasa. - Oczywiście, pani.
Musiała mnie oślepić twoja uroda. Tak czy inaczej, przestałem widzieć.
W sali rozległy się śmiechy.
- Jestem pewna, błaznie - zawołała Heloise - że jeszcze żadna widownia nie miała dla
ciebie uznania po tak kiepskim pochlebstwie. Może to ja oślepłam.
JesteÅ› Hugues czy Palimpost?
Sala zachichotała w uznaniu dla błyskotliwości gospodyni. Nawet ja się ukłoniłem,
podejmujÄ…c wyzwanie.
Przy końcu stołu brzuchaty ksiądz osuszał kufel piwa. Wskoczyłem na stół tuż przed
nim, aż zaszczekały talerze i kubki. - W takim razie ten... Pewien człowiek poszedł do
księdza, żeby się wyspowiadać. Powiedział, że ma na sumieniu dużo grzechów. Gruby ksiądz
spojrzał na mnie.
- Do mnie?
- Zobaczymy, ojcze, co rzekniesz, kiedy skończę. Człowiek wyznał, iż okradł
przyjaciela, ale tamten w rewanżu ukradł mu coś o tej samej wartości. Drugi grzech
unieważnia pierwszy - oświadczył ksiądz. - Jesteś rozgrzeszony . Brzuchaty kiwnął głową.
- Miał rację.
- Potem - kontynuowałem - człowiek wyznał, że zbił przyjaciela kijem, ale ów
odpłacił mu tym samym. Te grzechy też się wzajemnie unieważniają - odparł ksiądz. - Nie
jesteÅ› Bogu nic winien .
Spowiadający zorientował się, że może się wywinąć od każdego grzechu. Powiedział,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]