[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pielęgnować jej ogród; szczęśliwej, że córka wróciła do bezpiecznej
przystani, schronienia, które niegdyś było jej azylem, ucieczką od świata,
który ją odrzucił, i mężczyzny, który jej nie chciał.
Twarz Marisy skrzywiła się. Atan jej pragnął. To była gorzka, zatruta
ironia losu. Chciał ją mieć z powrotem.
Czy naprawdę myślał, że tak po prostu zapomnę o tym, co zrobił? Mam
udawać, że to się nigdy nie wydarzyło, jak gdyby nigdy nic?
Ale tak właśnie musiał założyć, skoro tu przyjechał i chciał po prostu
zabrać ją ze sobą do swego życia, łóżka. Nie! Nie mogła snuć takich marzeń,
były niebezpieczne. Musiała usunąć je niczym chwasty. Wpatrzyła się w
odległe wrzosowisko i wiedziała, że po pracy pójdzie na spacer. Zastanawiała
się, czy jej matka czuła to samo, czy udało jej się kiedykolwiek zapomnieć o
tym, co zrobił jej mężczyzna, który był ojcem Marisy. Czy to się da? Bo
pomimo wysiłków Marisa nie była w stanie. Ile to może trwać? Czy kiedyś
stanie się możliwe? Chciała tylko żyć wśród natury, spokojnie i bez trosk. Na
pewno można umysłem kontrolować serce, prawda?
Nie, to nie ma nic wspólnego z sercem! Nie kocham go, nie kocham!
Globalna ekonomia... polityka fiskalna... poziom zatrudnienia...
Atan nie słuchał, ale sprawiał wrażenie, jakby to robił. Mówca podczas
konferencji chciał chyba prelegować wiecznie. A Atan już to słyszał
R
L
T
wcześniej. Był to trzeci dzień i tkwił tam od. samego początku. To pozwalało
odciągnąć myśli. W przeciwnym razie zadręczałby się. Obsesyjnie, wiedział
to. Stracił Marisę, tak po prostu. Ostatecznie. Jak mógł? Jak mógł tak to
schrzanić? W głębi serca dokładnie wiedział jak. Wciąż i wciąż odtwarzał
sobie tę sytuację w głowie jej wściekłość, dzielący ich stół i jej słowa, tak
definitywne. Ogarnęła go frustracja, jak zawsze, gdy o tym myślał.
Naprawdę myślałeś, że po tym, co jej zrobiłeś, otworzy ramiona i
przyjmie cię z powrotem, jakby nic się nie stało, jakbyś nie oskarżał jej o
rozbijanie małżeństwa twojej siostry?
Próbował się uspokajać, że przecież sama się prosiła, flirtując z
żonatymi mężczyznami, ale potem oczyma wyobrazni zobaczył chatynkę, w
której mieszkała, i to, jaka była zaniedbana i brudna. Nie dziw, że Ian, bogaty,
wrażliwy, zbałamucił ją, przesłaniając swoją obrączkę na palcu zbytkiem i
luksusem.
Ale to nie poprawiało w niczym stanu spraw. Zranił Marisę, zranił
głęboko i nie może nic z tym zrobić!
Było nam tak dobrze razem. Nie wiem jak, ale to działało. Bycie z nią
było tak naturalne jak oddychanie.
Wrócił myślami do Karaibów, do tych spokojnych, idyllicznych chwil
razem.
Cóż, zrobiłem to, zniszczyłem, co było między nami. Nie mogę teraz
narzekać i pragnąć jej z powrotem. Zrobiłem to dla dobra siostry, a teraz
muszę ponieść konsekwencje.
Ale jakiś głos w jego głowie uparcie powtarzał co innego:
Uratowałeś małżeństwo siostry, ale zarazem straciłeś bezpowrotnie coś
niezwykłego. I już tego nie odzyskasz, nigdy!
Marisa wyłączyła radio i nadstawiła uszu. Zbliżał się samochód, a to nie
R
L
T
było codziennością. Odłożyła pędzel, którym malowała sufit, zeszła ze stołka
i zbliżyła się do drzwi. Przez okno dojrzała odchodzącego listonosza, który
właśnie wrzucił przez szparę w jej drzwiach list. Podniosła kopertę i zamarła.
Poznała ten charakter pisma. To Ian. Usiadła przy kuchennym stole i
otworzyła kopertę.
Najdroższa, jest coś, co po prostu muszę Ci powiedzieć...
Węzeł w jej brzuchu ścisnął się. Czy naprawdę chciał powiedzieć to, co
napisał w liście? Dobę zajęło jej podjęcie decyzji, lecz w końcu wysłała do
niego esemes. Odpisał niemal natychmiast, że poczynił odpowiednie kroki i
musi tylko wsiąść w pociąg i spotkać się z nim tego popołudnia na
Paddington. To był ich pierwszy kontakt, odkąd go odprawiła. Jednak jego
podniecenie nie udzieliło się jej samej. Popatrzyła na dom, który właśnie
odświeżała, na kwiaty, które pielęgnowała w ogródku. Odmalowany i czysty
był ostoją spokoju. Przed wejściem pyszniły się w pełni wiosennej chwały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]