[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nią w domu o muzyce, myślała tylko jak to miło z jego strony, że opowiada o rzeczach, które i jej
bardzo mogą się przydać. Tak więc cieszyła się z całego serca i odkryła, co nie zawsze się
zdarza, że jej spełnione marzenie było wszystkim tym, czego oczekiwała. Być może właśnie
dlatego, że była tak wdzięczna za ten dar, ofiarowany został jej jeszcze większy. W każdym razie
zasługiwała na oba.
- Mamo, chcę zrobić parę kapci dla pana Laurenca. Jest dla mnie taki dobry, że powinnam
mu jakoś podziękować, a nie znam innego sposobu. Czy mogę? - zapytała Beth w parę tygodni
po jego pamiętnej wizycie.
- Tak, kochanie. Na pewno mu się spodobają i będzie to ładny sposób, żeby mu
podziękować. Dziewczęta ci przy nich pomogą, a ja zapłacę za materiał - odparła pani March,
której sprawiało szczególną przyjemność spełnianie próśb Beth, gdyż tak rzadko prosiła ona o
cokolwiek dla siebie.
Po wielu poważnych dyskusjach z Meg i Jo wybrany został wzór, kupiony materiał i
praca nad kapciami ruszyła. Wiązanka poważnych, acz pogodnych bratków na ciemniejszym
fioletowym tle została uznana za bardzo odpowiedni i ładny wzór i Beth pracowała nad nimi
wytrwale, przerywając od czasu do czasu przy nieco trudniejszych częściach. Była z niej dzielna,
mała hafciarka, toteż skończyła je zanim jeszcze wszyscy się nimi zmęczyli. Następnie napisała
krótki prosty liścik i pewnego ranka z pomocą Laurie przemyciła kapcie na stół w gabinecie,
zanim starszy pan wstał.
Kiedy opadło podniecenie, Beth zaczęła czekać, co się stanie. Cały dzień i część
następnego minęły bez wiadomości i zaczynała już myśleć, że obraziła swego kapryśnego
przyjaciela. Po południu drugiego dnia wyszła po jakiś sprawunek i żeby wyprowadzić Joannę,
lalkę inwalidkę, na jej codzienny spacer. Kiedy pojawiła się z powrotem na swojej uliczce,
ujrzała trzy, nie, cztery głowy wychylające się z okien bawialni, a kiedy tylko ją ujrzały, kilka rąk
zaczęło machać, a kilka wesołych głosów wołało:
- Masz tu list od starszego pana! Chodz szybko i przeczytaj!
- Och, Beth, on ci przysłał... - zaczęła Amy, gestykulując z niezwykłą energią, ale nie
zdążyła powiedzieć nic więcej, gdyż Jo powstrzymała ją zatrzaskując okno.
Beth pośpieszyła więc podniecona zagadką. U drzwi opadły ją siostry i poprowadziły w
triumfalnym pochodzie do bawialni, wszystkie pokazując i mówiąc jednocześnie: Popatrz tutaj!
Popatrz tutaj! Beth popatrzyła i pobladła z radości i zdumienia, bo stało tam małe pianino, na
którego lśniącym wieku leżał list zaadresowany niczym szyld do panny Elisabeth March .
- Dla mnie? - wyszeptała Beth, trzymając się Jo i czując jakby zaraz miała upaść, takie to
wszystko było oszałamiające.
- Tak, wszystko dla ciebie, moja najdroższa! Czy to nie wspaniale z jego strony? Czy nie
uważasz, że to najmilszy starszy pan na świecie? Nie otworzyłyśmy, ale umieramy z ciekawości,
żeby dowiedzieć się, co on tam pisze - zawołała Jo, przytulając siostrę i podając jej list.
- Ty przeczytaj! Ja nie mogę, tak dziwnie się czuję! Och, to takie piękne! - I Beth ukryła
twarz w fartuszku Jo, zupełnie wytrącona z równowagi swoim prezentem.
Jo otworzyła papier i zaczęła się śmiać, gdyż pierwszymi słowami, jakie zobaczyła, były:
Panna March:
Aaskawa Pani -
- Jak to ładnie brzmi! Chciałabym, żeby ktoś tak do mnie napisał - powiedziała Amy,
która uważała, że staroświeckie zwroty są bardzo eleganckie.
Miałem w swoim życiu wiele par kapci, lecz żadne nie podobały mi się tak bardzo jak te -
kontynuowała Jo. Bratki to moje ulubione kwiaty, a te zawsze będą mi przywodzić na myśl milą
ofiarodawczynię. Lubię spłacać moje długi, toteż mam nadzieję, że pozwoli pani starszemu
panu, by podarował coś, co należało niegdyś do małej wnuczki, którą stracił. Z gorącym
podziękowaniem i serdecznymi pozdrowieniami, pozostaję Pani wdzięcznym przyjacielem i
uniżonym sługą,
James Laurence
- Och, Beth, to doprawdy zaszczyt, z którego możesz być dumna. Laurie opowiadał mi,
jak bardzo pan Laurence kochał dziewczynkę, która umarła i jak pieczołowicie przechowywał
wszystkie pamiątki po niej. Pomyśl tylko, podarował ci jej pianino. Oto, co przynoszą ogromne
błękitne oczy i miłość do muzyki - powiedziała Jo, starając się uspokoić Beth, która drżała i
wyglądała na bardziej podnieconą niż kiedykolwiek przedtem.
- Spójrz na te śliczne świeczniki i ten miły zielony jedwab ułożony w fałdy ze złotą różą
pośrodku, i ten ładny pulpit, i stołeczek, cały komplet - dodała Meg, otwierając instrument i
ukazując całe jego piękno.
Pani uniżony sługa, James Laurence . - Tylko pomyśleć, że on to do ciebie napisał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]