[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niemieckiego. To szczwany lis i dobrze wszystko rachuje.
Jak siÄ™ nazywa ten nauczyciel?
Senior Sternau, bardzo spokojny i lubiany mę\czyzna zjedna chyba wadą, \e mało mówi,
ale jak ju\ zacznie, to tak mówi jakby z ksią\ki czytał, tak wszystko rozumie i umie, nawet nasz
stary go siÄ™ boi i szanuje.
A guwernantka?
To pani Walser, tak\e spokojna i cicha. Mało ją widzimy, ale lubiana jest przez
wszystkich, bo dla ka\dego znajdzie jakieś dobre słowo i uśmiech, do czego słu\ba w tym
domu nie jest przyzwyczajona. Szkoda tylko, \e dłu\ej u nas nie zostanie.
Odchodzi?
Prawdopodobnie.
Dlaczego?
Bo córka starego, którą wychowywała, umarła, a chłopcu wystarczy jeden nauczyciel.
Kiedy odchodzi?
Nie słyszałem, gdy o tym mówiono. Według umowy ma prawo pozostać jeszcze pięć
miesięcy, chyba, \e Salmonno chciałby się jej wcześniej pozbyć, ale i tak musi jej za ten okres
wypłacić pensję.
Nie słyszał pan, czy mo\e stara się o inne miejsce.
Nie. Nie myślę, a choćby nawet jakieś kroki poczyniła to tak\e byśmy się nie
dowiedzieli, bo nie zwierza się nikomu obcemu; jest bardzo skryta pod ka\dym względem.
Czy nie ma nikogo znajomego, jakiegoś mę\czyzny, który by się nią zajął i pomagał.
Mę\czyzna? Mo\e ma pan na myśli kochanka? Seniora Walser, kochanka? zaśmiał się
serdecznie. Takie głupstwa nie trzymają się jej głowy. Przez cały czas, jak u nas jest ani razu
nie opuściła domu, by pójść na spacer lub na jakąś schadzkę.
W takim razie mo\na się domyśleć jak sprawa stoi rzekł Kortejo chytrze
Jak?
Zapewne zakochała się w tym nauczycielu. Dwoje rodaków i to w jednym domu jak ci,
na tym samym stanowisku, o tym samym statusie zawodowym, sÄ… w sobie zwyczajnie po uszy
zakochani. No, czy nie mam racji?
To nie tak, senior. W prawdzie przebąkują, \e Sternau wodzi za nią oczami, \e miał jej
nawet powiedzieć o swej miłości, ale ona podobno nie chce nawet o tym słyszeć, przynajmniej
całe jej zachowanie o tym świadczy.
Czy to ju\ wszyscy członkowie domu bankiera?
Tak.
A jak \yje on sam, czy trwoni pieniÄ…dze, czy mo\e \yje samotnie jak odludek?
To ostatnie, powiedziałem przecie\, \e to skąpiec jakich świat nie widział, ja jestem
jednym z najbiedniejszych jego podwładnych, ale z pewnością \yj ę lepiej ni\ mój pryncypał i
jestem przekonany, \e lepiej jem i pijÄ™, ni\ on.
Ciekawy jestem, czy w jego ksiÄ…\kach i rachunkach panuje wzorowy porzÄ…dek?
To siÄ™ rozumie. Bardzo skrupulatnie przestrzega tych rzeczy. Ale senior, proszÄ™ mi
powiedzieć, dlaczego pan pyta o te sprawy, czy chce pan mo\e zawrzeć z nim znajomość albo
nawet rozpocząć interesy?
Tak, muszę się przyznać, \e mam ten zamiar. Podjąłem niedawno większy spadek i nie
wiem na razie co z tym kapitałem począć. Pytałem o radę i poradzono mi oddać go któremuś
bankierowi na przechowanie, za zwrotem zwyczajnych procentów. Muszę się więc dowiedzieć
dokładnie o stosunkach tutejszych bankierów, aby wiedzieć komu mam zaufać. To jest właśnie
przyczyną mej wielkiej ciekawości.
Poczciwy robotnik wierzył święcie w ka\de słowo:
O, jak tylko to, to mo\e pan bezpiecznie ka\dą sumę powierzyć memu panu,
przynajmniej tak samo bezpieczna jest, jak u ka\dego innego, mo\e mi pan zaufać, mówię
prawdÄ™.
Rzeczywiście wzbudzasz pan zaufanie. Jeszcze dzisiaj rzecz całą rozwa\ę dokładnie. W
ka\dym razie dziękuję za udzielone wiadomości.
Proszę nie dziękować, senior. Pan wynagrodziłeś mnie hojnie tym zmarnowanym
czasem.
Wymieniwszy jeszcze parę grzeczności i po\egnali się i rozeszli w ró\ne strony.
Robotnik pobiegł ze swymi listami na pocztę, podczas gdy Kortejo zlał się z tłumem
przechodniów.
Naturalnie ani myślał o tym, by zaraz pobiec do księcia i oznajmić mu czego się dowiedział.
Postanowił wykorzystać usłyszane nowiny i to zarazem pod względem finansowym, jak i te\
pod względem czasu, dlatego nie miał zamiaru pokazywać się ju\ dzisiaj w zamku. Przehulał
resztę dnia i cały wieczór, spacerując po ulicach lub siedząc w winiarniach do pomocy, poczym
udał się na ulicę de Hueska.
Saragossa le\y nad Ebro, do której na północnym krańcu miasta wpada boczna rzeczka
Gallego.
Brzegiem tej ostatniej rzeki szedł Kortejo, gdy ujrzał tlące się jeszcze ogniska. Poznał zaraz,
\e tam rozbito namioty, więc skręcił w bok, by nie być widzianym, idąc jednak ciągle w górę.
Po chwili ujrzał długi szereg srebrnych topoli, miejsce wyznaczone na spotkanie.
Stanąwszy u celu nie zastał jeszcze Cingarity.
Cierpliwość jego nie była wystawiona na długą próbę. Wkrótce zjawiła się. Miała na sobie
ten sam strój, w jakim widział ją w dzień, ale z powodu nocnego zimna zarzuciła na ramiona
chustkÄ™.
Dobry wieczór, senior. Czy to pan? powitała go.
Tak, Zarbo, ja odrzekł.
Podał jej rękę i uścisnął jej drobną dłoń.
Boisz siÄ™ mnie?
Nie.
A dlaczego dr\y ci ręka? Zimno ci mo\e?
Nie, tylko ja jeszcze nigdy, z \adnym seniorem nie byłam w nocy sama.
O nie bój się, gdy się kogoś kocha, to się ma do niego zaufanie, więc się go i nie obawia.
Ja ciÄ™ bardzo, bardzo kocham. Czy twoi wiedzÄ… gdzie jesteÅ›?
Nie, myślą, \e ja śpię w swym namiocie.
Nie będą cię szukali?
Nie, oni ju\ śpią.
Chodz więc tutaj i usiądz obok mnie.
Usiadła koło niego, ale z bojaznią ptaka, którego lada co mo\e spłoszyć. Ujął ją za rękę i
znowu wyczuł lekkie dr\enie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]