[ Pobierz całość w formacie PDF ]
było już dawno po siódmej, a oni jeszcze nie wracali do domu.
Nie wiadomo... przecież nigdy nie wiadomo..." myślała Adela.
Tymczasem goście zaczęli się rozchodzić i wreszcie w izbie pozostali już tylko dziadek i Stasiek,
który zaraz po powrocie z cmentarza wgramolił się na łóżko i zasnął.
Matka skończyła już wycierać szklanki i zabrała się do zamiatania izby.
Dziadek siedział zamyślony, ze śpiącą Zośką na kolanach. Wreszcie powiedział:
Marysiu!
Co, proszę ojca? zapytała matka.
Widzisz, Marysiu, ja już dawno myślałem, żeby was wziąć do siebie. Izba jest duża, kamienica
dobra, chleba dla wszystkich wystarczy. A na to, co ci tam jeszcze potrzeba,
102
mogłabyś dorobić, bo tu u nas o jakieś pranie, szorowanie czy inną posługę u lokatorów łatwo. Ale
nieboszczka nie chciała nawet słyszeć o tym. No i zresztą to ja sam wiedziałem, że (świeć, Panie
Boże, nad jej duszą!) trudno jest się z nią zgodzić. Ale teraz po co masz się tak męczyć i
poniewierać? No, co? Jak myślisz?
Matka przestała zamiatać. Stała chwilę w milczeniu, po czym podeszła do ojca i pocałowała go w
rękę. Trzęsła się cała. Wielkie łzy płynęły po jej wymizerowanej twarzy.
Patrzcie! zdziwił się dziadek. To ci aż tak ciężko? Matka usiadła obok na ławce.
Ciężko?! A jak ojciec myślał?! Jeszcze ja, jak ja, ale Adela! Czy dziecko powinno tak
harować?! Przecie mi dziewczyna w oczach niknie!
Adeli aż oddech zaparło ze zdziwienia: nigdy nie myślała, że matka... Senność odleciała od niej.
A tak mówiła dalej matka to już w domu ugotuję i przepiorę. A i do ogrodu nie będzie
potrzebowała się z Jaśkiem taszczyć, bo tutaj jest przecie na drugim podwórzu ogródek. Boję się,
czy ona nie z tego taka mizerna, że podzwi-gała się!
A od kiedy sprowadzisz się do mnie? % zapytał dziadek.
Choćby za tydzień! powiedziała matka i zaczęła budzić Zośkę, bo czas już było wracać do
domu.
Im prędzej, tym lepiej, bo i mnie gospodyni trzeba. Dziadek wziął klucz i odprowadził ich do
bramy.
Po drodze matka rozmawiała z Adelą tak, jak już chyba nie mówiła z nią dawno. Była podniecona i
ożywiona, a głos miała taki miękki i ciepły jak kiedyś na Woli.
Opowiadała Adeli, jak to jej teraz będzie dobrze i że jak Pan Bóg da, to może jeszcze na przyszły
rok pójdzie do szkoły!
Rozumiesz, córuchno? zakończyła.
Tak właśnie powiedziała: córuchno"... Adela aż pojąć tego po prostu nie mogła!
103
W izbie było już ciemno, wszyscy lokatorzy spali. Adela i matka rozebrały się więc pospiesznie i
byle jak. Zpiące dzieci oswobodziły tylko od zwierzchniego odzienia. Kiedy już leżały, matka
powiedziała jeszcze, jakby ciągnąc dalej zaczęte rozmyślania:
Az nauką to prędko dopędzisz, bo Felek zawsze mówił, że masz dobrą głowę!
I nagle Adela aż ścierpła.
Przeprowadzić się stąd?! A... a Felek?!... Tak zupełnie stąd odejść?! I żeby już nie było w rogu tego
Felkowego łóżka ani kuferka i żeby już nawet nie czekać?! %7łeby już ostatni ślad?!
Adela leżała cała zmartwiała, z szeroko rozwartymi oczyma. I nagle, czując całą beznadziejność
tego, co zamierzała uczynić, powiedziała cicho:
Mamo...
A co?
Mamo... szepnęła Adela drżącymi ustami mamonie wyprowadzajmy się na to Leszno!
Matkę aż zatchnęło ze zdziwienia.
Zgłupiałaś ty, dziewczyno, czy co?! Przecie ci tłumaczyłam całą drogę!
I matka zaczęła jeszcze raz opowiadać o tym wszystkim. O tym, jaka to izba, i że takiej stróżówki
szukać można w całej Warszawie, bo sucha, jasna i duża, jakby wcale nie suterena! I o tym
ogrodzie na drugim podwórzu, i o tych posługach, i o szkole. O tym, że po babce została maszyna,
a matka za panieńskich czasów wcale niezle szyła. I że materiały teraz niedrogie, to uszyje Adeli na
święta nową sukienkę. No, a teraz niech już śpi, bo pózno!
Ale Adela nie mogła zasnąć.
Wydawało jej się, że zapada w jakąś straszliwą próżnię i pustkę, w której już nic nie mai z której
już nie ma wyjścia.
Pociągnęła jeszcze raz matkę za rękaw od koszuli.
104
[ Pobierz całość w formacie PDF ]