[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nikt z żyjących nie opuścił swojego miejsca, bo pragnienie było silniejsze. Wreszcie doczekałam
się czystej wody. Z napełnionym czajnikiem wróciłam do naszej bramy, gdzie czekali na mnie
Natan i Becalel. Kiedy się napili, otrzeźwieni pospieszyli do matki na Pańską. Wyszłam z nimi,
żeby popatrzeć na Złotą. Przed domem stało mnóstwo ludzi. Wszyscy wpatrzeni w jezdnię. Z
ciekawości wepchnęłam się między nich. W samym środku jezdni, akurat przed naszym domem
zobaczyłam szeroki i głęboki dół, a w nim leżącą półtonową bombę, która na szczęście nie
eksplodowała. Lokatorzy później mówili, że Niemcy rzucili tę ciężką bombę na jednostkę AK,
która mieściła się w naszym domu na pierwszym piętrze.
Po tych ciężkich przeżyciach wróciłam do żłobka, ale nie chciało mi się zostać w moim
pokoiku. Z tęsknoty za dziećmi, z którymi bawiłam się w dużej sali, weszłam tam i stanęłam przy
oknie, z którego widać było dość rozległy pusty teren, zarośnięty chwastami. Między wysoką
zielenią leżały resztki zburzonych ścian. Stałam w zadumie i ważyłam decyzję: iść czy nie iść,
opuścić Warszawę czy zostać. . . Wtem podeszła do mnie kierowniczka zakładu. Stroskana i
przybita wiadomościami, zaczęła opowiadać o swojej bezradności wobec trudnej sytuacji, w której
ona i jej przyjaciółka się znajdują. Obie panie nie mają rodzimy. Są w starszym wieku i bez
środków materialnych. Nie mają dachu nad głową ani dokąd iść. Ból tchnął z jej słów, ale w mojej
sytuacji nie mogłam im pomóc. Obydwie westchnęłyśmy - O Jezu! - i rozmowa urwała się.
Nagle spostrzegłam, że spomiędzy chwastów wyszli dwaj mężczyźni. Wyprostowali się.
Ich twarze były pokryte gęstym zarostem, oczy wybałuszone z lęku, włosy rozczochrane. Poprawili
sobie wygniecione i zabłocone spodnie. Z ich wyglądu i niepewności ruchów łatwo było
wywnioskować, że są to Żydzi, którzy dopiero co wyszli z kryjówki. Instynktownie zastukałam w
szybę, żeby ich zatrzymać na chwilę. W tym momencie kierowniczka żłobka krzyknęła:
- To są Żydzi, trzeba ich złapać i oddać w ręce policji!
Nie odpowiedziałam i pędem zbiegłam do nich. Już ich nie było. . . Znikli mi z oczu.
Wróciłam do pokoju. Długo siedziałam na łóżku, a myśli drążyły mózg. Jak to możliwe, że
kierowniczka żłobka podczas palenia Warszawy potrafiła się okazać zaciętym wrogiem Żydów!
Upadek powstania i kapitulacja były już faktem. Komunikaty nawoływały mieszkańców do
opuszczenia stolicy do dnia 2 października 1944 roku. Rozkaz niemiecki wywołał ogólną depresję.
Polacy poczuli się upokorzeni. Ze spuszczonymi oczami tłumili szloch i wewnętrzny opór. Wbrew
woli i z goryczą ciągnęła ludność wzdłuż ulic Warszawy na dworzec.
Około 30 września przyszli do mnie Natan i Becalel, a wraz z nimi dziewczynka, Genia
Gutman, która ukrywała się w tym samym mieszkaniu. Perechodnik przedstawił ją i rzekł:
- Postanowiliśmy pozostać w Warszawie. Przy pomocy dziesiątków osób został
przygotowany schron pod gruzami domu. Polacy dostarczyli żywności i wody na okres trzech
miesięcy. Mama jest rada, że wybraliśmy tę drogę. Wierzymy, że przeżyjemy, jeśli nikt nas nie
zdradzi. Pozostał nam jeszcze kłopot z Genią, z którą jestem zaprzyjaźniony. Ona jest skłonna
ratować się po aryjskiej stronie, ale brak jej odwagi, dotychczas siedziała w ukryciu. Prosimy, abyś
zaopiekowała się nią. Może będziecie mogły wspólnie dzielić los. Oby szczęście wam sprzyjało. . .
Zapanowała cisza. Perechodnik przełykał łzy.
Genia była brunetką, o śniadej karnacji i semickich oczach. Mówiła po polsku z żydowskim
akcentem. Jej główną zaletą była małomówność. Z tęsknoty za moją rodziną zrodziła się we mnie
chęć przygarnięcia jej jako mojej młodszej siostry. Toteż od razu stała mi się bliska i umówiłyśmy
się, że nazajutrz rano spotkamy się u mnie i stąd wyruszymy na dworzec. Przed pożegnaniem
zwróciłam Becalelowi jego dwa pamiętniki, bo postanowił oddać je swojemu przyjacielowi -
Polakowi. Czas upływał. Pogrążeni w smutku staliśmy patrząc nieufnie w przyszłość. Ogarnęła
mnie obawa, że więcej się nie zobaczymy.
Zapadła noc. W czarnej ciszy jawiły się przed moimi oczami wstrząsające obrazy śmierci
moich Rodziców i ich wnuczki w Treblince, rozstrzelanie siostry w Józefowie i własne ucieczki ze
szponów hitlerowskich. Refleksje i rozpamiętywanie ostatniej nocy w żłobku wzmocniły we mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]